Tegoroczny Ethno Port przebił poprzedni pod wieloma względami. Organizatorzy wprowadzili wiele nowatorskich elementów: festiwal przeniesiono ze starego koryta Warty do Zamku, każdego dnia jeden koncert był darmowy, przyciągając spory tłum. Same występy odbywały się w sposób bardziej uporządkowany, a realizatorzy przytomnie reagowali na kapryśną pogodę, przenosząc występy z dziedzińca do wnętrz pruskiej budowli. Nie zawiodła publiczność, wypełniając przeznaczoną dla siebie przestrzeń po brzegi i nie dając się dwa razy prosić, gdy kapele zachęcały do zabawy czy wspólnego śpiewu. Przede wszystkim jednak spisały się zespoły, jak zwykle przybyłe do Poznania z całego świata. I choć wszystkie prezentowały wysoki poziom, to w tym muzycznym panteonie nie brakowało figur mniejszego i większego kalibru.
Oferta festiwalowa była zróżnicowana – coś dla siebie mógł znaleźć wielbiciel wielkopolskiej kultury ludowej i muzyki klasycznej z północy i południa Indii, dostojnego Poloneza i energetycznego bośniackiego ska, włoskiej miłości i albańskich pastwisk. Zróżnicowanie gatunków było jednak efektem przemyślanego planu organizatora. Zespoły wymagające większego skupienia, czarowały słuchaczy w bardziej kameralnym dziedzińcu zamkowym, gdzie muzycznych popisów mistrzów z różnych stron świata słuchano na siedząco, często z zamkniętymi oczami. Za to kapele bardziej znane i tworzące muzykę idealnie sprawdzającą się w plenerze koncertowały przed Zamkiem, gromadząc najszerszą publiczność.
Spośród zaproszonych grup jedną z najbardziej zapadających w pamięć była albańska męska grupa Hysni (Niko) Zela & Albanian Iso-Polyphonic Choir, śpiewająca acapella ludowe utwory Tosków i Labów. Jej dokonania zostały docenione nawet przez UNESCO, które wpisało twórczość zespołu na listę ustnego i niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Mężczyźni od momentu pojawienia się na scenie zrobili wrażenie na publiczności, prezentując się w nietypowych strojach ludowych, ale nie mniejsze emocje wzbudził ich śpiew, który przywoływał widoki skalistych wzgórz i rozległych pastwisk charakterystycznych dla południowoeuropejskich peryferii. Trzeba przyznać, że zaproszenie przez organizatorów po raz kolejny grupy, która zabawia widownię jedynie swym głosem bez podkładu muzycznego (w zeszłym roku była to bułgarska Na Visoko), wymaga od nich pewnej odwagi. Nie każda bowiem publiczność przyjęłaby ciepło tak trudną w odbiorze muzykę. Widownia Ethno Portu jednak nie zawiodła, o czym najlepiej świadczy fakt, że członkowie Hysni (Niko) Zela & Albanian Iso-Polyphonic Choir bili brawo swoim rozentuzjazmowanym słuchaczom.
Na przeciwległym biegunie można umieścić instrumentalny występ duetu Kayahan Kalhor & Erdal Erzincan, pochodzących odpowiednio z Iranu i Turcji. Ich półtoragodzinne granie na kamancze i lutni okazało się popisem prawdziwej wirtuozerii. Występ, choć długi i bez choćby chwili przerwy, w najmniejszym stopniu nie znudził słuchaczy. Muzyką instrumentalną oczarowali publiczność także goście z Indii, z Panditą Hariprasadem Chaurasią na czele. Szczególnie zapadający w pamięć był swoisty dialog pomiędzy bansuri (tradycyjnym indyjskim fletem) i tablą (bębnami), podczas którego pierwszy instrument dyktował rytm, powtarzany przez drugi. Był to kulminacyjny moment wielominutowej improwizacji, świadczący o najwyższych umiejętnościach muzyków.
Nie zabrakło także zespołów nawiązujących w swej twórczości do krajowych rytmów etnicznych. Na tym tle ciekawie zaprezentowała się Kapela ze Wsi Warszawa, występując razem z hiszpańską wokalistką Mercedes Peon. Ich występ, odbywający się przed Zamkiem, przyciągnął istny tłum. Jak przystało na grupę Macieja Szajkowskiego, nie mogło zabraknąć bardziej współczesnych, krytycznych odniesień. Między kolejnymi utworami wokalista krytykował cięcie wydatków na kulturę, z powodu których między innymi ogranicza się lekcje języka gallego w położonej na północno-zachodnim skrawku Hiszpanii Galicji.
Przed koncertem Kapeli ze Wsi Warszawa grała natomiast jedna z najsłabszych grup na tegorocznym Ethno Porcie – Janusz Prusinowski Trio. Muzycy deklarują co prawda śmiałe łączenie nowoczesności z archaicznością, w tym jednak wypadku coś, co wydaje się z pozoru atutem, w praktyce się nie sprawdziło. Ich koncert łączył różne wątki: od najstarszej polskiej pieśni „Oj chmielu, chmielu” do muzycznej adaptacji poezji Adama Asnyka. Zabrakło w tym miszmaszu konsekwencji.
Od strony organizacyjnej Ethno Port udał się chyba lepiej niż przed rokiem. Nowa lokalizacja to zdecydowanie dobry pomysł: Zamek jest położony w samym sercu miasta, świetnie radzi sobie z przyjmowaniem setek osób i jest bardziej odporny na kaprysy pogody niż festiwalowe konstrukcje w starym korycie Warty. Także organizacyjne opóźnienia mijają przyjemniej z uwagi na funkcjonowanie kawiarni w górnej części budynku. Szersza niż rok temu była także oferta gastronomiczna – co ma, wbrew pozorom, spore znaczenie, zważywszy na fakt, że jeden dzień festiwalu to ponad siedem godzin koncertów.
Warto podkreślić, że doświadczenie Ethno Portu jest czymś zgoła niepowtarzalnym nie tylko z powodu niepowtarzalnego repertuaru zespołów, które goszczą w Poznaniu. Decydujące znaczenie ma tu moc muzyki wykonywanej na żywo. Odtwarzanie z płyty lub YouTube’a kapel, które pozytywnie zaskakują na Ethno Porcie, często rozczarowuje, a utwory wielu scenicznych wirtuozów tracą siłę oddziaływania, gdy ich muzykę przeniesie się na nośnik elektroniczny.
Ethno Port 2013
Poznań, CK Zamek
7–9.06.2013
fot. Yat-Kha (Rosja)
Maciej Kaczyński CK Zamek