Tegoroczna Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej w Bytomiu odbywała się w od 30 czerwca do 7 lipca. Pojawiły się na niej teatry z Polski, Niemiec, Izraela i Belgii.
Konferencję zainaugurował eklektyczny „Minus 2” Polskiego Teatru Tańca – spektakl, o którym w Poznaniu było bardzo głośno za sprawą jego twórcy, światowej sławy choreografa Ohada Naharina. (Jak mówiła jednak kierownik działu artystycznego w Polskim Teatrze Tańca, Anna Gruszka – prawdą jest, że przygotowaniem widowiska zajął się asystent Naharina, sam zaś choreograf dokonał tylko poprawek niektórych elementów i detali spektaklu.) „Minus 2” jest pomyślane jako kompilacja fragmentów z kilku spektakli Naharina. Nie istnieje więc tu fabularna ciągłość – ten spektakl „gestów, figur i ekspresji” ma przekazać pewien ładunek emocjonalny i wywołać pozytywne emocje. Dodajmy jeszcze, że był on prezentowany na ubiegłorocznej Konferencji (inny spektakl,„Heroes” izraelskiego duetu Yossi Berg i Oded Graf pojawił się z kolei na Konferencji w 2008 roku).
Drugiego dnia Festiwalu widzowie otrzymali „Drops of Rain in Perfect Days of June”. To nowa inscenizacja spektaklu z 1995 roku Szkota Marka Sieczkareka, którą choreograf przygotował dla niemieckiej Folkwang Dance Studio. Scenografię tworzy tu kwiecisty pas dywanu z wycięciem w kształcie sylwetki człowieka rozciągnięty wysoko nad sceną,. sugerujący współistnienie dwóch światów oraz konieczność przejścia z jednego do drugiego. Taka inicjacja odbywa się zresztą bardzo powoli – ruch dziesięciorga tancerzy w rytm brazylijskich i afrokaraibskich melodii jest bowiem stateczny i niespieszny. „Drops of Rain” wymaga od widzów skupienia i odpowiedniego zaangażowania emocjonalnego. To spektakl osobisty, odwołujący się do prywatnej biografii jego twórcy.
Wśród propozycji festiwalowych znalazły się dwie inspirowane historią XX wieku. Mowa o izraelskim „Auf Wiedersehn!” w reżyserii Tomera Zirkilevicha i „Hello Kitty” Lubelskiego Teatru Tańca w reżyserii Wojciecha Kapronia. Twórcy w swoich spektaklach dokonują refleksji na temat przynależności człowieka do wspólnoty, źródła życia, celu ludzkiego istnienia i wpływu na nie. Mimo tego ambitnego i głębokiego odczytania, w ogólnym rozrachunku powiedzieć o omawianych spektaklach, że były udane – to powiedzieć zdecydowanie za dużo.
Całkowicie udana okazała się natomiast premierowa „GiGi Mangia” według pomysłu i w choreografii Anny Piotrowskiej. Spektakl nie posiada fabuły, jest serią ruchów tancerki w rytm drapieżnej, bardzo głośnej, czasami nieznośnej dla ucha, muzyki (odgłosy miasta, ryk silników, fragmenty rozmów). Zawieszone nisko nad sceną reflektory tworzą pozór klaustrofobicznej rzeczywistości, o newralgię uzupełnia ją współgra mroku i światła. Hipnotyczną atmosferę przerywa melorecytacja poprzedzająca moment, gdy tancerka otwiera duże drzwi w tyle sceny, wpuszczając w ten sposób światło, po czym je zamyka, a przedstawienie dobiega końca. „GiGi Mangia” to spektakl o zagubieniu i próbie odnalezienia się. Piotrowska na Scenie Głównej wystąpiła jeszcze ostatniego dnia Konferencji. W duecie z Joanną Chitruszko zaprezentowała „Przy Przy” – spektakl analizujący zagadnienie przyjemności.
Różnorodność poetyk prezentowanych spektakli wzbogaciły „Simple moves” Duńczyka Jensa Bjerregaarda i „Dido Lament variations” Roberta Przybyła. Ich osobliwość polega na zastosowaniu projekcji wideo, dzięki którym przedstawione opowieści zyskały swoją głębię. O ile w przypadku Duńczyka reminiscencje wydają się ponure, dość pesymistyczne, o tyle w przypadku Polaka – zabawne, trochę nawet kiczowate. Ale to nie jest wada spektaklu. Wadą może być 30 minut (tyle czasu trwa każdy ze spektakli), które działają ograniczająco na treść.
Niewątpliwym wydarzeniem tegorocznej Konferencji był spektakl Ultima Vez, wznowiona wersja „What the body does not remember” z 1987 roku w reżyserii i z choreografią Wima Vandekeybusa, założyciela tej belgijskiej grupy. Reżyser kładzie akcent na te momenty, które są albo decydujące dla dalszego dziania się albo nie mają w ogóle znaczenia dla człowieka. Spektakl porywa niezwykłą sprawnością fizyczną tancerzy, przejmuje potencjalnym okrucieństwem jednostki ludzkiej. To półtoragodzinne wspaniałe widowisko, jakiego publiczność w Bytomiu dawno albo nigdy nie widziała.
Na drugiej scenie festiwalowej, bytomskim Wydziale Teatru Tańca (Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie), można było obejrzeć spektakle z udziałem studentów i absolwentów wydziału: „Popra winy – na co to komu?” w reżyserii Anny Piotrowskiej, „Meblościankę” Błażeja Peszka i „Miss me”. W wybranych miejscach Bytomia odbywały się warsztaty tańca (prowadzone m.in. przez Janusza Skubaczkowskiego, Henrika Kaalunda, Jensa Bjerregaarda), warsztaty terapii przez ruch, skierowana do dzieci Mała Konferencja Tańca (podczas której poznawały one tajniki tańca współczesnego, orientalnego i hip hopu) i warsztaty tańca dla seniorów (taniec współczesny, joga, latino).
Warto jeszcze zanotować choćby dwa słowa chłodnego podsumowania. Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej w Bytomiu odbyła się już po raz dwudziesty. O jej międzynarodowym charakterze decydowały w tym roku zespoły z czterech tylko krajów: Polski, Niemiec, Izraela i Belgii (na to z kolei miał wpływ zdecydowanie skromny budżet). Przyjechało zatem 10 zespołów/teatrów, które zaprezentowały 11 spektakli. Charakterystyczne jest również to, że pojawiło się wiele mono- i duodramów. Poziom artystyczny całości można określić jako średni lub po prostu przyzwoity. Z kilkoma wyjątkami widzowie otrzymali widowiska takie, których po obejrzeniu nie rozpamiętuje się zbyt długo. O mniejszej sile festiwalu mówiła też liczba przyjezdnych (kilka razy mniejsza niż z czasach świetności Konferencji). Wszystko to odbyło się w dobie silnego kryzysu w Śląskim Teatrze Tańca i gdyby szukać adekwatnego określenia dla tegorocznej edycji, mogłoby ono brzmieć tak: Festiwal Śląskiego Teatru Tańca bez Śląskiego Teatru Tańca.
fot. Ultima Vez, „What the body does not remember”
1024×768
20. Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej w Bytomiu
Tegoroczna Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej w Bytomiu odbywała się w od 30 czerwca do 7 lipca. Pojawiły się na niej teatry z Polski, Niemiec, Izraela i Belgii.
Konferencję zainaugurował eklektyczny „Minus 2” Polskiego Teatru Tańca – spektakl, o którym w Poznaniu było bardzo głośno za sprawą jego twórcy, światowej sławy choreografa Ohada Naharina. (Jak mówiła jednak kierownik działu artystycznego w Polskim Teatrze Tańca, Anna Gruszka – prawdą jest, że przygotowaniem widowiska zajął się asystent Naharina, sam zaś choreograf dokonał tylko poprawek niektórych elementów i detali spektaklu.) „Minus 2” jest pomyślane jako kompilacja fragmentów z kilku spektakli Naharina. Nie istnieje więc tu fabularna ciągłość – ten spektakl „gestów, figur i ekspresji” ma przekazać pewien ładunek emocjonalny i wywołać pozytywne emocje. Dodajmy jeszcze, że był on prezentowany na ubiegłorocznej Konferencji (inny spektakl,„Heroes” izraelskiego duetu Yossi Berg i Oded Graf pojawił się z kolei na Konferencji w 2008 roku).
Drugiego dnia Festiwalu widzowie otrzymali „Drops of Rain in Perfect Days of June”. To nowa inscenizacja spektaklu z 1995 roku Szkota Marka Sieczkareka, którą choreograf przygotował dla niemieckiej Folkwang Dance Studio. Scenografię tworzy tu kwiecisty pas dywanu z wycięciem w kształcie sylwetki człowieka rozciągnięty wysoko nad sceną,. sugerujący współistnienie dwóch światów oraz konieczność przejścia z jednego do drugiego. Taka inicjacja odbywa się zresztą bardzo powoli – ruch dziesięciorga tancerzy w rytm brazylijskich i afrokaraibskich melodii jest bowiem stateczny i niespieszny. „Drops of Rain” wymaga od widzów skupienia i odpowiedniego zaangażowania emocjonalnego. To spektakl osobisty, odwołujący się do prywatnej biografii jego twórcy.
Wśród propozycji festiwalowych znalazły się dwie inspirowane historią XX wieku. Mowa o izraelskim „Auf Wiedersehn!” w reżyserii Tomera Zirkilevicha i „Hello Kitty” Lubelskiego Teatru Tańca w reżyserii Wojciecha Kapronia. Twórcy w swoich spektaklach dokonują refleksji na temat przynależności człowieka do wspólnoty, źródła życia, celu ludzkiego istnienia i wpływu na nie. Takie odczytanie jest odczytaniem ambitnym i głębokim, choć w ogólnym rozrachunku powiedzieć o omawianych spektaklach, że były udane – to powiedzieć zdecydowanie za dużo.
Całkowicie udana okazała się natomiast premierowa „GiGi Mangia” według pomysłu i w choreografii Anny Piotrowskiej. Spektakl nie posiada fabuły, jest serią ruchów tancerki w rytm drapieżnej, bardzo głośnej, czasami nieznośnej dla ucha, muzyki (odgłosy miasta, ryk silników, fragmenty rozmów). Zawieszone nisko nad sceną reflektory tworzą pozór klaustrofobicznej rzeczywistości, o newralgię uzupełnia ją współgra mroku i światła. Hipnotyczną atmosferę przerywa melorecytacja poprzedzająca moment, gdy tancerka otwiera duże drzwi w tyle sceny, wpuszczając w ten sposób światło, po czym je zamyka, a przedstawienie dobiega końca. „GiGi Mangia” to spektakl o zagubieniu i próbie odnalezienia się. Piotrowska na Scenie Głównej wystąpiła jeszcze ostatniego dnia Konferencji. W duecie z Joanną Chitruszko zaprezentowała „Przy Przy” – spektakl analizujący zagadnienie przyjemności.
Różnorodność poetyk prezentowanych spektakli wzbogaciły „Simple moves” Duńczyka Jensa Bjerregaarda i „Dido Lament variations” Roberta Przybyła. Ich osobliwość polega na zastosowaniu projekcji wideo, dzięki którym przedstawione opowieści zyskały swoją głębię. O ile w przypadku Duńczyka reminiscencje wydają się ponure, dość pesymistyczne, o tyle w przypadku Polaka – zabawne, trochę nawet kiczowate. Ale to nie jest wada spektaklu. Wadą może być 30 minut (tyle czasu trwa każdy ze spektakli), które działają ograniczająco na treść.
Niewątpliwym wydarzeniem tegorocznej Konferencji był spektakl Ultima Vez, wznowiona wersja „What the body does not remember” z 1987 roku w reżyserii i z choreografią Wima Vandekeybusa, założyciela tej belgijskiej grupy. Reżyser kładzie akcent na te momenty, które są albo decydujące dla dalszego dziania się albo nie mają w ogóle znaczenia dla człowieka. Spektakl porywa niezwykłą sprawnością fizyczną tancerzy, przejmuje potencjalnym okrucieństwem jednostki ludzkiej. To półtoragodzinne wspaniałe widowisko, jakiego publiczność w Bytomiu dawno albo nigdy nie widziała.
Na drugiej scenie festiwalowej, bytomskim Wydziale Teatru Tańca (Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie), można było obejrzeć spektakle z udziałem studentów i absolwentów wydziału: „Popra winy – na co to komu?” w reżyserii Anny Piotrowskiej, „Meblościankę” Błażeja Peszka i „Miss me”. W wybranych miejscach Bytomia odbywały się warsztaty tańca (prowadzone m.in. przez Janusza Skubaczkowskiego, Henrika Kaalunda, Jensa Bjerregaarda), warsztaty terapii przez ruch, skierowana do dzieci Mała Konferencja Tańca (podczas której poznawały one tajniki tańca współczesnego, orientalnego i hip hopu) i warsztaty tańca dla seniorów (taniec współczesny, joga, latino).
Warto jeszcze zanotować choćby dwa słowa chłodnego podsumowania. Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej w Bytomiu odbyła się już po raz dwudziesty. O jej międzynarodowym charakterze decydowały w tym roku zespoły z czterech tylko krajów: Polski, Niemiec, Izraela i Belgii (na to z kolei miał wpływ zdecydowanie skromny budżet). Przyjechało zatem 10 zespołów/teatrów, które zaprezentowały 11 spektakli. Charakterystyczne jest również to, że pojawiło się wiele mono- i duodramów. Poziom artystyczny całości można określić jako średni lub po prostu przyzwoity. Z kilkoma wyjątkami widzowie otrzymali widowiska takie, których po obejrzeniu nie rozpamiętuje się zbyt długo. O mniejszej sile festiwalu mówiła też liczba przyjezdnych (kilka razy mniejsza niż z czasach świetności Konferencji). Wszystko to odbyło się w dobie silnego kryzysu w Śląskim Teatrze Tańca i gdyby szukać adekwatnego określenia dla tegorocznej edycji, mogłoby ono brzmieć tak: Festiwal Śląskiego Teatru Tańca bez Śląskiego Teatru Tańca.
Normal 0 21 false false false