Plaża Zachodnia powstała w 2015 roku jako portal informujący o działalności kołobrzeskiej sceny muzyki niezależnej. Wkrótce jego założyciele, Marek Sadowski, Maciek Jaciuk, Robert Demidziuk, Marek Kasprzak, zaczęli też pod tym szyldem organizować koncerty i wydawać swoją muzykę, trzech pierwszych jako 30 kilo słońca, Jaciuk (znany też jako SqrtSigil) i Kasparzak (Passive Status) w duecie Mothertape oraz w trio z Demidziukiem jako Ak Uki.
Większość tych projektów można usłyszeć na składance „Mapa Zdarzeń”, dzięki której po raz pierwszy usłyszałem o inicjatywie z Kołobrzegu. Sygnalizuje ona pewne przeorientowanie, bo w przeciwieństwie do pierwszych wydawnictw, tutaj nie znajdziemy żadnych odwołań do idiomu rockowego (który wcześniej dało się wychwycić, ale i tak w formie przetworzonej, bliższej psychodelii albo post- czy art-rockowi). Kompilacja mapuje inny teren i metody twórcze, raczej rejony kompozycji elektro-akustycznej, gęstego ambientu, post-industrialu, przetwarzania sampli i pracy z nagraniami terenowymi. Właśnie dźwięki otoczenia pojawiają się zarówno u SqrtSigil, jak i Passive Status, pewnie są też gdzieś u Wolnych Pokojów (Demidziuk solo), którego utwór zapowiadał pełnowymiarową, bardzo interesującą, produkcję. O tym, czy składanka jest udana, decyduje przede wszystkim, czy działa jako całość, zbiór różnorodnych elementów, na tyle od siebie odmiennych, żeby nie zlewały się w jeden ciąg, ale zarazem korespondujących ze sobą. W tym przypadku wyszło, skala została dobrze dobrana, rejony objęte mapą są od siebie odpowiednio oddalone i zróżnicowane. Oprócz już wymienionych szczególnie w pamięć zapadają mocny, świdrująco-glitchowy Magazyn Serotoniny, powściągliwy, ale wciągający Ak Uki oraz intrygująco operujący rytmami Z.L.E.V.
Sporym zaskoczeniem było pojawienie się w zdominowanym przez elektronikę katalogu kwartetu Chryste Panie – ale jak najbardziej pozytywnym. Co prawda w składzie pojawia się syntezator (gra na nim Aleksander Żurowski), ale jest on tutaj traktowany jak pełnoprawny instrument, zresztą na równi z saksofonem Michała Małoty. O warstwę rytmiczną zadbali perkusista Wojtek Kurek i grający na barabanie Michał Stawarz. Zbytnia koncentracja na tym ostatnim elemencie byłaby niesprawiedliwością wobec pozostałych muzyków (bo jest to jednak gra bardzo zespołowa i w tym jej siła), ale specyfika brzmienia tego wielkiego bębna przyciąga jednak uwagę. W tekście towarzyszącym płycie często pada słowo „rytuał” i trzeba przyznać, że kwartetowi udaje się stworzyć taką atmosferę. Jest transowo, mrocznie (ale z rozbłyskami saksofonu), surowo, co może stanowić problem dla niektórych, bo muzyka faktycznie bywa nieprzystępna. W dodatku płyta jest długa (dwa utwory mają ponad 12 minut), ale jak już uda się w nią wejść, to może pochłonąć na tyle, że czas zacznie płynąć inaczej.
Kilka miesięcy później, w listopadzie 2017 roku, do Plaży Zachodniej przypłynęła Strętwa. Trio poznańskich muzyków swoją nazwę wzięło od ryby, która „komunikuje się i poluje za pomocą impulsów elektrycznych”. Do gitarzysty Pawła Doskocza i obsługującego syntezator Macieja Maciągowskiego (współpracujących w Bachorze) dołączył używający taśm i efektów Patryk Daszkiewicz (solo działający jako DMNSZ). Nie będę ukrywał, że grywam z każdym z nich, więc jeśli ktoś chce, to może mnie oskarżyć o brak obiektywizmu i kolesiostwo, ale i tak będę obstawał przy swoim – że Strętwa proponuje coś niezwykle ciekawego. Choć też, jak Chryste Panie, niełatwego, ale z innych powodów. Tam było może nawet zbyt wiele przestrzeni, w której czasem można było się zgubić, natomiast trio zostawia niewiele wolnego miejsca.
Szczególnie wymagająca jest pierwsza strona kasety, drugi na niej utwór osacza żrącymi szumami i zgrzytami, które dopiero pod koniec nieco się rozrzedzają i pozwalają domyśleć się źródła pochodzenia – gitary. Mimo obecności tego instrumentu wciąż jesteśmy daleko od jakiejkolwiek rockowości, Doskocz nie gra w sposób standardowy, często używa przedmiotów do wydobywania dźwięków z gitary. Nieco wytchnienia daje początek drugiej strony, ale nastrój nadal jest złowrogi, z ciężkiej chmury krążącej w tle powoli wyłaniają się wysokie tony, których nieustępliwość graniczy z obsesyjnością. Do wodnego świata zaprasza ostatni utwór, ale przezorność podpowiada, żeby nie dać się zwieść pozorom, bo całkiem możliwe, że Strętwa próbuje nas zwabić i ściągnąć na muliste dno rzeki, a powtarzany gitarowy motyw to właśnie impuls elektryczny, którym poluje.