Leny Dunham przedstawiać nikomu nie trzeba. Młoda, rezolutna, bezkompromisowa i diabelnie zdolna. Twórczyni znakomitego serialu „Dziewczyny” stała się już niejako ikoną młodego pokolenia. „Nie taka dziewczyna” to miraż diarystyczno-poradnikowy, w którym Amerykanka mierzy się z dzieciństwem, okresem dojrzewania i opowiada o tym, „czego nauczyło ją życie”. Dunham przeprowadza swoistą personalną wiwisekcję. Przy okazji przedstawia swoim czytelnikom i czytelniczkom bardzo ciekawy obraz Ameryki, opisując środowisko nowojorskich, artystycznych osobowości, brooklyńskie przechadzki czy też anegdotę, w której sprzedaje za małe śpioszki dla dziecka Gwyneth Paltrow (partie opisujące pracę Peach and The Babke – mistrzowskie!).
Ogromną rolę w myśleniu i widzeniu świata przez Dunham odgrywa feminizm – nie tylko poprzez lekturę rozmaitych tekstów takich autorek, jak Helen Gurley Brown, Anna Sexton, Susan B. Anthony, ale również wypływa on z wychowania Leny. W książce mnożą się zabawne anegdoty dotyczące dorastania pisarki, w które oczywiście uwikłani są jej najbliżsi. Jedna z najważniejszych ról przypada matce, która jest nie tylko inspiracją, ale także swego rodzaju wzorem, figurą, z którą mierzy się dojrzewająca pisarka. To właśnie ona zabierała małą Lenę na spotkania Stowarzyszenia Kobiet w Działaniu. Dunham uczestniczyła w życiu matki, nie przeszkadzając w realizacji jej pasji, zainteresowań, co więcej, stała się ich częścią: „[…] ta feministyczna indoktrynacja trwała dalej w postępowych prywatnych szkołach, w których dyskryminacja płciowa była tematem równie istotnym, jak matematyka na obozie dla dziewcząt w Maine, a także kiedy przeglądałam albumy mojej babci z czasów wojny («To pielęgniarki odwalały prawdziwą robotę», mówiła zawsze)”. Matka w opisie Leny nie jest tylko „wykonawczynią swojej życiowej, matczynej” roli. Jest przede wszystkim osobą, artystką, wynalazczynią selfie, niepozbawioną seksualności. Rozdział „Sceny erotyczne, nagość i publiczne obnażanie się” z pewnością można uznać za swojego rodzaju novum w spojrzeniu na relację matka–córka, potrzebny powiew świeżości. Prawdziwie feministyczna postawa Dunham nie pozwala jej zapomnieć o ojcu czy siostrze. Oni również w właściwy dla siebie, odrobinę ekscentryczny sposób naznaczają jej życie w myśl filozofii równościowej.
Barwne życie studenckie pisarki nie odbywa się w przypadkowej przestrzeni. Uczelnia Duhnam to Oberlin: „przeniosłam się na niewielką uczelnię sztuk wyzwolonych w Ohio, znaną z tego, że jako pierwszy koledż w kraju przyjmowała kobiety oraz Afroamerykanów, a także z tego, że miała poliamoryczne, biciekawe ciało studenckie” (s. 22). Zaplecze intelektualne nie raz staje się dużym wyzwaniem dla samej Duhnam. Dziecko artystycznej, nowojorskiej socjety w końcu wydostaje się z mydlanej bańki. Musi się zmierzyć z prawdziwym big city life, w którym niestety nikt nie rozczula się nad jej kompulsywno-obsesyjnymi zachowaniami i nazywa się ją po prostu dziwaczką. To doświadczenie wyobcowania, poczucia odmienności udało jej się z powodzeniem przekuć na ogromny sukces. Bo przecież Duhnam jest po prostu cool, a „Dziewczyny” już po pierwszym sezonie zostały okrzyknięte genialnymi, zaś ich twórczyni ogłoszono głosem pokolenia. Inną kwestią pozostaje oczywiście, czy Duhnam akceptuje tę rolę. Wydaje się jednak, że czuje się w niej całkiem dobrze. Potwierdzeniem są nie tylko przebijające z książki poradnikowy ton i forma (rozdziały takie jak: „Osiemnaście sposobów na kiepski flirt, „Trzynaście rzeczy, których nie powinno się mówić przyjaciołom”), ale również genialna strategia promocyjna towarzysząca literackiemu debiutowi Amerykanki. Do przestrzeni internetowej niczym wirus wypuszczono krótkie filmiki „Ask Lena”, w których Dunham odpowiada na nurtujące jej fanów pytania i problemy. Dowiadujemy się z nich nie tylko tego, co na temat feminizmu, śmierci (która notabene jest bardzo ważnym wątkiem w książce) sądzi pisarka, ale także widzimy ją w roli Oprah Winfrey, która próbuje się utożsamić z his/herstoriami swoich odbiorców. Oczywiście Lena robi to we właściwym dla siebie stylu, nie sili się na bycie kimś innym – tańczy ze swoim psem w odrobinę za małej sukience, po czym siada i ze stoickim spokojem wyjaśnia wszystkie interesujące odbiorców kwestie.
Niezwykle ciekawym i ważnym wątkiem poruszanym przez autorkę „Nie takiej dziewczyny” jest również sposób, w jaki pisze i myśli ona o seksie. W książce opisuje swoje doświadczenia, a może raczej poszukiwania w sferze seksualnej. Konkluzje czasami są bardzo gorzkie i mało pokrzepiające, ale nie o to chodzi. Dużo ważniejszą kwestią jest zgoda na opowieść i wyciągnięcie z niej wniosków. Postawienie siebie przed tym i akceptacja. Postawa ta nie tylko uczy pewnej wrażliwości, ale otwiera swobodną dyskusję, w której seksualności, zwłaszcza kobiecej, nie traktuje się przez pryzmat grzechu czy filmów porno (oczywiście nie mam tutaj na myśli filmów erotycznych takich twórczyń jak Erika Lust). By nie było zbyt poważnie i patetycznie oraz by nadać opowieści lekkości, Dunham co rusz komentuje: „Stosunek często przypominał mi upychanie marynowanej dyni do słoika” (s. 28). Pisanie o kobiecej seksualności związane jest wciąż z łamaniem tabu. Chociaż wydaje się, że pokolenie Cosmo i Carrie Bradshaw przechodzi już raczej menopauzę, to niestety wciąż tematy takie jak masturbacja wzbudzają zakłopotanie lub nerwowy uśmieszek. Siłą opowieści Leny jest odwaga i absolutny brak skrępowania. „Te rzeczy”, „tam na dole” są obecne w naszym życiu, często odarte z pięknych, instagramowych filtrów. W książce zauważyć można ewidentny brak przyzwolenia na tłumienie seksualności. Postawę Dunham określiłabym zatem jako wychodzącą naprzeciw reżimowi kulturowo-społecznemu – kręcącemu się wokół tego, co wypada i komu. Płciowa tresura, w myśl której dziewczynki powinny być zawsze ładne, potulnie siedzieć z rączkami na stole, jest już nieaktualna. A jej „zasadność” w końcu należy poddać w wątpliwość. „Nie taka dziewczyna” pozbawiona jest złudzeń i nie boi się z tym brakiem zmierzyć.
Wertując konfesje Leny Dunham, trudno było mi powstrzymać śmiech czy też łzy, które kręciły się w oku. Dlaczego? Bo każdy i każda z nas nosi w sobie te żenujące, śmieszne i dziwaczne historie/herstorie, myśli, z którymi nie podzieliliśmy się nawet z najbliższymi (no chyba, że wypiliśmy o jedną lampkę wina za dużo i na drugi dzień całą sprawą próbujemy obrócić w żart bądź też udajemy, że nic się nie wydarzyło, bo samo wspomnienie oblewa nas rumieńcem). Czytając taki tekst jak ten autorstwa Duhnam, nie można nie zahaczyć o własne żenady. Sądzę więc, że nie będzie wielkim nadużyciem przyznanie się do posiadania zeszytu upokorzeń własnych oraz przyjaciół (tak, jednym z punktów jest wykasowanie pliku z pracą magisterską). Jedno jest pewne, jeżeli ktoś obcy na niego trafi – jestem skończona. A może właśnie nie?
Lena Dunham, „Nie taka dziewczyna. Młoda kobieta o tym, czego nauczyło ją życie”
Czarne
Wołowiec 2015