„Na wszelki wypadek powinni zakopać mnie dwa razy” – mówi bohaterka. A potem, że śmierć nie jest żadnym końcem, zwłaszcza dla ciała. Po ustaniu akcji serca rozpoczyna się drugi akt tragedii, co do której nie możemy mieć żadnych żądań. Obdziera ze złudzeń wszelkie postulaty dotyczące „odchodzenia”. Nic z tego, powiada, żadne och i ach nie zmienią procesu gnicia, ciało (odgrywające w „Balsamiarce” główną rolę) staje się z chwilą śmierci gotową do obróbki partią mięsa.
Książka Izabeli Kawczyńskiej podzielona została na kilka części. Nieformalnie istnieją dwie, z których pierwsza dotyczy wspomnień z dzieciństwa, druga zaś opowiada o zawodach wywołujących gęsią skórkę: tanatoplastyk, prosektor, tanatokosmetyk… Ciekawostka goni ciekawostkę, dla zainteresowanych tym, co dzieje się z ciałem, zanim trafi do trumny, jest to nie lada gratka. Zwłaszcza że ubrana została w język niecodzienny, surowy, piękny, błękitny. To jedna strona medalu.
Dzieciństwo odgrywa bardzo ważną rolę w kształtowaniu osobowości kobiety. Jest więc władcza i bezkompromisowa matka, znikający, ale kochający ojciec, babcia-mistyczka, karmiąca wnuczkę religijnymi postulatami, kuzyn, z którym pozostaje w bliskich kontaktach. I znów wszystko kręci się wokół cielesności, tak uwierającej, bez której zarazem nie można się obejść. Zakazy i nakazy, dotyczące czystości ciała we wszelkim tego słowa znaczeniu, zamykają dziewczynkę w hermetycznym świecie, do którego nikt nie ma wstępu. Samotność staje się głównym elementów życia, wskutek czego przyszłość jest zaplanowana, przesądzona i jednoznaczna. Z tym, zdaje się, bohaterka nie próbuje nawet walczyć.
Ze wspomnień wyłania się obraz dziewczynki, a następnie kobiety, która w ciele widzi przede wszystkim pojemnik – pustą przestrzeń gotową do wypełnienia. Mnóstwo w powieści rodzących kobiet, które swe istnienie pieczętują potomstwem, najczęściej chorym, martwym lub zabijanym krótko po porodzie. Bądź i służ wypełnieniu – spermą, dzieckiem, krwią – stań się tymczasową przechowalnią rzeczy niekoniecznie chcianych, zdaje się mówić. Wyrzuć je z siebie i radź sobie z tym, jak umiesz. Tylko bez tragedii, takie rzeczy są na porządku dziennym. Trup za trupem ściele się gładko. A potem jest już tylko gnicie.
To, co człowiek po sobie zostawia, trafia na stół prosektorium. Pusty kokon, jakim staje się po spotkaniu ze śmiercią, przypomina bohaterce lalkę. Nie bez znaczenia zresztą to porównanie: „Potrafię chodzić, sikać, mówić. Jeśli nacisnąć właściwy guzik, wołam: mama!, tata!, śmieję się albo płaczę. Dobra ze mnie lalka. Udaję coś żywego, porządnie udaję. Robię to tak, że diablo boli” – mówi o sobie, sugerując bezwolność dokonywanych przez siebie decyzji. Tą odpowiedzialnością obarcza babkę, która umierając, pozostawiła po sobie sztywne, białe ciało, wymagające odpowiednich zabiegów pielęgnacyjnych: „Wytarłyśmy ciało ręcznikiem i zaczęło się ubieranie. Czułam się tak, jakbyśmy ubierały dużą lalkę. W dodatku zepsutą. Ręce babki stawiały opór; ciągnęłyśmy z całej siły i przez chwilę myślałam, że jak nic jej te ręce powyrywamy, no i kto to będzie naprawiał?”.
Kiedy bohaterka nabiera wprawy w kontakcie ze zwłokami, abjekcja zastąpiona zostaje przez melancholię. Im więcej martwych, ciężkich ciał, im więcej mycia i wypełniania chemikaliami, mającymi nadać pozory życia w ostatniej drodze ku dołowi ziemi, im więcej martwych dzieci, którym ze śmiercią zupełnie nie jest do twarzy, tym większy bunt ona odczuwa. Nie potrafi pogodzić się z tym, że życie już na starcie tak naprawdę ledwo zipie. To druga, bardziej frapująca strona medalu. I jakże rozkoszna lektura.
„Balsamiarka” to szufladkowa opowieść niosąca za sobą ogromny potencjał. Początkowa ciekawość bohaterki przeradza się w fascynację, w końcu obsesję, a każdy element – człowiek, myśl, czyn czy błąd – mają ze sobą ścisły związek. Kobieta, zdeterminowana przez samotność i wszechobecną śmierć, stara się mimo wszystko żyć, czyniąc sobie i innym na przekór. Sama wreszcie staje się pojemnikiem, w którym przechowuje cudze, niewylane łzy, zresztą nie tylko ludzkie. Taki typ wrażliwości na cierpienie, z jednoczesnym poglądowym i surowym wręcz spojrzeniem na ciało jako obiekt, czyni „Balsamiarkę” pozycją godną uwagi, obok której nie sposób przejść obojętnie. Pociąga bowiem, szokuje i pozostawia w żołądku charakterystyczny ucisk – ciężar kruchej egzystencji.
Izabela Kawczyńska „Balsamiarka”
Wydawnictwo Videograf SA
Chorzów 2015