Archiwum
10.04.2017

Szklany dom

Julia Lizurek
Teatr

Wszyscy znają ten motyw: dziewczynce umiera matka, jej ojciec postanawia ożenić się ponownie. W spektaklu Anny Smolar poznajemy tę historię z perspektywy tytułowego Kopciuszka, który dorabiając swoim postaciom gęby – jest w stanie pozbyć się swojej.

opowieść o samotnym ojcu

Reżyserka Anna Smolar w swoim krakowskim spektaklu tworzy perspektywę z punktu widzenia Kopciuszka. Na samym początku dziewczyna przedstawia wszystkie postaci (z wyjątkiem zmarłej matki) swojej opowieści, którymi staną się manekiny. W jednej z pierwszych scen zdejmuje z nich ochronną folię – wówczas ożywają niczym zabawki nocą w dziecięcych bajkach. Ich sztuczność eksponowana jest w kontraście do zachowania narratorki względem publiczności – aktorzy jej opowieści do końca pozostają nierealni, sztuczni, mechaniczni.

Ojciec (Zbigniew Kaleta) to kukła o smutnych rysach. Ciepły, przejęty tragedią swojej córki, próbuje jednocześnie ułożyć sobie życie z nową partnerką. Usiłuje przekonać samego siebie, że czeka go jeszcze w życiu coś dobrego. Z powodu swojej niepewności staje się pionkiem w grze kobiet i łatwo ulega ich manipulacjom. Kaleta tworzy postać zawieszoną pomiędzy światem dorosłych i dzieci, obnażając przez to mechanizmy rodzicielskiej kontroli. Zestresowany, palący po kryjomu papierosy w pokoju córki, przypomina znudzonego, niekochanego i niepewnego siebie chłopca.

W drugiej części spektaklu bohater przechodzi metamorfozę. Czy to reżyserski zabieg, czy punkt zwrotny w opowieści dziewczyny? Ojciec znika, pojawia się Król, zabiegający o dobro dla swojego syna – Księcia. Smolar tylko pozornie przedstawia dwa różniące się rodzaje ojcowskiej troski. Obie wersje tej opowieści bowiem mają swoje źródła w strachu. Jedna łączy się z lękiem przed surowością, druga – przed ujawnieniem tragedii o śmierci rodzica. Figura ojca połączy Kopciuszka i Księcia, którzy pokonają swoje lęki, uświadamiając sobie nawzajem prawdę o skutkach straty najbliższej osoby.

o nieszczęśliwej macosze

W seledynowej garsonce, z włosami w kolorze platynowego blondu, w butach na bardzo wysokim obcasie i krzykliwym makijażu paraduje Macocha (Małgorzata Gałkowska) – nowa, lepsza wersja lalki Barbie. Mieszka w szklanym domu (imponująca lustrzana instalacja będąca elementem scenografii zaprojektowanej przez Annę Met) wraz z córkami, którym wpaja zasady zewnętrznego piękna jako porządkujące i ustanawiające kobiecą tożsamość. W jednej ze scen mówi do nich, że nic w jej życiu się nie wydarzyło, nigdy nie żyła naprawdę – przydarzali się jej tylko mężczyźni, dzięki którym czuła się ważna. Jak długo jej odbicie (w lustrze lub w oczach innych) pozostanie nienaganne – tak długo nie załamie się nerwowo.

Macocha Gałkowskiej jest przerysowana w swoim zidioceniu i okrucieństwie wobec Kopciuszka, ale równocześnie subtelna w odkrywaniu przed widzami swojego smutku i niepewności. Pod plastikowym pancerzem manekina stworzonego przez dziewczynkę kryje się jej wewnętrzna pustka. W świetnej scenie rozmowy z Ojcem, gdy każe mu wyrzucić sukienkę zmarłej żony, której potrzebuje jego córka, nie sposób zrozumieć kierujących nią intencji: czy pragnie dobra dziewczyny przez oddalenie od niej przedmiotów, które będą kierować jej myślenie ku przeszłości, czy może to tylko kwestia (jak mówi) wyboru między nią a pamięcią zmarłej żony?

o radości

Siostry (Małgorzata Gorol i Marta Ścisłowicz) na pierwszy rzut oka przypominają typowe nastolatki z bogatego domu. Reżyserka (a także Kopciuszek jako narratorka scenicznej opowieści), wykorzystując poetykę kiczu, kreśli ich obraz, który najpierw drażni i irytuje. Aktorki wykonują większość działań synchronicznie, podwajając gesty i ruch (precyzyjna i wciągająca choreografia Pawła Sakowicza). To sprawia, że odbieramy je jako sztuczne i fasadowe – brak tu miejsca na spontaniczną improwizację. Każde zachowanie – również to opresyjne w stosunku do Kosi – jest prowokowane i reżyserowane przez matkę, co ogranicza wolność dziewczyn. Smolar zdaje się nie interesować przyczyną tego problemu – hiperbolizując sytuacje, oddziałuje na widza (zarówno dziecięcego, jak i dorosłego) afektywnie. Choć siostry początkowo wzbudzają w nas złość, później przeradza się ona w smutek, który ujawnia ich nieszczęśliwe położenie względem matki narażającej je dla własnego dobra. Przez to nie radzą sobie, tak samo jak Kopciuszek, z ekspresją radości i poskromieniem własnych ego.

o wyobraźni

Z kolei Książę (Bartosz Bielenia) ogranicza sam własną wolność. Żyje on w oderwaniu od świata i karmi się iluzją. Z Kopciuszkiem połączą go historia utraty rodzica i wzajemna pomoc w uświadomieniu sobie terapeutycznego i kompensującego działania mechanizmu wyobrażania rzeczywistości. Również Macocha mówi swoim córkom o tym, że nie warto żyć „jak we śnie”, ale nie potrafi tej idei wcielić w życie – by wynagrodzić sobie odczuwany brak miłości, zaczyna o niej śnić. Tragedia wydarza się, gdy uświadamia sobie, że jej marzenie nie może zostać zrealizowane.

Na początku spektaklu dziewczyna zwraca się do publiczności, mówiąc o tym, jak trudne jest mówienie i słuchanie. Ale to właśnie te czynności zdają się środkiem zapobiegawczym funkcjonowaniu i definiowaniu siebie w świecie fantazji. Widz podąża w spektaklu ścieżką dojrzewania Kopciuszka, prowadzącą do wyswobodzenia się dziewczyny z egoistycznego bycia dla samej siebie (motywowanym wyobrażeniową troską o pamięć zmarłej matki). Jaśmina Polak znakomicie oddaje wszystkie napięcia, lęki i emocje związane z tymi przemianami. Jej bohaterka odkrywa radość wynikającą z bycia z innymi i zaraża nią pozostałe postaci (obrazuje to scena, w której uczy Siostry i Księcia tanecznej choreografii).

postscriptum o znudzonej wróżce

Odwiedzając Stary Teatr, nigdy nie widziałam tak różnorodnej pod względem wieku widowni. Stwierdzenie, że każdy odnajdzie w „Kopciuszku” coś dla siebie brzmi jak frazes, ale w tym wypadku mógłby on promować spektakl. Smolar traktuje zarówno dzieci, jak i dorosłych z pełną powagą, wierzy w ich zdolność rozumienia ironii i groteski. Z czułością kreśli wszystkie postaci dramatu, rysując je zgodnie z fantastycznymi, ale i koszmarnymi wizjami Kopciuszka, którego wyobraźnia dopełnia sceniczny obraz. Nie ocenia ich ze względu na wiek, a wręcz przeciwnie – podejmuje grę ze stereotypami dotyczącymi „życiowego doświadczenia” i namawia widza, zwłaszcza „dojrzałego”, do krytycznego namysłu nad tą kwestią.

Postacią zwracającą uwagę zarówno najmłodszych, jak i najstarszych widzów jest Wróżka, w którą wciela się Bartosz Bielenia. Jego rola nie ogranicza się tylko do przekonania Kopciuszka, by ten wybrał się na bal, ale polega także na uświadomieniu roli zabawy i radości w życiu bohaterki. Czyni to poprzez magiczne sztuczki – najpierw naiwne, później coraz bardziej imponujące, bazujące na iluzjonistycznych umiejętnościach, a także wykorzystujące możliwości teatralnej techniki. Gdy oglądałam przedstawienie Smolar, nie myślałam jednak o powrocie do własnego dzieciństwa, a o dzieciństwie, które odciska na nas swoje ślady. Jedyną receptą na przykrości, zło i nieszczęścia, jakie nas spotkały, będzie konfrontacja z nimi (do czego namawia Wróżka). Dzięki temu spektaklowi to spotkanie staje się możliwe.

 

Joël Pommerat, „Kopciuszek”
reżyseria: Anna Smolar

scenografia: Anna Met
choreografia: Paweł Sakowicz
muzyka: Natalia Fiedorczuk
Narodowy Stary Teatr w Krakowie

premiera: 24 marca 2017

fot. Magda Hueckel