Po sześciu dniach dziarskich marszów wzdłuż ulicy Święty Marcin, nieustannej walki z czasem w trakcie krótkodystansowych biegów między poznańską Muzą, Kinem Pałacowym i Rialto oraz pozostałymi miejscami festiwalowymi przyszedł czas na złapanie oddechu i podsumowanie minionego tygodnia. Jest co podsumować, bo „najbardziej treściwy festiwal krótkiego metrażu” zapewnił nam tydzień prawdziwego filmowego szaleństwa, wspólnej celebracji krótkiej formy i jeszcze krótszego snu.
Nie da się ukryć, że na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat Short Waves Festival stał się integralną częścią miejskiego krajobrazu, regularnie goszcząc w Poznaniu. Powstała w ten sposób silna więź, swoista symbioza, w ramach której miasto i festiwal razem funkcjonują. Szczególnie cieszy więc deklaracja wiceprezydenta Jędrzeja Solarskiego, który w trakcie ceremonii wręczenia nagród zapewnił, że poznański ratusz będzie nadal wspierać działalność festiwalu. Wciąż zacieśniająca się współpraca miasta i organizatorów festiwalu była w tym roku wyraźnie obecna, szczególnie w podejściu do festiwalowej przestrzeni, przygotowanych eventach i zaplanowanych konkursach.
W ramach tegorocznej edycji Short Waves owoce tej współpracy mogliśmy podziwiać za sprawą wydarzenia Wall is a Screen, które przeniosło festiwalowe seanse z mroku kinowych sal na ulice Poznania. Nowatorski inicjatywa, która narodziła się w Hamburgu, łączy w swoich założeniach ideę zwiedzania miasta z przewodnikiem z elementami kina plenerowego. Dzięki współpracy z twórcami projektu w ramach SWF mogliśmy na własne oczy przekonać się, jak magicznym i hipnotyzującym doświadczeniem jest oglądanie filmów na dobrze znanych ścianach budynków, które codziennie mijamy. Choć poznańskiej premierze projektu akompaniowały lekka mżawka i dźwięk monofoniczny (techniczne chochliki wkroczyły do akcji już pod Galerią Miejską Arsenał i zneutralizowały jeden z głośników), to filmowy spacer był z pewnością niezwykłym wydarzeniem. Do tłumu zebranych chętnie przyłączali się przypadkowi przechodnie, zatrzymując się choćby na kilku minut i próbując zrozumieć, co tu się, u licha, dzieje.
Drugim zorientowanym na miejską przestrzeń wydarzeniem był powracający do festiwalowego programu międzynarodowy konkurs Urban View – przegląd filmów burzących pewien kinematograficzny porządek. To architektura, urbanistyka i design grają pierwsze skrzypce w filmach pokazywanych w Urban View, a ich głównym bohaterem staje się to, co zazwyczaj funkcjonuje jedynie jako scenografia. Zwycięzcą w tej kategorii okazała się znakomita holenderska produkcja „Nature: All Rights Reserved” w reżyserii Sebastiana Muldera. Bawiąc się konwencją i obrazem, Mulder zredefiniował pojęcie „martwej natury” i zaprezentował ożywione fototapety z leśnymi krajobrazami przy akompaniamencie syntetycznych odgłosów natury, osadzone w miejskiej przestrzeni, czym podbił serca widzów i jury, zdobywając jednocześnie pierwsze miejsce w konkursie i nagrodę publiczności.
Ważnym elementem dziesiątej edycji festiwalu było spojrzenie na problem funkcjonowania we wspólnocie wyrażające się w haśle „IN OR OUT”. Jubileuszowej edycji towarzyszył więc geograficzno-tematyczny fokus na Wielką Brytanię, mającą wkrótce opuścić Wspólnotę Europejską. Czterdzieści jeden specjalnie wyselekcjonowanych filmów z festiwali z Wysp Brytyjskich przybliżyło odwiedzającym problemy ich obywateli, codzienne zmagania i funkcjonowanie w najróżniejszych wspólnotach i społecznościach. Organizatorzy zaprosili więc do współpracy wiodące festiwale, takie jak London Short Film Festival, Encounters Short Film and Animation Festival czy Glasgow Film Festival. Na szczególną uwagę zasługiwały filmy z londyńskiego festiwalu krótkiego metrażu, na czele z estetycznym, choć przerażającym „Cut” Evy Sigurdarottir – historią młodej bodybuilderki zmagającej się z traumatyczną przeszłością i wykluczeniem – oraz „Joy in People” autorstwa Oscara Hudsona, produkcji będącej filmową podróżą po rozgrywanym we Francji EURO 2016 w towarzystwie aspołecznego bohatera, który uczy się odnajdywać szczęście wśród otaczających go ludzi. Na wyróżnienie zasługiwały również filmy poświęcone społeczności LGBTQ+ w UK w ramach przeglądu New Queer Visions: Brytol Bites, których projekcję uświetniła obecność gości z Wielkiej Brytanii, zaangażowanych w produkcję obrazów.
Poza bogatą ofertą pokazów specjalnych w harmonogramie nie zabrakło stałych elementów programu, takich jak Konkurs Polski i Konkurs Międzynarodowy. Towarzysząca tegorocznej edycji festiwalu rekordowa liczba, ale także jakość zgłoszonych filmów świadczą o doskonałej kondycji krótkiego metrażu zarówno w kraju, jak i za granicą. Spośród tysięcy nadesłanych produkcji niezawodni programerzy Short Waves skomponowali mieszankę, która bawiła, poruszała, szokowała, ale co najważniejsze: nie nudziła. Choć niejednokrotnie oglądanie napisów końcowych przebiegało w zupełnej ciszy, większości projekcji towarzyszyły gromkie brawa i salwy śmiechu. O triumfie radości świadczą również przyznane w konkursach nagrody: w Konkursie Polskim zwyciężył film Damiana Kocura, „Nic nowego pod słońcem”, a w rywalizacji międzynarodowej triumfował „The Beast” duetu Samantha Nell i Michael Wahrmann. Oba nagrodzone obrazy, choć zupełnie od siebie różne na płaszczyźnie narracyjnej i osadzone na przeciwległych krańcach globu, opowiadają autentyczne historie zwykłych ludzi, w których zwykłe życie, za sprawą niecodziennej decyzji, przybiera niespodziewany obrót. Nie wszystko pójdzie zgodnie z planem, gdy zuluski tancerz niespodziewanie wyrecytuje Szekspira, a młodego pracownika hodowli krów odwiedzi poznana w internecie dziewczyna.
Short Waves to jednak nie tylko konkursy. Niepodważalną siłą tego festiwalu jest to, jak zmienia się funkcjonowanie widzów w miejskiej przestrzeni w trakcie jego trwania. Przemyślanie rozlokowane miejsca festiwalowe tworzyły szlak, którym codziennie podróżowaliśmy po świecie krótkiego kina. Organizatorzy festiwalu zadbali również o to, by w ramach jubileuszowej edycji nie zabrakło absolutnego hitu SWF, czyli Random Home Cinema, niepowtarzalnych filmowych domówek, które po raz kolejny udowodniły, że sala kinowa nie jest jedynym miejscem, gdzie można cieszyć się seansem. Organizatorzy, zapraszając festiwalową publiczność do mieszkań poznaniaków, burzą dotychczasowy porządek i podział ról, pokazując – w duchu kina eventowego – że każdy może być gospodarzem swojej małej części festiwalu i przy okazji zainspirować kolejne osoby (w tym mnie), by za rok przyjąć spragnionych wrażeń kinomaniaków we własnym mieszkaniu.
Short Waves to doskonała forma spędzenia wolnego czasu, możliwość doświadczenia uroków krótkiego metrażu i odkrycia otaczającej nas rzeczywistości na nowo. Pozostaje więc życzyć twórcom festiwalu, dyrektorowi Szymonowi Stemplewskiemu, koordynatorce programu Emilii Mazik i całej armii ludzi, bez których Short Waves by nie powstał, aby starczyło im sił na kolejnych dziesięć edycji, a potem na kolejne i kolejne.
Short Waves Festival
Poznań
20–25.03.2018