Wbrew pozorom, „Rzeczy robią rzeczy” nie jest wystawą dla dzieci. Chociaż przy wejściu znajdziemy kolorowanki, wycinanki, łamigłówki i przybory papiernicze, które służą do zrobienia własnej kukiełki, na tym stałe atrakcje dla najmłodszych się kończą. Nie zdominują nas scenografie teatralne, za to dowiemy się, czym jawajka różni się od marionetki, kukiełki i pacynki.
Kuratorka Joanna Zielińska przygotowała intrygujący zestaw dokumentów, performansów, teatrów lalek, instalacji i filmów. W każdym wypadku na pierwszy plan wysuwają się główni bohaterowie – teatralne lalki, ludzkie karykatury. Co ciekawe, oglądamy je oczami artystów, a nie reżyserów teatralnych. Spotkamy postaci z gliny, materiału, drewna, plastiku i tworzyw sztucznych. Odsłaniają one przed nami swoją prawdziwą, często okrutną naturę.
Joanna Zielińska związana była wcześniej z toruńskim CSW Znaki Czasu i krakowską Cricoteką. Jej założeniem było ukazanie, jak rzeczy funkcjonują w świecie sztuki i jak korespondują z innymi obiektami artystycznymi. Obecnie pełni funkcję głównej specjalistki do spraw programu performatywnego w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie.
Na potrzeby „Rzeczy robią rzeczy” wypożyczono prace z zagranicznych galerii: z Londynu, Nowego Jorku, Vancouver, Kopenhagi, ale również z Warszawy i prywatnych kolekcji. Składają się one na postmodernistyczną wizję lalkarstwa, które zostało zaanektowane przez sztuki wizualne. Teatr przeplata się z filmem wideo, a performans – z surowymi wizjami artystów utrwalonymi w mediach mieszanych.
W Zamku Ujazdowskim próżno szukać Jeffa Dunhama z Achmedem Martwym Terrorystą, Muppetów z „Ulicy Sezamkowej”, a tym bardziej lalek z „Umarłej klasy” Tadeusza Kantora (czego mogliśmy się spodziewać na wystawie kuratorki Cricoteki). Warto za to spróbować przejść się po CSW, słuchając „Master of Puppets” Metalliki, ponieważ chwilami jest naprawdę ciężko. Nie obejdzie się bez rozlewu wirtualnej krwi, filmowego show w klimatach „Mechanicznej pomarańczy” oraz romansu Karla Marksa z Adamem Smithem. „Rzeczy robią rzeczy” to projekt ciekawy, aczkolwiek nierówny artystycznie, ambitny, lecz wymagający czasu i cierpliwości. Nawigację po wystawie umożliwia kieszonkowy katalog, który zawiera opisy poszczególnych prac. Aż strach byłoby oglądać je przy zgaszonym świetle. Oto kilka przykładów.
Wykonane z tworzywa sztucznego, ludzkich rozmiarów lalki Lindsay Seers („Kanibale”) mają zniekształcone twarze i wielkie oczy charakterystyczne dla niebezpiecznych bohaterów z bajek dla dzieci. Noszą peruki i ubrania, a kiedy zwiedzający zbliży się, żeby obejrzeć je z bliska, otwierają usta i jak prawdziwi paparazzi „pożerają ofiarę” ukrytym w gardle aparatem fotograficznym. Robią przy tym autentyczne zdjęcia. Jednak najwięcej sympatii spośród lalek Seers wzbudziła we mnie ta mamrocząca, o wdzięcznej nazwie „Chalkie Talkie”. Z wyglądu przypomina bezdomnego, za to przejawia pewien talent muzyczny i chętnie opowiada różne anegdoty.
Pinokio z filmu „Dramat rodzinny długonosego Pinokia” („Pinocchio Pipenose Houshold Dilema”) Paula McCartney’a zmaga się z „kuchennymi” rozterkami. Pierwsze ujęcie pada na mężczyznę w przebraniu Pinokia stojącego przy kuchennym stole. Na blacie znajduje się kilka produktów spożywczych. Mężczyzna w masce bawi się keczupem, używa własnego nosa zamiast łyżki i poi mlekiem czekoladowym nieprzytomną lalkę. Bliżej jest mu do psychopatycznego mordercy z „The Killing” niż do bohatera powieści Carla Collodiego. Wykonuje serię destrukcyjnych czynności, które stanowią brutalne podsumowanie współczesnej kondycji ludzkiej.
Także „Widmo” Tony’ego Ourslera nie napawa optymizmem. Naszym oczom ukazuje się kobieca postać wyłaniająca się z rzuconej w nieładzie na ziemię sukienki i wielkiej poduszki zamiast głowy. Wyświetlana na poduszce kobieca twarz użala się nad sobą wierszem. Zresztą trudno się dziwić – postać została przygnieciona przez masywne, drewniane biurko.
Do myślenia daje instalacja Marvin Gaye Chetwynd, „Deeds Not Words”. Na pierwszy rzut oka przypomina ona makietę baśniowej krainy, jednak kiedy przyjrzymy się pracy dokładniej, znajdziemy na niej zdjęcie czarnoskórej sufrażystki w tekturowej trumnie, zakrwawione zwłoki z papieru oraz kilka innych odwołań do historii i popkultury, które artystka stara się przepracowywać. Chetwynd wykorzystuje zazwyczaj ręcznie robione rekwizyty, puppety oraz performans, którego dokumentacja stanowi uzupełnienie instalacji.
Z kolei Mary Reid Kelley w czarno-białym filmie „The Thong of Dionysus” porywa nas do świata rodem z „Mechanicznej pomarańczy” To kolejny odcinek reinterpretowanej wspólnie z Patrickiem Kellym mitologii. Seksowne bohaterki w ręcznie robionych, karykaturalnych maskach uosabiają ludzkie słabości i pokazują świat doprowadzony do granic absurdu. Mamy więc monolog wygłoszony do zamordowanej w rynsztoku suki (funkcję suflera pełnią napisy na drugim planie) oraz dialogi opętanych dionizyjskim szaleństwem, androgynicznych postaci.
Majstersztyk pod względem wykonania lalek stanowi praca Pierre’a Huyghe’a – artysty sięgającego po tak różne środki wyrazu, jak rzeźba, wywiad czy interwencja publiczna. Duży atut filmu „This is Not a Time for Dreaming” („Nie czas na marzenia”) stanowi ścieżka dźwiękowa Davida Lawrence’a Goldmana i Joe Arcidiacono. Autor zarejestrował teatr lalek – marionetki są tak umiejętnie poruszane, że wyglądają niemal jak żywe (zobaczymy nawet ptaka na sznurkach), co w połączeniu z intrygującą fabułą i misternym wykonaniem samych lalek daje znakomity efekt.
Jednak niekwestionowanym hitem wystawy okrzyknęłabym „Baby Marx” („Marks dla dzieci”) Pedro Reyesa. W krótkich filmikach artysty Karol Marks i Adam Smith ożywają w czasach współczesnych, aby zmierzyć się z problemami naszej cywilizacji, smartfonami, „eko-sreko” i wilkami z Wall Street. Bohaterowie prowadzą przepełnione humorem dysputy. Przy okazji odwiedzają na przykład muzeum, gdzie praca Andy’ego Warhola staje się punktem wyjścia do dyskusji nad sytuacją klasy robotniczej, a także biorą udział w Occupy Wall Street, co ostatecznie inspiruje Adama do otwarcia własnego banku.
Postaci Marksa i Smitha otrzymują formę jawajek (lalek poruszanych od dołu). Adam jest zniewieściały (Guevara bierze go nawet za kobietę), a Karol ma duszę aktywisty. Chodzą ze sobą na randki i zakupy, wdając się w intelektualny romans. Wspólna wizyta w bibliotece doprowadza nawet do sceny zazdrości ze strony Marksa, który nie może znieść faktu, że Adam spotkał się z Leninem. (Na pytanie „Dlaczego Lenin?” Marks odpowiada: „Dlatego, że mi ciebie przypomina”.)
Dodatkowym atutem wystawy „Rzeczy robią rzeczy” jest program towarzyszący, który obejmuje pokazy performatywne i filmowe, występy muzyczne oraz zajęcia edukacyjne dla dzieci. Znalazły się w nim: koncert Andrei Pensado, Jacka Staniszewskiego i Zalaskiego, wieczór performatywny z udziałem Izy Tarasewicz, Christophera Kline’a i Antje Majewskiego, prezentacja magazynu „Pavilonesque” Pauliny Ołowskiej (części wystawy) oraz puppet slam – wieczór kabaretowy z udziałem kukiełek.
Wystawa „Rzeczy robią rzeczy” pozwala przenieść się na chwilę do świata, w którym lalki ożywają, aby zabrać głos we współczesnym dyskursie i sparodiować otaczającą nas rzeczywistość. Tak dzieje się chociażby w przypadku przedstawienia Izy Tarasewicz, która w ramach „Ogrodów” w warszawskiej Zachęcie wystawiła różne rodzaje grzybów. Również w tym przypadku bohaterowie teatralni przybierają ich postać. Zlewające się z otoczeniem zielone pacynki raz po raz wynurzają się ze scenografii, aby uczestniczyć w rozmowie na temat ekologii. Z kolei prezentowany na wystawie magazyn „Pavilionesque” stanowi kompendium wiedzy na temat teatrów lalek w Polsce.
Wprowadzając ten rodzaj sztuki scenicznej do galerii, Zielińska przywraca należne mu miejsce wśród innych dyscyplin artystycznych. Na wystawie „Rzeczy robią rzeczy” emancypacja lalek przybiera namacalną wręcz formę. Kukiełki, marionetki i pacynki pokazane w wielu różnych kontekstach stanowią kontrapunkt dla świata cyfrowego. Ekspozycja w CSW staje się wreszcie nostalgicznym spojrzeniem wstecz; wyrazem tęsknoty za teatrem, który nie był zdominowany przez ludzi.
„Rzeczy robią rzeczy”
kuratorka: Joanna Zielińska
koordynatorka: Katarzyna Tomczak-Wysocka
dramaturgia: Tim Etchells
Warszawa, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
26.02. – 31.07.2016