Archiwum
25.04.2018

Sendlerowa to nie „Polka Nieskazitelna”

Piotr Śliwiński
Literatura Rozmowy Poznańska Nagroda Literacka

– rozmowa z przewodniczącym jury Poznańskiej Nagrody Literackiej, profesorem Piotrem Śliwińskim, o książce Anny Bikont

„Czas Kultury”: Zbigniew Kruszyński, Erwin Kruk, Tadeusz Sławek… Teraz, w roku 2018, Anna Bikont. Czy Nagroda imienia Adama Mickiewicza, przyznawana w ramach Poznańskiej Nagrody Literackiej, ma z założenia odrobinę zaskakiwać, iść na przekór modom?

Piotr Śliwiński: W moim przekonaniu nagroda to głównie wyraz szacunku i wsparcie dla pisarzy, potem – próba pobudzenia czytelnictwa, potem – głos krytyczny w sprawie dzisiejszej literatury, wreszcie – jakiś sposób obecności na scenie kulturalnej. Z tych wszystkich powodów nagroda nie powinna być zanadto oczywista, to jest uparcie trafiać do ciągle tych samych paru pisarzy. To prowadzi donikąd, zmienia życie literackie w akademię ku czci, czyli w nieżycie.

Ale nie względy taktyczne, tylko prosty fakt, że laureaci „Mickiewicza”, i „Barańczaka” też, to świetni pisarze z dużym dorobkiem lub autorzy niezbyt jeszcze wielu, lecz już bardzo interesujących książek.

W rozmowie chcielibyśmy skupić się na opublikowanej w zeszłym roku książce „Sendlerowa. W ukryciu” i o niej za chwilę. Gdyby jednak zechciał Pan Profesor scharakteryzować pisarstwo Anny Bikont szerzej, czego nie można pominąć?

Piękny życiorys – praca w opozycji, redagowanie słynnego „Tygodnika Mazowsze”, duży udział w powstaniu i rozwoju „Gazety Wyborczej”, autorstwo ważnej książki „My z Jedwabnego”… Co tu dużo mówić, Anna Bikont to jedna z najwybitniejszych polskich dziennikarek, redaktorek, publicystek, bardzo przenikliwa i empatyczna.

A mówiąc o „Sendlerowej. W ukryciu”? Bikont jako bohaterkę obrała postać powszechne znaną, lecz wydaje się, że opowiadając o niej, dokonała czegoś nieoczywistego.

Sendlerowa” jest opowieścią o wyjątkowym człowieku i całej masie ludzi, którzy zostali zmuszeni, by sprostać sytuacji trudnej do wyobrażenia. Opowiadając o ich zawsze nietuzinkowych losach, Anna Bikont rezerwuje sobie rolę aktywnego medium: nie wysuwa się w książce na pierwszy plan, ale i nie ukrywa warunków i ograniczeń dochodzenia do prawdy. Nie szantażuje emocjonalnie czytelnika, zarazem nie zakazując sobie komentowania moralnych aspektów różnych sytuacji i postępków. Książka jest rzeczowa, lecz niepozbawiona znamion temperamentu autorki. W sumie jednak liczy się tylko to, co zdarzyło się wówczas i potem, główna bohaterka i postacie z jej otoczenia. Liczy się opowieść o prawdziwych ludziach.

Prawda o ludziach obejmuje również ich słabości. I tak, Irena Sendlerowa nie nadaje się na pomnik zatytułowany „Polka Nieskazitelna”. Wręcz można by ją zdekomunizować w związku z wyborami politycznymi, których dokonała po wojnie; jej życie osobiste niekoniecznie nadaje się, by stawiać je za wzór uczennicom i uczniom szkół katolickich w dzisiejszym wydaniu. Niestety, ponieważ jej polskość jest najwyższej, prawie niespotykanej próby, a jej życie cechuje wyjątkowa odwaga cywilna.

Pod koniec książki pada zdanie być może dla niej kluczowe: „I jak to wszystko opowiedzieć, nie obrażając pamięci osoby godnej najwyższego uznania”.

Irena Sendlerowa sportretowana została wbrew jej własnej legendzie, przeciw mitologizacji, która coraz szczelniej oddzielała tę wspaniałą postać od prawdy historycznej. Przywrócenie znaczenia faktom, ustalenie prawdziwszych proporcji między potrzebą podziwu a rzeczywistą zasługą, niezwykle solidne udokumentowanie poszukiwań, uwzględnienie roli osób znanych do tej pory słabiej, wszystko to ocaliło Sendlerową przed uprzedmiotawiającym wyolbrzymieniem jej dokonań, a także przed instrumentalizacją – w funkcji dawczyni alibi narodowi o nieczystym sumieniu, oskarżanemu o współudział w ludobójstwie Żydów.

Od pierwszych stron „Sendlerowej” ujawnia się charakterystyczne napięcie: pomiędzy niezwykłą dbałością o faktografię, ogromem wykonanej pracy materiałowej a nieustannym domysłem, koniecznością wybierania wersji, stawiania hipotez. Pod tym względem reportaż Bikont przypomina „Panią Stefę” Magdaleny Kicińskiej, laureatki Stypendium imienia Stanisława Barańczaka z 2016 roku…

Tak, tak… Te książki są spokrewnione. Idzie o intencje, charakter narracji, w końcu właśnie o te wszystkie momenty, w których autorki mówią: nie wiem, nie wiadomo, może tak, a może inaczej. To kwestia uczciwości, z którą jednak nie obnoszą się wcale. To ważne. Bikont nie wzrusza się swoją pracą, ściślej – tym, że pracuje, czyta, szuka, odkrywa. Tak czasami, nierzadko, bywa, że pisanie o sprawach związanych z Holokaustem prowadzi autorów / autorki do szczególnej egzaltacji, samolubnej, autoerotycznej. Tego w „Sendlerowej” nie ma. Jest za to uważność, skupiona na bohaterce i jej świecie, a nie na rozterkach autorki. Nie ma też wyręczania się literackością, estetyzacją; wersje, domysły to uczciwie ujawniony skutek niedostępności źródeł lub tkwiących w nich sprzeczności.

Reportaż Bikont opowiada dzieje zarówno bohaterstwa, jak i antysemityzmu Polaków. Zwłaszcza pierwsze rozdziały są pod tym względem wymowne. Co prawda książka została wydana jeszcze przed niedawnym nasileniem się narracji antysemickich w przestrzeni publicznej, czy nie uważa Pan jednak, że może stanowić do nich pewien komentarz?

Jasne, książka Bikont jest – zapewne niechcący – odpowiedzią na antysemityzm, który doznał niespodziewanego wzmożenia pod wpływem cyniczno-partackiej polityki rządu. Nie lekceważę możliwości potraktowania książki jako głosu w toczących się teraz dyskusjach, ale jestem pewien, że jej wartość polega na czym innym – i że jest to wartość trwalsza niż toczące się spory.

Tym bardziej nie lekceważę antysemityzmu, który utrzymuje się na mniej więcej tym samym, wysokim poziomie, okresami w stanie uśpionym, okresami – jak teraz – w stanie spotworniałego ożywienia.

 

Uroczyste wręczenie Annie Bikont Nagrody imienia Adama Mickiewicza odbędzie się 25 maja w poznańskim Centrum Kultury Zamek.