Archiwum
07.04.2017

Twój mangowy przewodnik

Marek S. Bochniarz
Film

1. manga: political fiction | seks cyborgów

„Ludzie otrzymują ograniczony dostęp do informacji w ciągu swojego życia. W tym przypadku, los jednego narodu i życie pojedynczego człowieka zostały potraktowane tak, jakby nie posiadały żadnej wartości. A większość ludzi nigdy o niczym się nie dowie…”
(Aramaki o praniu mózgów i bezduszności polityki*)

„Ghost in the Shell” wystartował jako bardzo autorska manga Masamune Shirow, który ambitnie sam chciał zrobić przy niej wszystko – od szkicu scenariusza po grafikę. Ta decyzja – nietypowa jak na mangakę – zaważyła na ekscentrycznym, unikalnym charakterze komiksu.

Shirow może nie jest wybitnie utalentowanym rysownikiem, ale wie, jak wykreować absorbującą opowieść cyberpunkową – i to klasy niecodziennej jak na mangi. Komiksowy „Ghost in the Shell” to bogata, nadźgana intrygami, pesymistyczna wizja przyszłej Japonii – a także, jak to w cyberpunku, metafora na „nasze zdehumanizowane czasy”.

Główna bohaterka – major Motoko Kusanagi – egzystuje jako bio-mózg w cybernetycznym ciele. Jest w komiksie trochę straszna, a krztynę kawaii. Z nieoficjalną grupą utalentowanych żołnierzy z Sekcji 9 przeprowadza akcje specjalne tam, gdzie siły policyjne blokują przepisy prawa. Szczególną rolę w historii odgrywa Batou – klocowaty mężczyzna o sztucznych oczach, który bezustannie przekomarza się z major i nierzadko za to obrywa, lecz jest jakby mastermindem wielu „cichych” rozgrywek Sekcji. Nad wszystkim czuwa ich przełożony Aramaki – albo tak mu się tylko wydaje. W mandze jest postacią komiczną: to stary mężczyzna obdarzony małpią fizjonomią i przenikliwym, złośliwym umysłem – postać niczym „małpi król”.

Komiksowa Motoko ciągle surfuje w sieci – nie tylko hakuje mózgi innych użytkowników, ale także uprawia cyberseks z przyjaciółkami, roztapiając się w uroczej, morskiej scenerii w abstrakcyjnej rozkoszy elektrycznego orgazmu. Trzeba zatem dodać, że Shirow ma w sobie duszę fetyszysty-portrecisty.

Autor zdradza też zaskakująco głęboką wiedzę na wszelakie tematy – od nauk politycznych, przez technikalia i rzeczy ścisłe, po metafizykę. Bo pod koniec w „Ghost in the Shell” jakby niechcący wkracza w obszar pytań, na jakie nikt nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Pani major stopniowo gubi poczucie spójnej tożsamości – i duma: „kim jestem?”. To ważkie pytanie, bo w uniwersum Shirow łatwo kogoś pozbawić oryginalnych wspomnień i zaimplantować fałszywe.

2. na scenę wkracza czarny koń: Mamoru Oshii | meta-cyberpunk

„Jest coś smutnego w tych pozbawionych ducha botach – zwłaszcza w tych, co krwawią”.
(Batou dopada chandra)

„Tytułowy duch jest czymś w rodzaju ludzkiej duszy, nie posiadającej jednak żadnej religijnej konotacji. Jest jakby materialną wersją metafizycznej duszy mającą swoje miejsce w cyberprzestrzeni, tak samo jako każdy człowiek ma swoje miejsce w realnym świecie”** – notuje Profuzjusz w recenzji anime z 1995 roku w reżyserii Mamoru Oshii.

Filmowa adaptacja mangi ma mało wspólnego z oryginałem. Nie jest to nawet twórcza zdrada, bo klimat uległ zmianie – z sensacyjno-przygodowo-intryganckiego political fiction na kontemplacyjny thriller psychologiczny. Dla tak zamyślonej historii odpaść musiały oryginalne elementy kawaii, tak doskonale sprawdzające się w formie mangi.

Oshii w Polsce jest identyfikowany z niefortunnym „Avalonem” z Małgorzatą Foremniak, ale to skojarzenie nie jest wcale takie złe. Bo Japończyk od dawna uwielbia filozować, tyle że różnie wychodzą mu już same filmy. GITS to podsumowanie jego dotychczasowych refleksji, jakie rozpoczął w serii „Dallos” i „Patlabor” – i może nie tyle skupia się na ambiwalencji politycznego statusu Japonii – jak u Shirow, ile na kondycji człowieka w nowym, wspaniałym świecie cyfrowym. Jak sam to zresztą wyraził:

Skąd się bierze duch, ego człowieka? Po części na pewno z mózgu, ale nie do końca. Gdy ręce lub nogi dotykają czegoś, co znajduje się poza twoim ciałem, poznajesz świat zewnętrzny. […] Skąd więc bierze się duch cyborga, który ma sztuczne ciało? Duch charakterystyczny dla danej osoby rodzi się wtedy, gdy jej ciało jest inne od reszty ciał ludzi. Inaczej przedstawia się rzecz w przypadku cyborgów, gdyż one mogą być sztuczne i podobne do innych cyborgów.

Dlatego „Ghost in the Shell” nadal pozostaje zagadką i stawia spore wyzwanie intelektualne. Tylko pozornie idzie tu o intrygę: Sekcję 9 na tropie groźnego cyberprzestępcy, zwanego Władcą Marionetek. Strzępki nagłych i eksplozywnych akcji, zorkiestrowane przez reżysera obrazów Hiroyukiego Okiurę, rozbijają główny motyw o charakterze refleksyjnym: zawikłane dywagacje major Kusanagi nad statusem ontologicznym postczłowieka, jakim się stała. Punktem oparcia o rzeczywistego, „oldskulowego” człowieka jest dla jej oddziału Togusa – staromodny glina, który jako jedyny nie jest cyborgiem i lubuje się w rewolwerach. Przez przesunięcie ciężkości z dynamiki akcji na statykę filozofii film jest nadal bodaj najczęściej interpretowanym przez humanistów anime w historii.

3. wzrost siły ognia: serial „Stand Alone Complex”

„Wolę już choćby i zostać przeniesiona, niż stać się laską na posyłki dla tych szumowin z bezpieczeństwa publicznego”.
(major Kusanagi buntuje się)

Każde solidne anime, tworzące wokół siebie fandom, wyzwala niepowstrzymany łańcuch seryjności. A prawdziwi fani konsumują te odcinki niczym dziatwa ciamka słodziutkie toffi. GITS na potrzeby serialowej wersji „Stand Alone Complex” został częściowo przywrócony do oryginalnego charakteru mangi przez Kenjiego Kamiyamę. Triumfalnie powróciło kawaii i osobliwy gust Shirow.

Mangaka nakreślił swoją opowieść na zasadzie mikrohistorii, czasem dość luźno przenikających się ze sobą. Pomimo nadmiaru sążnistych dialogów, wciąż lapidarne epizody składają się na całość pełną dykteryjek (kto i jak się znalazł w Sekcji 9), pasażów (wspomniany cyberseks) czy fabularnych skoków w bok. Wielu sądziło, że był to dobry materiał na film – a tak naprawdę okazał się koszmarem dla Mamoru Oshii. Dopiero konwencja serialu mogła uruchomić to, czego nie dało się zrobić w pełnym metrażu wymagającym zachowania jednolitej stylistyki i utrzymania przyczynowo-skutkowych związków akcji.

Kamiyama – poza nastawieniem na przemoc i efekty – przywrócił do łask Tachikomy. To „myślące czołgi”: słodkie maskotki z mangi, a przy tym podstawowy nośnik kawaii (pomijając urocze chwile, gdy pani major ujawnia swoją ludzką słabość czy zawstydza się zbereźnymi żartami Batou, pełnymi seksistowskich wtrętów). Problemem użycia Tachikomy było zdaniem Oshiego to, że zapewniały pani major praktyczną niezniszczalność – a japoński reżyser jako człowiek skłonny do nadmiernego dramatyzmu chciał pokazać swą bohaterkę w niejednym potrzasku i z widmem śmierci nad głową.

W okolicach emisji pierwszego sezonu serialu sam Oshii powrócił do serii, realizując drugi film pełnometrażowy. I tu zaistniał prawdziwy punkt zapalny. Bo „GITS: Innocence” „koroduje” oryginalny film. Reżyser zaproponował publiczności nową oprawę wizualną i idącą z duchem technikę, adaptując efekty 3D. Najzagorzalsi fani pierwszego anime – estetyczni puryści – odrzucają kontynuację i rebooty. Zapominają jednak o tym, że Oshii od lat 80. próbował dokonać rewolucji w animacji studyjnej – wprowadzając do niej nieużywane po wojnie elementy poetyki kina aktorskiego, a pierwsza adaptacja mangi była sporym krokiem w rozwoju efektów specjalnych w anime. Rok 2008 przyniósł zresztą największy szok estetyczny – gdy Oshii przerobił swój stary film, zmieniając całe sceny czy dodając nowe, „bajeranckie” efekty specjalne 3D. Twierdził, że chciał swój klasyk „uwspółcześnić”.

4. chłopczycowy czar lolitki i pożądanie fuksjowych barw: „Arise”

„– Twoje sentymenty są wzruszające Togusa, ale zachowaj je dla siebie, dobra?
– Hej, ja nie jestem robotem, majorze.
– Dlatego wciąż jeszcze jesteś żółtodziobem…”.
(dialog major Kusanagi z Togusą)

Polscy dystrybutorzy ominęli niestety to, co serii przyniosły ostatnie szalone lata. W swoistym reboocie „GITS: Arise” ekipa pod kierunkiem reżysera Kazuchiky Kise przeniosła znacznie zmodyfikowaną fabułę o charakterze prequelu w estetykę najnowszych anime dla młodych odbiorców. Ten nowy rozdział w japońskiej animacji studyjnej porzuca ciemną kolorystykę z lat 80. i 90. na rzecz miętowych barw i równie przesłodzonych kreacji bohaterów.

Jasna paleta czy nijaka, wręcz nieznośnie lekkostrawna muzyka przypominająca muzaki z galerii handlowych, kierują GITS na poziom niezobowiązującego serialu. Zmieniła się też w „Arise” sama postać pani major. Dotąd niezwykle charyzmatyczna i silna kobieta, uznana nawet przez część fanów za postać męską (bądź MILF), stała się lekko niepewną siebie, pozbawioną kobiecych krągłości dziewczyną o błękitnych włosach i została wbita w krzykliwy, czerwony kombinezon (niczym Marianne Faithful z „Dziewczyny na motocyklu”). Motoko Kusanagi „Arise” dopiero nabiera odwagi przed osiągnięciem dorosłości, czyli – zmierzeniem się z problemem swojej niespójnej tożsamości. Rok 2015 zamyka pełnometrażowy film zawieszający akcję tuż przed wydarzeniami pierwszego anime.

Nad amerykańskim remake’iem filmu Mamoru Oshii zawisły czarne chmury, jakie ściągnęły na reżysera Ruperta Sandersa lęk fanów przed wyzuciem oryginału z elementów dalekowschodnich czy oskarżenia o wybielenie głównej bohaterki. Japończycy jednak nie dostrzegali tych problemów – od początku przewidując, że Hollywood nie zdecyduje się na azjatycką aktorkę. Dla nich uniwersum GITS to też przede wszystkim metaforyczny, anonimowy świat przyszłości. Tokijskość metropolii ukazanej w anime jest przecie w gruncie rzeczy dość umowna. W mandze i anime, obok wizerunku nowej Japonii, występuje zresztą motyw fikcyjnego państwa Trzeciego Świata – Republiki Gavelu.

Tak naprawdę nie wiemy, kim jest major Motoko Kusanagi – płeć tej postaci i jej narodowość to zagadka (tak upiera się grająca ją Scarlett Johansson). W filmie to cyborg przeżywający lęk, że wraz z ciałem bio utracił też swego ducha, a mózg to trochę za mało, by pozostać sobą. Czyżby Zachód w swoim szczerym oburzeniu znów potknął się o infantylną i wypaczoną wizję Japonii? Na krytyczne recenzje narzekają już producenci, gdyż „Ghost in the Shell” nadspodziewanie źle sprzedał się w weekend premiery i trzeba szukać winnych.

 

Źródła cytatów:
* Masamune Shirow, „Ghost in the Shell”, Dark Horse Comics 1995
** „Kawaii” 1/1999

„Ghost in the Shell”
reż. Rupert Sanders
premiera: 31.03.2017