Archiwum
24.06.2014

„[…] Ja jestem w innej sytuacji, wniosłam do świątyni sztuki, jaką jest teatr, najwyższą daninę… Pokorę. […] Spektakl rzecz święta! A tu „gwiazda” ma przedłużające się zdjęcia w filmie, albo „gwiazda” pilnie musi pilnować wnusiów, bo czasami „gwiazda” ma cholerne wnusie, o których paple wszystko, wszystkim, bez ustanku, że zupka, że flaczek, że kupka, że lizaczek… Albo… „gwieździe” pęknie taka mała, malutka żyłka w mózgu… i w jednej chwili „gwiazda” sama jest jak ten nowonarodzony wnuczek w pieluszce… […] I wtedy na scenę wchodzi zastępstwo… Czyli ja. Pan widział te wąskie pasemka z nadrukowanymi nazwiskami, przyklejane na plakatach, które marszczą się i odklejają na deszczu? To właśnie ja na afiszu”.
Piotr Szulkin, „Per procura”

Chórki, wokalne tło, „współśpiewaczki”, zawsze obecne, ale pozostające w cieniu wielkich gwiazd, zarówno w trakcie koncertów, jak i na płytach. Dla fanów i słuchaczy anonimowe głosy występujące zawsze razem, nigdy solo, to po prostu dodatkowa linia muzyczna. O ich istnieniu wiedzą producenci, pracownicy techniczni ze studia nagraniowego i same gwiazdy, często przytłoczone ogromnym talentem swoich chórzystek. W tym „zawodzie” przeważają kobiety. W filmie Morgana Neville’a to one opowiadają swoją historię „towarzyszek” – kobiet na tyłach sceny, które mają połączyć swój głos z innymi i wesprzeć solistę. Ich głos to dodatkowa moc i nowa energia. W „O krok od sławy” nareszcie grają pierwsze skrzypce, wychodzą z cienia, opowiadają o swoich karierach, wspominając, jak wielu geniuszy muzyki rozrywkowej nie mogło się bez nich obejść.

Poszczególne historie kobiet z chórków w filmie Neville’a łączą się z historią amerykańskiego popu i rasistowskich Stanów Zjednoczonych. W większości przypadków na początku był Kościół, lokalna społeczność, śpiewy ku chwale Pana i gospel. Czarnoskóre piosenkarki zaczęły przejmować sceny dopiero na przełomie lat 50. i 60., choć nie w każdym miejscu było to mile widziane. Wypierały sztywne „białe” piosenkarki, które nazywano z przekąsem „czytelniczkami”. Od tamtego momentu nagle każdy chciał, żeby w jego zespole, w jego otoczeniu śpiewała czarnoskóra kobieta. Próbowano naśladować ich niesamowite głosy. Z dnia na dzień wszyscy chcieli, żeby ich brzmienie było bardziej „black”. Właśnie w tamtym momencie na scenie pojawiły się The Blossoms i Darlene Love – kobieta legenda, która dzięki filmowi Neville’a po kilkudziesięciu latach spotyka się z innymi dziewczynami ze swojego zespołu i odśpiewuje stare przeboje. Jej historia to chyba najbardziej bezwzględny przykład losów „towarzyszek”. Love pracowała z jednym z najważniejszych producentów muzycznych w historii, Philem Spectorem. Wśród setek piosenek nagrała z nim i The Blossoms między innymi piosenkę „He’s a Rebel”, którą następnie usłyszała w radiu jako najnowszy hit zupełnie innego zespołu, The Crystals. Przez dłuższy czas nie mogła uwolnić się od Spectora, aż w końcu zrezygnowała ze śpiewania. Wychowywała dzieci i sprzątała w domach obcych ludzi. Któregoś dnia podczas mycia łazienki pani X. Darlene Love usłyszała swoją piosenkę w radiu. Zapragnęła jak najszybciej wrócić na scenę.

W „O krok od sławy” nie chodzi tylko i wyłącznie o wygładzanie przeszłości, odkrywanie tajemnic nieudanych karier i wkroczenie w świat zapomnianych, utalentowanych twórczyń. Lisa Fischer, która próbowała robić karierę solową, współpracowała przez lata z The Rolling Stones i Stingiem, w pełni świadomie zrezygnowała z bycia gwiazdą. Woli swoje uporządkowane życie codzienne. Część towarzyszek nie była w stanie zrobić kariery, bo oprócz głosu liczył się także wygląd zewnętrzny. Genialna Tata Vega, którą w filmie wychwala między innymi Stevie Wonder, po prostu „nie nadawała się” na gwiazdę. Specom od idoli przeszkadzała jej waga. W takiej konkurencji jej magiczny głos nie miał znaczenia.

O wyglądzie i seksapilu chórzystek wspomina również Claudia Lennear, która współpracowała między innymi z The Ikettes, Ikiem i Tiną Turner. Od kobiet wymagano, żeby były pociągające, żeby podniecały mężczyzn na widowni i przyciągały ich spojrzenia. Lennear współpracowała również z The Roling Stones i Davidem Bowie. W połowie lat 70. porzuciła branżę muzyczną i zaczęła zawodowo uczyć języka hiszpańskiego.

„Towarzyszki”, chórzystki wielkich gwiazd nie zazdroszczą wielkim idolom. W filmie Neville’a przede wszystkim śpiewają. Nie ma w nich zgorzknienia. Każda z tych kobiet to niezwykła osobowość, o której ci najważniejsi w branży wypowiadają się z szacunkiem. Zresztą trudno konkurować z takim talentem jak na przykład Mary Clayton. Wszystkie, wraz z kilkoma mężczyznami (m.in. Oren Waters z The Waters) tworzą silną, siostrzaną wspólnotę. Znają swoje możliwości, są świadome własnego talentu, czasami z premedytacją wycofują się w cień, innym razem próbują choć na chwilę być solistkami. Ich świat nie kręci się wokół idola, a raczej koncentruje się na chórze, na wspólnym śpiewaniu, na towarzyszeniu głosem tym, którzy bez nich mogliby równie dobrze nic nie osiągnąć.

Śpiewaczki z chórków w „O krok od sławy” nie zastępują gwiazd, jak bohaterka opowiadania Szulkina. Współistnieją razem z idolem milionów, ale równie pokornie traktują swoją rolę w przedstawieniu. Ich nazwiska nie pojawiają się nawet na doklejanych do afiszy paskach. Często giną w długich spisach współtwórców sukcesu jednostki. Przyczyniają się do jego legendy. Film Neville’a umożliwia „towarzyszkom” chwilową zamianę miejsc. Tym razem kobiety z chórków grają główne role, a ich wielkie gwiazdy stanowią tło i są zachwycone, że mogą choć przez moment opowiedzieć o talencie swoich współpracowniczek.

„O krok od sławy”
reż. Morgan Neville
premiera: 20.06.2014

alt