Zbyt łatwo byłoby uznać nową płytę Kasi Nosowskiej, zatytułowaną „8”, za bardzo dobrą. O solowych projektach artystki można zwykle mówić jako o niepospolitych, interesujących, nierzadko eksperymentalnych. Jednakże płyta „8” wydaje się niejednoznaczna, zarówno pod względem tekstowym, jak i muzycznym.
Osoby znające dotychczasową twórczość Kasi Nosowskiej często słyszą w utworach artystki o relacji „Ja–Ty”. Sytuacja przedstawiona w pierwszym utworze, „8”, stanowiącym niejako intro płyty, w niczym nie przypomina kontaktu między dwojgiem ludzi z pierwszych albumów artystki. „Rozszczep” jest natomiast studium stanu „po”: po związku, po końcu, kiedy „serce zrasta się”. Pozostają głębokie ślady po współistnieniu, które miało trwać na zawsze. Nosowska przedstawia ten stan za pomocą zmian w organizmie. Śpiewa o „tysiącu drobnych blizn” i „ranie głębokiej, kłutej – tam”. Osoba mówiąca w utworze próbuje odzyskać siły po „rozszczepie” z drugą osobą. Bolesne okazują się: „Kikut wiary w cud / I fantomowy ból / tych miejsc gdzie dawniej wrastałeś we mnie ty”. Zrastanie się ran w utworze numer 1 odbywa się w powolnym tempie, który wyznacza podkład muzyczny.
Myśli o relacjach damsko-męskich przerywa kolejny kawałek, rodem z bluesowego podwórka. Wyobraźnia podsuwa sekwencje z filmów Quentina Tarantino, nieco gangsterski klimat budzi pokusę zapalenia papierosa. Słyszany rozkaz; „Więc daj mi spać / o świecie milcz” wyraża potrzebę snu, ale też ucieczki przed światem, który jest „monstrum co / wysysa miąższ”. Trochę mroczny, rytmiczny, ale pełen werwy utwór wywołuje też pragnienie przygody, uczestnictwa w pościgu, ucieczce, walce w przeżyciu sennym.
Kolejny fragment na płycie znów pozwala wygodnie usiąść i zamknąć oczy, by unieść się wraz z podmiotem utworu ponad chmury i ujrzeć Polskę jako fizyczny fragment ziemi, „patchwork uszyty z województw”. To kraj widziany z całkiem innej perspektywy, niż ta tworzona przez media i oceny Polaków. Na dużych wysokościach nie widać polityki ani problemów społeczeństwa, można zaś dostrzec „łatki powiatów”, Bałtyk i Giewont.
Promujący płytę utwór „Nomada” ma charakter bardziej taneczny, tekst natomiast wydaje się typowo „nosowski”, traktując o niedopasowaniu i upośledzeniu emocjonalnym w relacji kobiety i mężczyzny. „Ja” tekstowe darzy „ty” miłością, którą jego „bulimiczne serce zwraca na posadzkę”. Całkowite oddanie „ja” kontrastuje z ascezą emocjonalną „ty”, z jego nieumiejętnością odwzajemnienia uczucia. Kiedy jednak „ty” ulega namowom („do ust mnie nieś”), „dławi, zachłystuje się, je łapczywie”, a później „prowokuje torsje” i wymiotuje jak bulimik. W tej relacji „ja” daje, natomiast „ty” nie potrafi przyjąć oferowanych mu uczuć, a jeśli już, czyni to w sposób żarłoczny i wstydliwy. Kobieta jako „ja” i mężczyzna – „ty” nie potrafią się tu dopasować emocjonalnie – jedno daje dużo i kusi nadmiarem, drugie – nie potrafi przyjąć miłości.
Następowanie po sobie łagodnego i energetycznego utworu zostaje złamane w drugiej części płyty szeregiem piosenek równie ciekawych literacko i muzycznie jak poprzednie. Interesujący jest tu łagodny utwór „Pa” – studium otaczającego świata, oraz niepokojący, klawiszowy „Ulala”, zwiastujący jesień. Z pierwszej piosenki bije zachwyt nad powoli zmieniającym się z zimowego na wiosenny krajobrazem. Oznaki nadejścia wiosny sygnalizują topiący się śnieg, zieleniące się drzewa czy przystrojony kwiatami plac. Klimat piosenki jest sielski i radosny. „Ulala” z kolei wprawia w niepokój – to zmierzch lata, obawa przed zimnem.
Artystka na swej szóstej solowej płycie nie stroni też od stawiania pytań o genezę zdarzeń, jak w piosence „Kto”. Pyta retorycznie, dlaczego mają miejsce huragany i zastanawia się nad śmiercią. Nie daje odpowiedzi na podjęte kwestie, lecz pozwala się zastanowić odbiorcy, rozważyć przyczynę.
Pod względem literackim płyta jest zróznicowana, bo oprócz wspomnianego już śpiewania o relacji „ja–ty”, jest tutaj także dużo obserwacji codzienności z przyrodą na pierwszym planie, jak w opisanym „Pa” i „Ulala”. Można też usłyszeć, jak mija czas, w utworze numer 10, który emanuje liryzmem. „Leje się […] z zegara do wiadra, z wiadra do cysterny”, monotonnie, tak samo, godzina za godziną, wręcz nudno.
Teksty Nosowskiej, zawsze pomysłowe, często emocjonalne, na płycie „8” sprawiają wrażenie bardzo wysublimowanych, niejednorodnych, tworzących wraz z aranżacjami muzycznymi (nie można zapomnieć o rewelacyjnej pracy Marcina Macuka, który kolejny raz współtworzy z Nosowską) profesjonalnie skrojoną i dojrzałą pod każdym względem płytę. Nie ma tu tym razem żadnej piosenki w języku angielskim. Nie znajdziemy także psychodelicznej aury ani nadmiaru elektronicznego brzmienia. Klimat „8” wydaje się odnosić trochę do bluesa, przywołuje w pamięci występy z balladami w zadymionej piwnicy klubowej, żeby chwilę później otoczyć słuchacza rytmicznym nowoczesnym bitem, znanym już z wcześniejszej płyty „UniSexBlues”.
Większość utworów drugiej części płyty jest wprawdzie mniej zróżnicowana melodycznie, wolniejsza, stonowana brzmieniem instrumentów dętych. Kiedy jednak dochodzimy do ostatniego utworu, z całej płyty rodzi się nowa całość. „O lesie” jest fragmentem pełnym energii, radości, a tekst wypełnia zadowolenie płynące z kontaktu z przyrodą. Wokal artystki, pozbawiony na całej płycie lukru i słodyczy, brzmi naturalnie i swobodnie, raz z ekspresją, innym razem wydaje się trochę „trzeszczeć”, co nadaje ciekawy charakter całemu albumowi.
Energetyczny koniec dodaje lekkości płycie, bez wątpienia zróżnicowanej i dojrzałej. Tworzy też tor płyty profesjonalnie przygotowanej, wymykającej się standardom i ujednoliceniom, i sprawiającej, że po raz kolejny słucham „Ósemki” od początku. Intryguje mnie, czy Nosowska również zabrzmi tak „trzeszcząco” i klubowo na koncercie. I zamierzam się o tym przekonać.
Katrzyna Nosowska „8”
Supersam Music 2011
Fot.: materiały prasowe