Archiwum
14.05.2012

Uksiążko-wić świat

Maja Staśko
Literatura

Liberatura wymaga ujęcia pluralistycznego – inaczej jej sens zaciera się i niknie pod naporem artystycznego rzemiosła. A to jednak literatura, tylko bardziej.

Jeśli typograficzno-graficzno-formalny BUnt książek pro-wadzić ma do ich przeczytańca jako naturalnej implikacji post-wystawowej, to cel zBUdowania ekspozycji zdaje się szlachetny. Jeśli chodzi tylko o to, żeby chodzić w kółko i podziwiać artystyczne umiejętności twórców książek z wykluczeniem podstawowej jednak funkcji pisarzy, to stos książek w centrum liberackiej wyspy nabierze sensu wraz ze spektakularnym podpaleniem. A sens mają tu mieć forma, treść i książka – te trzy, z nich zaś największa jest (lektura). Mimo wszystko.

Żądny artystycznych przeżyć poszukiwacz liberackich przygód po pokonaniu hermetycznej przestrzeni schodów odgradzających reprezentatywną część poznańskiej Biblioteki Uniwersyteckiej od terenów magazynowych, niedostępnych, niejawnych dociera na sam wierzchołek. Na strych. Gołe, betonowe ściany, sufit z popękanymi, ciemnymi oknami zwielokrotnionymi przez odbicia wystawowych szyb rzucają odpowiednie światło na kontestującą wszelkie czytelnicze przyzwyczajenia literaturę. Oto zBUntowany odbiorca znalazł się na prawdziwej wyspie – o-toczony morzem luźnych, gęsto zapisanych drukiem kartek, pośród okręgu bibliotecznych półek i wystawowych szyb, z potężnym stosem prawniczych tomiszczy w centrum. Gdy wyspa bezludna, możliwość samotnego lekturzenia w głąb zwiększa wartości poznawcze. Gdy wyspa zaludna, sposobność podsłuchania przypadkowych rozmów zapoznających się z fenomenem liberatury współtowarzyszy wynagradza podjęte ryzyko: „Gdzie tu literatura?”, „To bardziej zabawa w książki niż książka”. Może warto zatem najpierw zrozumieć, jak to rozumieć. A tak.

Liberatura to literatura totalna, absolutna, bezkompromisowa. Wolna i książkowa, jak podaje łaciński źródłosłów. Odrzuca powszechnie uznawany wyłączny prymat tekstu i uznaje powszechnie odrzucaną wartość materialną książki jako kolejny jej sens. I jak dychotomia forma–treść w rozumieniu tekstowym już dawno została zakwestionowana na rzecz pokojowej koegzystencji, tak i rozdzielność tekst–książka stara się o definicyjną unifikację. Format, rodzaj kartek, czcionka, kształt i rozmieszczenie liter – wszystko to znaczy i współgra z tekstem. Tekst jest u-brany w książkę, a proces czytańca to spojrzenie, przypatrywanie się, dotyk, przesuwanie oczami wzdłuż liter i przeciwko literom.

Liberatura neguje postrzeganie formy wydawniczej – okładki, druku, stron – jako oczywistej, przezroczystej konieczności. Sprzeciwia się zastyganiu przyzwyczajeń odbiorczych. Zmusza czytelnika do otwierania i zamykania libeletrystycznej książki, do pochylania się nad nią, do prze-wracania kartek, w tę i z powrotem, wertykalnie i horyzontalnie, do rozwijania faktury papieru, do układania luźnych składek, do wysiłku, prawdziwie fizycznej aktywności. Tekstowa treść i forma przenikają się z formą i treścią książkową, współistnieją na równych prawach, znaczą. Odbiorca nigdy nie jest bezpieczny, zewsząd czyha na niego nowość, dostosowywanie wyuczonej percepcji do ekstremalnych warunków liberackiego lekturzenia. Gdzie tu literatura? Rzecz w tym, że wszędzie, począwszy od okładki, a skończywszy na stopce redakcyjnej. Odbiór staje się wielowymiarowy, zawiły, kręty, ujawniający nieznane, w tradycyjnym pojmowaniu, możliwości interpretacyjne. Dekonstrukcyjne postulaty aktywnego uczestnictwa czytelnika-twórcy nabierają pełnego znaczenia. Czas przedstawiający to czas odbiorcy pochylonego nad książką, przestrzeń to stolik, na którym książka leży.

Na iście heretyckiej wyspie udało się zgromadzić większość najznamienitszych dzieł liberackich: przede wszystkim całą serię Ha!artu ze słynną butelką Zenona Fajfera, „O-patrzeniem” oraz „O-kaleczeniem” duetu Zenon Fajfer i Katarzyna Bazarnik, „Nieszczęsnych” w formie luźnych składek w pudełku oraz świeżo opublikowaną „Przełożoną w normie” Bryana Stanleya Johnsona, a także liberackie wydarzenie roku i przedmiot gorących dyskusji ostatnich miesięcy – „Finneganów tren” Jamesa Joyce’a w przekładzie Krzysztofa Bartnickiego, którego „Prospekt emisyjny” dopełnia ów czcigodny zestaw. Poza tym prezentowane są książki gościa wystawy, Radosława Nowakowskiego – liczne „Nieopisania świata”, „Nieznak drogowy”, rozległa „Ulica Sienkiewicza” oraz zapowiedź najnowszych, jeszcze nieukończonych dzieł na osobnym wykładzie autora – mapa tekstowa świata oraz globus jako jej zmięta w formę kuli wersja. Wśród eksponatów znalazły się interesujące projekty Magazynu Materiałów Literackich – między innymi „Lustro” z utworami współczesnych poetów, możliwymi do odczytania dopiero w lustrzanym odbiciu, oraz specjalne, graficzne wydania Bruna Jasieńskiego i Piotra Majakowskiego czy tradycyjna BN-owska wersja „Antologii polskiego futuryzmu i Nowej Sztuki”. Obecna tez była obowiązkowa poezja konkretna z twórczością Stanisława Drożdża na czele. Całości wystawy dopełniają: „Tristram Shandy” Laurence’a Sterne’a, „Słownik chazarski” Milorada Pavicia w wersji żeńskiej i męskiej, „Sto tysięcy miliardów wierszy” Raymonda Queneau, poemat „Rzut kośćmi nigdy nie zniesie przypadku” Stéphane’a Mallarmégo. Wszystko do dotknięcia, doświadczenia, materialnego współbycia – poza książkami-dziełami sztuki Marka Gajewskiego za wystawową szybą, która w słoneczny dzień odbija industrialny charakter wnętrza strychu.

Inna sprawa, że o zgubienie wartości literackiej wcale nie tak trudno w otoczeniu barwnych, przykuwających wzrok okładek, kompozycji stron i brawurowych układów liter, słów, zdań na kartkach. Wystawa to nie ekspozycja liberackich dzieł na rzecz obejrzenia, przekartkowania, chwilowego zachwytu nad pomysłowością autorów, a raczej zachęta do wielowymiarowego, czyli jedynego możliwego przeczytańca całości – zarówno treści i formy tekstu, jak i formy i treści książki. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo popadnięcia z jednej skrajności w drugą – z całkowitego ignorowania statusu materialnego książki w „liberackie” z natury skupienie się wyłącznie na niej, jak na eksponacie wystawowym. Liberatura wymaga ujęcia pluralistycznego – inaczej jej sens zaciera się i niknie pod naporem artystycznego rzemiosła. A to jednak literatura, tylko bardziej.

Po to, by uksiążkowić, wić świat, siebie, by na nowo przeżyć literacką czasoprzestrzeń, by zabrać się za przeczytańczenie książki totalnej, zobowiązującej – warto pójść na wystawę. Po przerost treści nad formą, jak roboczo nazwał swój wykład Radosław Nowakowski. Ktoś z tyłu poprawił: „formy nad treścią”. Ale tu właśnie, wbrew pozorom, chodzi o treść – treść tekstu i treść książki; forma to forma, nieodłączna, ale i nieapodyktyczna. Jeśli pójście na wystawę ograniczy się do obejrzenia cennych eksponatów, pochwalenia inwencji autorów – będzie to wówczas kontakt liberetkowy, rzeczywiście – zabawa w książki. Liberaturę trzeba czytańczyć, próbować, mierzyć się z jej materią. Warto zatem przejść się do biblioteki, tej skrzypiącej książki, w której literami są dzieła, a sensami ludzie siedzący przy stolikach i przewracający kartki. I to też znaczy.

„zBUntowane książki”
Poznań, Biblioteka Uniwersytecka
8–15.05.2012

Fot. Raymond Queneau, „Sto tysięcy miliardów wierszy”

alt