„Zdjąłem jedwabną szmatę z bioder i zanurzyłem wycieńczoną męskość w misce z wodą. Pokonany zwycięzca! Mą skórę oblepiał niewidoczny brud, nieczyste dłonie dziwki i spojrzenia obleśnych widzów. Myłem się energicznie, nie bacząc na chłód wody, szorowałem skórę aż do zaczerwienienia, ciągle pod wrażeniem, że pozostaję skalany”.
„Pamiętnik zabawki”
„Trzymaj to w tajemnicy. Pamiętaj, z jak rzadkim zjawiskiem masz do czynienia. Oczy i uszy ludzi niewtajemniczonych uznają to za dziwactwo. Nie zyskasz ich aprobaty. Rozumiesz mnie? Skaziłem twoje usta trucizną, Maud. Pamiętaj”.
wuj piętnuje Maud/Hideko na pornografkę
Tytułowa koreańska „Służąca” ma się wkupić w łaski bogatej Japonki, dziedziczki fortuny, i ułatwić jej rozkochanie w koreańskim oszuście, podającym się za hrabię. Jednak po drodze jako nadbagaż tej intrygi wpychają się niespodziane i niechciane interesy sercowe. Trzepoczące motylki w brzuchach kobiet są jeszcze gotowe wyoutować z tego trójkąta zdezorientowanego mężczyznę. Ta niespiesznie tocząca się historia lesbijskiej miłości tragicznej, która rozgrywa się w dekoracjach kolonialnej Korei pod okupacją japońską, może poruszyć umysł historyka i serce kinofila.
„Służącą” Chan-wook Park zapuścił się na dotąd niezbadane przez niego wody postkolonializmu. To, że czuje się feministą, wiedział już zapewne od czasu „Pani Zemsty”. Ale że poza ultraprzemocą stać go na ironiczne zwrócenie sztyletu pod nazwą „remake’i azjatyckich filmów” w stronę Zachodu, dotarło pewnie dopiero po nakręceniu za oceanem „Stokera”. Czy czuł wtedy frustrację, że podąża drogą Kim Ji-woona w „Likwidatorze” i robi za rzemieślnika na zlecenie? Jego nowy film to odpowiedź na zakusy Hollywood, aby z każdej historii lokalnej, która zdobywa światową popularność, zrobić amerykański odpowiednik, już wyzuty z wszelkich regionalnych treści, a przez to pozbawiony unikalnego charakteru oryginału i przygnębiająco bezosobowy.
Bo „Służąca” to – jakby nie patrzeć – rozbrajająco swobodna zabawa twórczością literacką Sary Waters, która w „Muskając aksamit” i „Złodziejce” próbowała wzbogacić epokę wiktoriańską o wątek kobiet kochających kobiety. Zwłaszcza na tle wiernych adaptacji BBC Park „bezczelnie” majstruje przy „Złodziejce”, brutalnie wybebeszając jej fabułę na stół i połowę intrygi wyrzucając do kosza. Brytyjczykom zwięzła ekranizacja sążnistej powieści Waters zajęła bite trzy godziny. Koreańczyk chciał zrobić czasowo łatwiej przyswajalny film, przy czym ostentacyjnie nie dbał o spójność historii (i tu trzeba też dodać, że zawiłe opowieści Waters to niewdzięczny materiał na kino).
W „Złodziejce” Waters dokonała krytyki wiktoriańskiej pornografii, którą zabawiali się bogaci dżentelmeni, uprawiając pełną hipokryzji podwójną moralność. W powieści i filmie Parka wuj bierze pod opiekę córkę chorej psychicznie siostry, a zarazem spadkobierczynię fortuny, i deprawuje ją, zmuszając do czytania mu erotyki. Cel jest pozornie naukowy, a na pewno biblioteczny – skonstruowanie pełnego wykazu literackiej zbereźności. Efekt uboczny – uprzedmiotowienie i napiętnowanie nieszczęsnej dziewczyny – można uznać za „konieczny” dla osiągnięcia sukcesu. Jak wzdycha bohaterka „Złodziejki”:
„– Proszę spojrzeć, panie Rivers – mówię. – Oto ekslibris wuja, widoczny we wszystkich książkach. Widzi pan godło?
Ekslibris zawiera sprytny herb jego własnego pomysłu: lilię o kształcie przypominającym fallus, oplecioną u dołu gałązką dzikiej róży. […]
– Czasami mam wrażenie – ciągnę, nie podnosząc oczu – że wyryto je również na moim ciele: tak niewiele różnię się od jego książek, że musiałam zostać oznaczona, skatalogowana i umieszczona na półce”.
Waters, kreując postać wuja, zainspirowała się autentyczną postacią Henry’ego Spencera Ashbeego – znawcy pornografii, a przy tym jednego z pierwszych jej badaczy, który uchodzi także za autora monumentalnego, jedenastotomowego dzieła. To osobliwy zbiór wyznań z życia seksualnego anonima skrywającego się pod pseudonimem Walter. Bardziej jednak niż zdanie relacji z czegokolwiek realnego to jakby summa czytelniczych doświadczeń wytrawnego literata:
„Zacząłem kreślić te memoriały, ukończywszy dwadzieścia pięć wiosen. Rutyna prowadzenia od młodości dziennika mogła mnie nakierować na koncept zapisu własnego żywota prywatnego i sekretnego. Gdy pracę rozpocząłem, prawie nie zaglądałem do książek frywolnych. Poza «Fanny Hill» żadnej z nich też nie ufałem. Te inne – traktujące o osobliwych wzruszeniach erotycznych, niecodziennych możliwościach kopulacyjnych, dziwacznych zdarzeniach, zabawkach i skłonnościach, dojrzałej rozpuście, filozoficznej degeneracji, zdawały się w mej ignorancji niczym sprośne bzdury, zaledwie dowód wybujałej wyobraźni i nie warte ni krzty wiary, acz teraz – najprzód doświadczywszy wiele – wiadomym mi jest, że tli się w nich dość prawdy, choćby i nie wiem jak osobliwa czy nieprawdopodobna zdawała się nieobytym w tej mierze”.
Równie niestrudzony Park transponuje ironiczny komentarz Waters na temat pornografii na język sztuk wizualnych i kina, sięgając po tropy z erotyki japońskiej i hongkońskiej. Tę pierwszą wykorzystuje z ironią jako Koreańczyk kręcący nosem na japońskich świntuchów. Przypomina zatem o zoofilii obecnej w grafikach shunga czy sadomasochistycznych pinku eiga. W przypadku tych drugich jako śliczny przykład mogłaby posłużyć „Wróżka w klatce” z niestrudzoną heroiną Naomi Tani. Artystka gra bogaczkę udręczoną pod batami Murayamy, który korzysta ze swej pozycji w kempeitai [japońska żandarmeria wojskowa – przyp. red.], aby w czasie wojny zabawiać się z co piękniejszymi kobietami z wyższych sfer pod pretekstem przesłuchiwania domniemanych zdrajców państwa.
Ta obsesyjna skłonność do prowadzenia nieskromnych zabaw, dotycząca mężczyzny obojętnego na koszmar II wojny światowej, dodatkowo podkreśla duchową szpetotę wuja ze „Służącej”, który wynarodowił się i porzucił koreańską tożsamość, rezygnując z ojczystej mowy, którą uznał za brzydką i wulgarną, na rzecz „japońskich bezeceństw”.
Z kolei od Chińczyków Park pożycza taoistyczną koncepcję wędrowania energii seksualnej, którą mężczyźni pod wpływem uniesień miłosnych nieświadomie oddają na rzecz kobiet. W „Służącej” ten triumf pierwiastka żeńskiego nad męskim podpiera feministyczne zacięcie historii miłosnej lesbijek i wizji świata, w której mężczyźni są zbędni, jeśli nie wręcz niepożądani.
Niestety ten imponujący zbiór lektur i seansów, które Park zebrał jako zagorzały kinofil i zapalony autor szkiców o kinie, jednoznacznie ustala perspektywę filmu, a co gorsza – zdradza losy bohaterów wcześniej, nim reżyser da im wybrzmieć na ekranie. Z powodu rozdawania postkolonialnych ciosów i filozofujących predylekcji, „Służąca” to doskonała zabawka dla intelektualistów, miłośników subtelnej erotyki i kuriozalnej pornografii, lecz średnio pasjonujący i nieznośnie przewidywalny film. Park jednak świadomie wchodzi po raz kolejny w buty etykietki „Asia Extreme”, którą twórcy z Azji posługują się, aby zachodniej publiczności, spragnionej dalekowschodniej egzotyki i wygibasów sprzedać wszelakie produkty z regionu pod pozłotkiem świnstewek. Kupiec się znajdzie i tym razem, bo… tak – poleje się krew.
„Służąca”
reż. Chan-wook Park
premiera: 4.11.2016
Literatura:
John Silver Cleland, „Pamiętnik zabawki”
Walter, „My Secret Life”
Sarah Waters, „Muskając aksamit”
Sarah Waters, „Złodziejka”