„Jako najbardziej indywidualna część ciała, jest ważnym elementem tożsamości człowieka” – to fragment definicji twarzy, zarazem najbardziej idiomatycznej, ale i uogólnionej części ciała ludzkiego. Uogólnionej, bo włączonej w szereg związków frazeologicznych, jak choćby „odzyskać twarz”, „stracić twarz”, „twarzą w twarz”, „wyjść z twarzą” et cetera. Właściwie trudno nawet pomyśleć o twarzy jako o części ciała, te bowiem bardziej przywodzę na myśl rękę czy nogę. Twarz natomiast pozostaje czymś odcieleśnionym, bliższym raczej abstrakcyjnym właściwościom ludzkiej tożsamości. Jest traktowana jako pewna transparentna powierzchnia, poprzez którą widoczne są psychiczne i duchowe właściwości jednostki. Także w języku twarz funkcjonuje jako figura bezpośredniości; narzędzie autentycznego kontaktu, gwarantowanego poprzez spojrzenie właśnie na twarz. Ta utopia szczerości i bezpośredniości, której (paradoksalnym) ucieleśnieniem jest twarz, ma jednak swój bardziej mroczny rewers w postaci maski, czyli synonimu teatralności i sztuczności. I jak pisze Hans Belting, w swoim monumentalnym dziele „Faces. Historia twarzy”, obie te właściwości nie dają się sprowadzić do prostego przeciwieństwa.
Czytelnicy dotychczasowych tekstów Hansa Beltinga („Faces” to jego ostatnia książka, wydana w języku niemieckim w 2013 roku) kojarzą go zapewne z rozpoznaniami dotyczącymi teorii obrazu, w tym zwłaszcza tez o końcu sztuki, rozumianej jako linearna i progresywna historia o następujących po sobie epokach, której duchom podporządkowane jest zawsze indywidualne dzieło twórcy. W „Faces”, podobnie jak wcześniej w „Antropologii obrazu”, niemiecki historyk sztuki konsekwentnie rezygnuje z monolitycznego dyskursu historii sztuki wysokiej, ograniczającego i wykluczającego to wszystko, co nie mieści się w jej ramach.
Zgodnie z tak zarysowaną, kluczową perspektywą badawczą przyjmowaną przez Beltinga, także „historia twarzy”, będąca przedmiotem książki, musi zostać pomyślana inaczej. Jak? Zgodnie z sugestią samego autora „Faces” opiera się na ciągu prób odnajdywania twarzy w zmieniających się kontekstach historycznych, a samo pojęcie historii jest jedynie pewną ramą praktyczną, nie zaś opowieścią zobowiązującą do uporządkowanej i linearnej perspektywy badawczej. Belting, podążając za ustaleniami Georgesa Didi-Hubermana, poszukuje więc możliwości opowiedzenia o twarzy pomiędzy gramatyką historyczną a ogólną gramatyką twarzy, obie bowiem – choć z różnych powodów – szybko docierają do swoich granic.
„Żyjemy w społeczeństwie facjalnym, bezustannie produkującym twarze” – powtarza za Thomasem Macho Hans Belting. Powtarza i wyciąga z tego powtórzenia konsekwencje determinujące główny przedmiot jego zainteresowań, czyli nieustanne przenikanie się twarzy i maski. Kulturowa historia twarzy, w odróżnieniu od historii naturalnej, zainteresowanej przede wszystkim potencjałem ekspresji twarzy, ma skłonność do kontrolowania i uspołeczniania ekspresji, eksponując przy tym przede wszystkim kolektywne standardy, tabu i oczekiwania, a zatem swego rodzaju maski, poprzez które twarz może istnieć społecznie. Zgodnie z takim rozpoznaniem związku twarzy i maski, Belting przywołuje argumentację Deleuze’a i Guattariego z „Mille plateaux”, dotyczącą opresyjnego charakteru twarzy, związanego z kolonialnym dziedzictwem białego człowieka. W tym rozumieniu twarz staje się ekranem, na który rzutowane są roszczenia władzy, kształtujące schematy, jakim poddawane są indywidualne twarze. W efekcie takiej praktyki czytelne staje się rozpoznanie, że maska nie ukrywa twarzy, lecz po prostu nią jest.
Dynamika związku pomiędzy twarzą i maską pozwala płynnie przechodzić Beltingowi od rozważań nad maskami pośmiertnymi, fizjonomiką czy statusem nowożytnego portretu. We wszystkich tych stadiach twarzy autor rekonstruuje związek reprezentacji z kontekstem społecznym, który powodował, że twarz odrywała się od swojej jednostkowości i stawała się maską, dostosowywaną przez społeczeństwo do wciąż zmieniających się norm.
Przeciwieństwem portretu jako reprezentacji prominentnych twarz jest archiwum, stworzone jako organ kontrolny, służący inwentaryzacji anonimowego tłumu. Twarze w dzisiejszym archiwum społeczeństwa spektaklu ujawniają swoich nosicieli poprzez badanie drobnych cech zewnętrznych pozbawionych własnej wartości ekspresyjnej. To cechy, których nie sposób zauważyć w danej osobie, są najsilniej uwzględniane w systemie gromadzenia informacji. Twarz rozumiana jako nośnik takich cech staje się czymś abstrakcyjnym, służy wyłącznie do wizualizacji zebranych o niej informacji. Te wszystkie rozpoznania i diagnozy doprowadzają Beltinga do tez dotyczących statusu twarzy we współczesnej kulturze internetu. W ramach zwrotu cyfrowego dochodzi do uwolnienia obrazów od przymusu mimetyczności, co powoduje, że dziś możliwe jest produkowanie twarzy, które nie mają żadnego odpowiednika w świecie materialnym, do nikogo nie należą i funkcjonują w wiecznotrwałej teraźniejszości, dopuszczającej istnienie wyłącznie maski, nigdy nie dając dostępu do prawdziwej twarzy.
Cały projekt Beltinga jest oczywiście wystawiony na ryzyko zarzutów o dobór przykładów z szeroko pojętych sztuk wizualnych, o koncentrację wyłącznie na obszarze Europy czy też o dość w gruncie rzeczy dobrze już rozpoznane relacje twarzy i maski, zwłaszcza w dobie tak zwanej cybertwarzy. W wielu miejscach widać bowiem, jak trudno jest Beltingowi wyzwolić się od linearnej i progresywnej historii, która dąży do uniwersalnego opisu zjawiska. Mimo tego jednak „Faces” to niezwykle interesująca historia twarzy, której autor stara się uniknąć prostych przeciwstawień naturalności i tego, co sztuczne. Dzięki jego szczególnej sympatii badawczej do obrazów status twarzy w kulturze zachodnioeuropejskiej zostaje tu przedstawiony właśnie z uwzględnieniem kluczowego pojęcia reprezentacji, pozwalającego wytrącić figurę twarzy z utartych kolein interpretacyjnych. A przynajmniej wskazać różne narzędzia, które mogą posłużyć do takiego wytrącenia.
Hans Belting, „Faces. Historia twarzy”
przekład: Tadeusz Zatorski
słowo/obraz terytoria
Gdańsk 2015