Archiwum
17.08.2011

Szekspir: wykrzesać czy wskrzeszać?

Joanna Żabnicka
Teatr

Czy Szekspir jest postacią na tyle (pop)kult(ur)ową, aby mimo oczywistości jego zgonu, stwierdzić, że Stratfordczyk jednak żyje? Od 15 lat Festiwal Szekspirowski próbuje przerobić Gdańsk na Stolicę Williamową. W tym roku zrobił duży krok naprzód.

Największą siłą tegorocznego Festiwalu – mimo (a może właśnie z tego powodu) o wiele mniejszego niż w zeszłym roku budżetu – było dobranie takich spektakli, które nie pozwalały pozostać widzom obojętnymi. I choć trudno mówić w tym wypadku o (o zgrozo!) rozrywkowej konkurencji dla rozpoczętego w tym samym dniu Jarmarku Świętego Dominika, to jednak jest o czym mówić.

Festiwal otworzył spektakl „Shaking Shakespeare” rumuńskiego German State Theatre Timişoara, odegrany w języku niemieckim. Na tym połączeniu reżyser, Radu-Alexandru Nica – widocznie rozmiłowany w technice kolażu – nie poprzestał, ponieważ za scenariusz przedstawienia posłużyła mu kompilacja tekstów Stratfordczyka, skupionych wokół trzech głównych motywów tych dramatów: zdrady, miłości i władzy. Warto wspomnieć o ciekawych rozwiązań scenicznych, zarówno tych prostych (rozpoczynający sztukę, wygrzebujący się niespodziewanie ze sterty książek Hamlet) i bardziej złożonych (statek wypływający z głębi sceny, a później dowolnie modyfikowany na potrzeby wygłaszanych kwestii).

O takim scenograficznym rozmachu nie sposób mówić w odniesieniu do monodramu Top Edge Productions „Macbeth: Sliced to the core” w wykonaniu Davida Kellera. Aktor korzystał bowiem jedynie z fragmentów garderoby, które nakładał, gdy wcielał się w kolejne postaci dramatu. Wymagało to niemałej koordynacji i podzielności uwagi – i choć aktor raczej podołał temu wyzwaniu, to do inscenizacji mimo wszystko wkradł się chaos.

Inne, również niekonwencjonalne podejście do teatralnego klasyka zaproponowała ekipa z Finlandii pod reżyserską wodzą Mikaeli Hasán. Oryginalność „Anatomii Lear” polegała – poza odczytaniem dramatu jako studium (nieszczęśliwej) starości i śmierci tytułowego króla – na zaangażowaniu, oprócz trzech aktorek dramatycznych, kukiełki. Dzięki temu uwypuklona została bezradność głównego bohatera – przykutym do łóżka, podstarzałym władcą dodatkowo manipulowały córki. Przedstawienie rozgrywało się na dwóch planach: tym obejmującym fizyczny koniec życia oraz na planie związanych z nim koszmarów, w których w laboratorium chirurdzy rozszarpują ciało lalki, pozbawiając je narządów.

Nietypowych prezentacji sztuk Szekspira dokonał również rosyjski Teatr Kolady z Jekerynburga. Inscenizacje „Hamleta” i „Króla Leara” w ich aranżacji odznaczały się uzależnieniem od dźwięków i kolorów, sprowadzając oba dwory do plemion kloszardów tańczących do rytmu (lub właśnie wbrew niemu) rozkazów władcy. Estetyka kiczu, jaką w tych spektaklach zastosował reżyser Nikołaj Kolada, wywołała tyle zachwytu, ile kontrowersji, niemniej pozostała jednym z najbardziej rozpoznawalnych elementów festiwalu.

Najcieplej przyjętym spektaklem była chyba „Miranda” w reżyserii Oskarasa Koršunovasa. Litewski reżyser z niezwykłą wprawą i wyczuciem przeniósł akcję Szekspirowskiej „Burzy” do zapchanego książkami mieszkania z czasów, kiedy głównym jego wyposażeniem była meblościanka. Do wystawienia tego dramatu wystarczyły mu tylko dwie osoby: ojca, intelektualisty z problemem alkoholowym, oraz zniewolonej przez niego chorej psychicznie i sparaliżowanej córki. Wspomniany mebel stanowił znaczący element scenografii, dzięki któremu obie postacie mogły przemieniać się w osoby dramatu (Miranda przemawia głosem Ariela uwięzionego w sekretarzyku, a tata-Prospero przemienia się w Kalibana i Ferdynanda, przyjmując wszystkie cechy tych bohaterów).

Festiwalowym skandalistą został z pewnością Radosław Rychcik, który przedstawił „Hamleta” po Gombrowiczowsku upupionego, odczytując dramat z perspektywy relacji rodzinnych. Cytując niekiedy Krystiana Lupę lub Krzysztofa Warlikowskiego (zatem cielesność w tym przedstawieniu nie pozostała tematem tabu), postawił on mimo wszystko na aktorstwo „rozwrzeszczane” – i być może ten krzyk właśnie usłyszano, gdyż przedstawienie Rychcika otrzymało wyróżnienie w Konkursie na Najlepszą Inscenizację Dzieł Dramatycznych Williama Szekspira w sezonie 2010/11.

W trakcie festiwalu nie zabrakło również spektakli muzycznych. Co ciekawe, oba („Macbeth” Romeo&Julia Kören. Królewski Teatr Dramatyczny ze Szwecji i „Macbeth” Teatru Pieśni Kozła) akcentowały dużą rolę tradycji – Szwedzi odegrali (odśpiewali) dramat w strojach z epoki w niemal operowym stylu, natomiast Polacy, we współpracy z Royal Shakespeare Company, posługiwali się językiem staroangielskim, niemal rezygnując przy tym ze scenografii na rzecz ruchu i światła.

Tegoroczną nowością było wprowadzenie obok „poważnych” przedstawień nurtu alternatywnego: SzekspirOFF, który obejmował takie formy, jak: performans, improwizacje czy spektakle plenerowe – wszystkie w mniejszym lub większym stopniu nawiązujące do utworów (lub osoby) patrona festiwalu, dodając mu nieco ludycznego kolorytu.

XV Festiwal Szekspirowski odbywał się równolegle do budowy gmachu Teatru Szekspirowskiego. Czy oznacza to, że Stratfordczyk zamieszka w Gdańsku na stałe? Całkiem możliwe – byle tylko w tym przybytku zbytnio nie zbrązowiał.

XV Festiwal Szekspirowski
Gdańsk-Sopot-Gdynia, 30.07.– 7.08.2011

fot. Dmitrij Matvejevas, Oskaro Koršunovo Teatras, „Miranda”, reż. Oskaras Koršunovas,

alt