Archiwum
01.07.2013

Sześć dni, sześć nocy

Piotr Dobrowolski
Festiwale

Główna część Malty 2013 dobiegła końca. To był dobry tydzień, który cieszył różnorodnością proponowanych wydarzeń i jakością wielu z nich, sprawną organizacją machiny produkcyjnej i wspaniałym, dojrzałym zachowaniem kulturalnej publiczności, która tworzyła atmosferę nowoczesnego europejskiego festiwalu. Choć całość programu nie oszołomiła nikogo, w plątaninie mieszanych uczuć dominuje dzisiaj satysfakcja z artystycznego poziomu pojedynczych wydarzeń i spotkań. Teatr i taniec, najważniejsze dziedziny sztuki na festiwalu, pozwoliły gościom i poznańskiej publiczności poznać prace ważnych współczesnych twórców europejskich, spośród których szczególnie zapadli w pamięć dwaj: Romeo Castellucci i Jan Lauwers. Podzielili oni między siebie strefy wpływów, odpowiednio dominując nad początkiem i końcem artystycznego tygodnia. I chociaż opuścili już Poznań, niebawem znowu będą mogli się spotkać, tym razem na festiwalu w Avignonie.

Co pozostało nam po tym tygodniu? Faktem stało się oswojenie idiomu, który po kilku dniach rozmył się nieco, stając się ogólnym hasłem odnoszonym do współczesności. Ciekawa była obserwacja przykładów powracających konwencji teatralnych (efekt obcości jako oczko puszczane do widza w „Norze” grupy tg STAN). Doświadczanie prób burzenia naszego zaufania do własnych zmysłów poprzez silne działanie impulsem wizualnym i dźwiękowym wydawało się momentami zabiegiem zbyt łatwym i drogą na skróty, choć zapierało dech w piersiach („Feed” Kurta Hentschlägera i „Four Season Restaurant” Socìetas Raffaello Sanzio). W rezultacie jednak największe wrażenie robił znakomity teatr, który – angażując artystów sceny – opowiadał pewną historię. „Marketplace 76”, zagrany dwukrotnie przez Needcompany, to spektakl łączący elementy teatru dramatycznego, performansu tańca ze znakomitą estetyką i świetną muzyką, wykonywaną na żywo przez cały, wszechstronny zespół.

O sile tego przedstawienia stanowi kilka odmiennych jego cech: nielinearna i niejednoznacznie przekazywana opowieść o życiu mieszkańców pewnego miasteczka, niesamowity, budzący szacunek potencjał wykonawców i jakość scenicznych obrazów: organizacji przestrzennej, ruchu, kostiumów i scenografii. Jan Lauwers, autor tekstu i reżyser „Marketplace”, zaczął swoją opowieść wspomnieniem śmierci – głupiej i przypadkowej, która może zdarzyć się zawsze i zawsze naznacza ocalałych swoim piętnem. Tragedia już się wydarzyła, ale – dopóki trwa życie – nie ma szans na jej domknięcie, choć możliwe są chwile pocieszenia. Na otwartej scenie przenikają się różne wątki, postacie i przestrzenie. Elementy ważne z punktu widzenia fabuły mieszają się z fałszywymi tropami, prowadzącymi w ślepe zaułki, w których można bezkarnie błądzić, gdy jedyną konsekwencją jest rozwój alternatywnych odnóg całej opowieści. To umowny teatr operujący czytelnym, ale zaskakującym znakiem, jak spadająca z nieba szalupa ratunkowa z jednym pasażerem. Na scenie – co sugeruje Lauwers – entuzjazm ze wspólnej pracy całego zespołu jest skutecznym sposobem na przełamanie pesymizmu prezentowanej fabuły. W spektaklu zachwycają kolory, dźwięki, rozwiązania sceniczne, ale przede wszystkim tekst, który – podobnie jak najlepsze współczesne powieści o niestabilnej narracji – w otwarty sposób zagęszcza odczuwany dramatyzm. Pojawiające się raz po raz perypetie rozwiązywane są w finale klasyczną nadzieją odrodzenia.

Pokazany przez Needcompany spektakl „Marketplace 76” to zdecydowany hit tegorocznego festiwalu. Wydaje się, że Malta staje się wydarzeniem o unikalnym poziomie artystycznym, z którego korzystają przede wszystkim specjaliści i miłośnicy teatru zjeżdżający do Poznania z całego kraju. Paradoksalnie jednak odgrywa także ważną rolę edukacyjną w lokalnym środowisku, bo chociaż czasy Malty otwartej i ożywiającej sztuką przestrzeń całego miasta skończyły się bezpowrotnie, na widowni niemal zawsze znajdowali miejsce wszyscy, którzy wykazali się odrobiną determinacji. Nie zmienia to faktu, że organizatorzy bez żalu pożegnali w tym roku ostatnie symptomy masowości; nie planowano wielkich plenerowych widowisk czy ulicznych parad.

Skończył się pierwszy, najintensywniejszy tydzień, ale Malta Festival Poznań 2013 trwa nadal i warto sprawdzać jego program każdego kolejnego dnia. Zaaranżowana przez twórców Generatora przestrzeń Placu Wolności przez kolejne trzy tygodnie gościć będzie kolejne wydarzenia artystyczne, spotkania i imprezy. Jednak już pora na pierwsze podsumowania i opinie. Muzyczne gwiazdy, czasem świecące odbitym blaskiem oczekiwań publiczności, pozostawiły pewien niedosyt (Kraftwerk). Szczęśliwa okazała się wielowymiarowa formuła, która, choć nie dawała szans na uczestnictwo we wszystkich wydarzeniach programu, pozwalała każdemu na znalezienie czegoś interesującego. Dla coraz bardziej świadomej swoich preferencji festiwalowej publiczności konieczność wyboru nie stanowiła problemu. A jednak czasem pojawiał się dreszczyk emocji, związany z ryzykiem trafienia na niewypał, jak w przypadku „Luxuriant: within the reign of anticipation” Simona Vincenziego z Operation Infinity. Dlatego, o ile w zapowiedziach i podsumowaniach uzasadnione są zdania o różnorodnej ofercie Malty, o tyle wydaje się ona dzisiaj marką łączącą niezależnie rozwijające się wątki, które spotykają się przede wszystkim w dyskusjach i komentarzach pod dachem klubu festiwalowego.

Tegoroczna Malta zaskoczyła dobrymi pomysłami i ich przyzwoitą realizacją. Uniknęliśmy nudy, bo nie wszystko działało perfekcyjnie (np. jakość czasu spędzonego w klubie festiwalowym na Placu Wolności zależna od pogody i słabiutko zorganizowanych barmanów). Rezygnacja z imprez masowych na korzyść działania w przestrzeni publicznej (i cała idea Generatora) wydaje się posunięciem właściwym, kiedy festiwal nie musi już być festynem. Mimo wrażenia elitarności części repertuaru, organizatorzy nie zapomnieli o miejscowych pasjonatach sztuki, codziennie proponując darmowe widowiska dostępne dla każdego. Ale odnotować trzeba także przystępne koszty wstępu na wszystkie (za wyjątkiem muzycznych gwiazd) wydarzenia festiwalu.

Na koniec propozycja subiektywnego rankingu scenicznych wydarzeń tegorocznej Malty. Zdecydowanie wyróżniając Needcompany i ich „Marketplace 76”, świadomy możliwych polemik i ciekawych komentarzy, proponuję następującą hierarchię pozostałych wydarzeń, które uważam za szczególnie godne odnotowania (gdzie kolejność = jakość): tg STAN – „Nora”, Socìetas Raffaello Sanzio – „Four Season Restaurant”, Damaged Goods i Münchner Kammerspiele – „Built to Last”, Needcompany – „Mush-room”, Mimiko Kawamura – „Alphard”, Giselle Viene – „The Pyre”. A już po 20 lipca i oczekiwanym przez wielu koncercie Atoms for Peace – być może do listy dopiszemy także to wydarzenie.

 

Malta Festival Poznań 2013

Wstępniak: Oh, man! Festiwal!

Dzień 1.: Para buch! Maszyna w ruch!

Dzień 2: Moje serce to pompa

Dzień 3: W dół króliczej norki

Dzień 4: Przesilenie. Samobójstwo cyborgów

Dzień 5: Guzik naciskamy, melodyjkę wygrywamy

Podsumowanie: Sześć dni, sześć nocy

 

fot. Wonge Bergmann: Marketplace 76, Needcompany