Archiwum
04.02.2014

Tam, gdzie nie spadają kwitnące wiśnie

Marek S. Bochniarz
Literatura

W ciemności zmierzchu
Ćma do światła lecąca
Musi być smutna

Spojrzałam z okna ubikacji
Niebo było błękitne
Smutno mi się zrobiło

Tymi żenującymi haiku, tworzonymi w „Senseju i miłości” przez trzydziestokilkulatkę Tsukiko Ōmochi, Hiromi Kawakami szydzi z klasycznych form artystycznych. Jej bohaterkę nie zachwycają wiersze Matsuo Bashō czy Irako Seihaku – kanon zmory młodzieży na lekcjach języka i kultury, ukochane przez Senseja. Z pomocą krytycznego spojrzenia Tsukiko na tradycję Kawakami rozbraja czytelnika, wyposażonego w standardowy zestaw banalnych i fałszywych wyobrażeń o Kraju Kwitnącej Wiśni. Rozgoryczeni będą zwłaszcza ci, którzy przyzwyczaili się do psychopatycznych, bladych piękności pokroju Naomi Tanizakiego Jun’ichirō. Tsukiko niewiele wykazuje zrozumienia dla elegancji i kobiecej wrażliwości, podkreślając przy tym swoją domniemaną niezdarność, ignorancję. Tytuł powieści co prawda sugeruje, że jej tematem jest miłość, Kawakami nie interesują jednak melodramatyczne schematy, stąd jej Tsukiko nie pasuje do orszaku tradycyjnych japońskich heroin.

Ci, którzy sięgają po japońską literaturę, lecz znużyli się takimi klasykami, jak Kawabata Yasunari, Ōe Kenzaburō czy Yukio Mishima, powinni sięgnąć po prozę Japonek. Poziom dzieł dostępnych w polskich przekładach jest jednak nierówny. Można czytać opasłe tomy intrygujących thrillerów psychologicznych Natsuo Kirino, lecz i nieopatrznie stać się ofiarą przygasłej już bananomanii (infantylne melodramaty Banany Yoshimoto), ewentualnie – zaufawszy informacji o Nagrodzie imienia Akutagawy – przeżyć udręki z autobiograficznymi „Językami i kolczykami”, produktem nastoletniego buntu Hitomi Kanehary. Na szczęście są także niepozorne powieści Yōko Ogawy i Hiromi Kawakami.

Twórczość tych dwóch pisarek jest często porównywana. Obie konsekwentnie stosują błyskotliwe, a przy tym proste rozwiązania. Jednym z nich jest decyzja, aby – drobiazgowo pisząc o życiu swoich bohaterek – unikać zarazem objaśniania ich zachowań. Behawiorystyczny i precyzyjny opis w „Senseju i miłości” może drażnić: przy namnożeniu detali Kawakami aż do finału trzyma czytelnika w niepewności co do powodów zagadkowego postępowania postaci. Przyjmując narzuconą przez autorkę subiektywną Tsukiko, paradoksalnie jesteśmy zarazem pozbawieni wglądu w jej emocje.

Kawakami dobrze czuje się w krótkiej formy, a dodatkowa satysfakcja płynie z dezorientacji czytelników: takie wrażenie pozostaje po lekturze zbioru opowiadań „Nadepnęłam na węża”, który obejmuje surrealistyczne historie, charakteryzujące się bogatą, często niezrozumiałą symboliką i alogicznością snów. Być może to jest powodem, dla którego autorka skonstruowała swoją powieść „Pan Nakano i kobiety” z epizodycznych historii, rozgrywających się w jednym miejscu, sklepie ze starociami, gdzie pracują główni bohaterowie. „Sensei i kobiety” charakteryzuje się także hybrydową konstrukcją, w której odpowiednikiem antykwariatu staje się bar pana Satoru, gdzie Tsukiko spotyka po latach Senseja, nauczyciela z dzieciństwa.

Lokal Satoru staje się miejscem „przypadkowych” spotkań bohaterów. Przestrzeń baru porządkuje także chaotyczny świat przedstawiony. Ten nieporządek to efekt decyzji autorki, aby – budując niecodzienną historię miłosną – nie ograniczać się do konwencji realistycznej. W jednym z rodziałów-opowiadań Kawakami powraca do poetyki snu, a może raczej koszmaru: para bohaterów śni wspólnie swoje kolejne spotkanie, podczas którego ma szansę na szczerą rozmowę, a Sensei może opowiedzieć o swoich najbardziej bolesnych doświadczeniach.

Donald Richie we wstępie do zbioru o wiele mówiącym tytule „Japońskie portrety. Obrazy różnych ludzi. Serie niezwykle osobistych portretów niezapomnianych japońskich charakterów” pisał o antymodelach dla swojej książki: „Były to książki o Japonii, w jakich zostały zawarte wyłącznie ogólniki […] To w całości «oni i my», a Japończycy którzy powstają z tego typu literatury, niewiele przypominają jakichkolwiek znanych mi ludzi. Stałem się niecierpliwy, czytając o wartościach takich, jak giri i ninjo, hone i tatemae, ura i omote, i pozostałych tego typu abstrakcjach. […] Terminy określają teorie, nie ludzi”. Z tym stanowiskiem na pewno zgodziłaby się Hiromi Kawakami. Bohaterki jej zmyśleń nie przypominają Japończyków, znanych z popularnonaukowych książek, które tak drażniły Donalda Richiego. Wartością prozy Kawakami jest nieuleganie schematom i twórcze korzystanie z tradycji literackich, a także próba poszukiwania nowych, oryginalnych rozwiązań.

Pisarka, opisując relacje pomiędzy nauczycielem i jego byłą uczennicą, odwołuje się do wzorca miłości, w której zależność między ludźmi nie jest oparta na równości, lecz hierarchii. Historia z „Senseja i miłości” przypomina pod tym względem opowiadanie Yukio Mishimy „Akt czci”. Oto poważany profesor literatury Fujimiya decyduje się wyruszyć na pielgrzymkę do świątyni ze służącą Tsuneko, która pracuje u niego od ponad dekady. Narrator stwierdza, że kobieta „nigdy nie była piękna i brakowało jej kobiecego uroku”. Tak krytycznie mogłaby scharakteryzować siebie również Tsukiko. Być może moje porównanie jest dość niefortunne (Mishima słynął z mizoginizmu i nie stworzył zbyt wielu oryginalnych postaci kobiecych), oba utwory łączy jednak coś więcej niż powierzchowne podobieństwa fabuły. Zarówno opowiadanie, jak i powieść pozornie wydają się niezwykle proste, jednak pozostawiają czytelnika zakłopotanego. Wielokrotna lektura jest tu wręcz wskazana, co zaleca zresztą w przypadku Mishimy tłumacz John Bester. Jego komentarz można odnieść zarówno do profesora i służącej, jak i pary bohaterów Kawakami: „Pomimo wyjściowej nieatrakcyjności dwóch głównych postaci, historia jest daleka od złośliwości […] i bardzo poruszająca: ukazuje, w jak często zaskakujący sposób ludzie wzajemnie spełniają swoje potrzeby emocjonalne”.

Hiromi Kawakami, „Sensei i miłość”
przekł. Anna Zalewska
W.A.B.
Warszawa 2013
książek

alt