Archiwum
13.12.2017

Teza, antyteza, synteza

Piotr Tkacz-Bielewicz
Muzyka

Wbrew temu, co może się pochopnie nasuwać, Lotto nie nazwali się na cześć Totalizatora Sportowego – zainspirował ich zapomniany artysta:

Malarzem pochodzącym z Wenecji, lecz działającym głównie na prowincji, był Lorenzo Lotto (1480–1556). Zaliczany zwykle do szkoły weneckiej, wyraźnie odbiega od niej stylem, intencją i atmosferą swojej sztuki.

„VV” to trzecia płyta tria, które tworzą Paweł Szpura znany choćby z zespołów Cukunft, Hera, Wovoka i już wcześniej współpracujący z Łukaszem Rychlickim z Kristen. Paletę brzmień ubarwił Mike Majkowski, z którym Szpura zetknął się w Wacław Zimpel To Tu Orchestra. Majkowskiemu, przede wszystkim kontrabasiście, ale tak w ogóle multiinstrumentaliście, należałoby poświęcić osobny artykuł – i to nie ze względu na historię z szufladki „powrót do ojczyzny” (rodzice wyemigrowali z Gdańska do Australii, on sam kilka lat temu przeprowadził się do Berlina, skąd bliżej mu do polskiej sceny), ale przede wszystkim by przybliżyć fantastyczne albumy solowe wydawane między innymi przez Bocian Records i Entr’acte.

Tak jak ich patron, zespół działa na prowincji, odkrywając jej skomplikowane ukształtowanie terenu w miarę przemieszczania się. Bo jeśli ich debiutanckie „Ask the Dust” (2014) można było próbować skartografować, za wzór biorąc wydane w tym samym roku „The Secret Map” Kristen i posiłkując się tezą o wspólnym jazz-trans-rockowym axis mundi, to opublikowane dwa lata później „Elite Feline” przesunęło biegun magnetyczny wyraźnie na repetytywność. To wtedy zaczęto porównywać Lotto do australijskiego The Necks (z którego klawiszowcem Chrisem Abrahamsem Majkowski zresztą nagrywał), choć niektórzy narzekali, że takie mapowanie jest pójściem na skróty. Nie chodzi jednak o to, że oba tria grają tak czy to samo, raczej o to, że kreślą swoje wizje w podobnej skali i kierując się transowym kompasem.

Przy okazji nowej płyty analogia z The Necks funkcjonuje też na innym poziomie, bo tak jak Australijczycy, muzycy z Lotto chcą, by ich wcielenia koncertowe i albumowe były osobnymi wyspami jednego archipelagu. Na Unsoundzie w 2016 zaskoczyli mnie cwałującym równomiernie utworem, co tutaj powraca w jednak zmienionej formie jako otwierający drugą stronę winyla „Heel”. Podobnie jak dla tria Abrahamsa, ważna dla przedstawicieli Instant Classic jest postprodukcja. Na poprzedniej płycie jedną z kompozycji dubował 1988 (połowa Synów, wcześniej znany jako Etamski), a przy pracy nad „VV” studio i stół mikserski stały się w zasadzie kolejnymi instrumentami. Tak jak w niektórych momentach debiutu wydaje się oczywiste, że słychać co najmniej pianino (a jeśli wierzyć notce, to mamy „tylko” gitarę, kontrabas i perkusję), tak tutaj pod koniec „Paperchase” wykwitają smugi, które najłatwiej byłoby przypisać syntezatorowi. Ten fragment płyty zresztą chyba najwyraźniej odnosi nas do „Ask the Dust”, kiedy to gitara była instrumentem nawet jeśli nie wiodącym, to przodującym.

To być może zbytnie uproszczenie, natomiast trzecie wydawnictwo może być odbierane jako synteza tezy i antytezy pierwszej i drugiej płyty. Poczynając od długości utworów – od trwającego poniżej czterech minut „przerywnika” w postaci „Hazze” (po fryzyjsku to „zając”, który jest jedynym motywem graficznym okładki), przez trzy bardziej substancjalne, 7–10-minutowe utwory, aż po finał, który dryfując przez kwadrans, zbliża się do teorii i praktyki długiego trwania znanej z „Elite Feline”.

Trudno powiedzieć, czy zespół odnosił się do konkretnych przykładów dorobku Lorenza Lotto, ale pewne rozwiązania, takie jak posługiwanie się „bladym błękitem, bladym różem, zielenią”, które wywołuje „wrażenie, że dana figura jest skąpana w barwnym świetle”, czy ogólniejsza charakterystyka atmosfery „zgiełkliwego zagęszczenia i nerwowego niepokoju” łączą tę muzykę również z opisywanym malarstwem.

(Wszystkie cytaty za Maria Rzepińska „Siedem wieków malarstwa europejskiego”, Warszawa – Wrocław 1979.)

 

Lotto, „VV”
Instant Classic
2017
źródło fotografii