Przyznano nagrody World Press Photo 2012. Posypały się uwagi, opinie. Cenne komentarze w Internecie i tym razem nie zawiodły. Jeden z internautów pisał: „po obejrzeniu wystawy po prostu rzygać się chce! To ma być sztuka? Ja za taką sztukę dziękuję! Dla mnie to patologia, którą należy leczyć”. Wypowiedź tę z wyrzutem uzupełniała internautka: „Dlaczego zawsze wygrywają zdjęcia pokazujące tragiczne sytuacje? […] Podpalenie się mnicha, Afganka bez nosa, kobieta rozpaczająca po tsunami w Azji… itd.”. Zawsze znajdzie się jednak osoba pełna dobrych chęci i zrozumienia dla otaczającej nas rzeczywistości, która wszystko nam wytłumaczy, wszystko rozjaśni jak to uczynił inny internauta: „To są zdjęcia prasowe, jak sama nazwa wskazuje (WPP). Taki jest współczesny świat”.
Biorąc pod uwagę polską tradycję wystaw fotograficznych, warszawska wystawa „Postdokument. Świat nie przedstawiony zdjęć” wydaje się szczególna. Przedstawia bowiem fotografów jako artystów indywidualnych. Dlatego też prezentowane na niej bloki nie są tematyczne, lecz autorskie. Niemniej jednak – jako że wyszłam z Zamku Ujazdowskiego z uczuciem irytacji i niedosytem intelektualnym (co w gruncie rzeczy było dość przyjemne) – w niniejszym tekście skoncentruję się na tym, co irytację ową wywołało. Mianowicie na tym, co, zdaniem Autorów wystawy, kryje się w zdaniu „Taki jest współczesny, polski świat”, pamiętając jednak o tym, że celem wystawy w CSW nie jest całościowe objęcie rzeczywistości nie przedstawionej. Mowa o współczesnym świecie, ponieważ nie powinno być tu nawiązania do żadnego sztucznie wykreowanego dwudziestolecia, zwłaszcza że słowo „transformacja” unosi się w atmosferze wystawy niczym kiepskie perfumy starszej damy, które za nic w świecie nie chcą wywietrzeć.
Zdjęcia Andrzeja Kramarza i Weroniki Łodzińskiej z cyklu „1,62m2 domu”, które prezentują miejsca noclegu czterech starszych panów z największego w Polsce domu dla bezdomnych w Nowej Hucie. Panowie Franek, Staszek i dwóch Andrzejów należą do grupy nielicznych bezdomnych, którzy starają się stworzyć atmosferę domu w tej prowizorycznej przestrzeni. Zaprezentowane zostały także zdjęcia Macieja Pisuka, który od października 2007 do marca 2008 roku realizował swój projekt na prawym brzegu Wisły w Warszawie, gdzie zapoznał się z tamtejszym obozowiskiem bezdomnych osób.
Polskie domy zresztą na tej wystawie reprezentowane są dość ubogo. To znaczy, z jednej strony, mamy pracę Juliusza Sokołowkiego, która przedstawia otoczony hałdami błota prywatny budynek mieszkalny w trakcie prac wykończeniowych. Jest to środkowa część tryptyku, którego boczne węższe skrzydła stanowią jednakowe obrazy zapalonych lampek nocnych (sznyt ikeowy widać z końca długiej sali). Z drugiej zaś, blokowiska, które fotografowała przez 2 lata Maria Zbąska: osiedla, blokersi, tramwaje, anonimowych ludzie, młodzież, którą omija się szerokim łukiem. Ale to już było…!
Nazwana „literaturą faktu”, dokumentalnym reportażem ze świata prowincjonalnych polskich miasteczek, seria zdjęć Wojciecha Prażmowskiego: „Biało-czerwono-czarna” (1999) ukazuje przepoetyzowaną i spowszedniałą biało-czerwoną (metonimię Polski) przez pryzmat biało-czarnej fotografii. Sławomir Magala nazwał ten cykl „reportażem metafizycznym” lub wręcz „wizualnym reportażem ze środka Polski takiej, jaka jest dzisiaj, teraz w szczególnym historycznym momencie, kiedy odchodzą w przeszłość dane wzory kulturowe, a pojawia się nowy, globalny już standard”.
Natomiast Wojciech Wilczyk przedstawił zdjęcia z niedokończonego projektu „Czarno-biały Śląsk”. Podczas objazdówki po górnośląskich miasteczkach rejestrował witryny małych sklepów w zubożałych dzielnicach. Ostatecznie zdjęcia wykorzystał z Krzysztofem Jaworskim do wyprodukowania w 2002 roku książeczki z jego wierszami i owymi śląskimi zdjęciami. Również Tomasz Tomaszewski zaprezentował fotografie z kilkudziesięciu podróży po Polsce w latach 2007–2008. Wybór zdjęć z cyklu „Rzut beretem” to „socjologiczny dokument dotyczący przemian na wsi”. Do popegeerowskiej osady, tym razem w Beskidzie Niskim, wybrał się także Piotr Janowski. Projekt w Krzywej i Jasionce polegał na warsztatach fotograficznych dla dzieci: 25 aparatów i żadnych wskazówek.
Do podróżowania po byłych krajach komunistycznych Europy Wschodniej zabrał się także Carl de Keyzer. W rezultacie otrzymaliśmy „East of Eden” – cykl scen z życia codziennego małych i dużych miast: opuszczone budynki skontrastowanie z nowiutkimi szyldami reklam napojów gazowanych. A to Polska właśnie.
Kwestię przeobrażeń w rozumieniu tego, co prywatne i tego, co publiczne wyeksponował Tomasz Wiech w pracy „Coś Osobistego”. Polak coraz więcej czasu spędza w miejscu pracy. Biuro staje się jego domem, a dom sypialnią. Przestrzenie dużych korporacji, wszędzie projektowanych na tę samą ascetyczną modłę, zostają z czasem udomowione przedmiotami należącymi do sfery prywatnej, bo „trudno prowadzić życie tylko do wymiaru pracy”.
Witold Krassowski zaprezentował publiczną, polityczną stronę lat 90. A swoją drogą, gdyby Adam Mazur, kurator wystawy, dopowiedział w jej tytule, że dotyczy ostatniej dekady ubiegłego stulecia, to niewiele by to zmieniło w jej odbiorze. Wracając do Krassowskiego: uważa on, że żyjemy w wyjątkowych dla Polski czasach, lecz, dla odmiany, zdaje sobie sprawę z banalności owego stwierdzenia. Co więcej, wyraźnie mierzi go brak poważniejszej próby stworzenia dokumentu fotograficznego tego okresu. Jego zdaniem, jedną z pozytywnych cech nowej epoki było „przyspieszone uczenie się społeczeństw o sobie samym, wyzbywanie się mitów na własny temat”. Czego nauczyli się Polacy? Trudno powiedzieć. Krassowski-fotograf staje się świadkiem, a zaburzona chronologia prezentowanych przez niego wydarzeń społeczno-politycznych schodzi na drugi plan, przepuszczając przodem syntetyczne portrety grup.
Rzecz jasna, poprawność polityczna sprawia, że w sferze publicznej nie może zabraknąć (naprawdę nie może?) symbolu, legendy dość już oklepanej, a więc Stoczni, tej Stoczni, tego wielkiego organizmu, którego duszę stanowią idee wolności i solidarności. Michał Szlaga, uważany za głównego dokumentalistę zmian zachodzących w Stoczni Gdańskiej, prezentuje więc powoli i nieśmiało powstającą na jej terenach w nową dzielnicę Gdańska, siedzibę bogatych korporacji, ekskluzywnych mieszkań i wylansowanych miejsc rozrywki. Bez sentymentalizmu i patosu. Ze zdjęciami tymi kontrastują prace Chrisa Niedenthala, które zioną poczuciem bezbrzeżnej beznadziejności – aż trudno uwierzyć, że doszło jednak do obrad Okrągłego Stołu.
Momentem kulminacyjnym warszawskiej ekspozycji była dla mnie praca Marka Powera, który w opisie do jego cyklu „Melodia dwóch pieśni” (dobrze, że nie dumka na dwa serca!), najzwyczajniej w świecie, głupio i retorycznie zapytywał: „Czy ktoś z zewnątrz może powiedzieć o czyjejś ojczyźnie coś, czego jej mieszkańcy jeszcze nie widzą?”. Dla niego bowiem: „Polska to piękny kraj. Polska to brzydki kraj. Jego brzydota może być dojmująco piękna”. Kwintesencją tej banalności są jego zdjęcia, których zadaniem było pokazanie obu stron Polski, oddanie brzmienia obu tych sprzecznych a dopełniających się pieśni.
O jednej jeszcze pracy warto wspomnieć: „Blue box” Mariusza Foreckiego z 2007 roku. Warto, gdyż zdjęcia jego autorstwa wyróżniają się na tle całej wystawy, a jednocześnie nadal do niej pasują (w przeciwieństwie np. do genialnego, najlepszego na całej wystawie zdjęcia holenderskiej artystki Rineke Dijkstra – przedstawia ono dziewczynkę w pozie Wenus Botticelliego, ubraną w brudnozielony kostium kąpielowy na kołobrzeskiej plaży w latach 90. – zupełnie nie współgrającego z resztą ekspozycji). Założenie Foreckiego było nader interesujące. Chciał udokumentować te zjawiska społeczne, których korzenie znajdują się poza Polską: fascynację muzyką techno, zmianą sposobu picia piwa, robienie zakupów, sposoby wypoczynku, budowę autostrady. Efekt zapada w pamięci, tym bardziej że wszystkie zdjęcia zostały wykonane na pozytywowym filmie barwnym przeznaczonym do fotografowania w świetle sztucznym, dzięki czemu artysta uzyskał ich intensywny niebieski kolor. Nawiązanie do techniki blue boxu telewizyjnego – dzięki której filmuje się osobę na niebieskim tle, by następnie komputerowo wkleić ją do dowolnej rzeczywistości – przyniosło zaskakująco dobry rezultat.
Oto świat nie przedstawiony – dokumenty polskiej transformacji? Modernizacji? Demokracji? Wolności? Sukcesu gospodarski rynkowej? Stabilizacji? Liberalizacji? Prywatyzacji? Wskaźnika transformacji? To niekończący się stan przejściowy. I nasz kapitalistyczny cud gospodarczy zapewnił nam go, lecz popularność realistycznego reportażu prasowego w czasach PRL, reporterskie przejażdżki po kraju w poszukiwaniu prasowego materiału robotniczego, a następnie mocne odgrodzenie się od realizmu socjalistycznego zaszkodziły polskiemu twórcy oraz odbiorcy fotoreportaży. Wypaczyły lub może nawet do pewnego stopnia uniemożliwiły swobodne czytanie fotografii prasowej językiem sztuki. W tym kontekście wystawa w CSW jest niezwykle potrzebnym głosem w rozmowie o współczesnej polskiej fotografii, o współczesnym realizmie oraz dokumencie. Biorąc jednak pod uwagę dobór materiału oraz tendencję do rozliczeniowego ujęcia ostatnich 20 polskich lat, jest ona przedsięwzięciem mówiącym niewiele, wielogłosem rodzącym kakofonię banałów w stereotypowym sosie, co gorsza, sosie własnym. Nie tylko taki jest nie przedstawiony świat minionych dwóch dekad. Przecież z tej niewątpliwej kakofonii wybrzmiewa nie przedstawiony na tej wystawie akord.
„Postdokument. Świat nie przedstawiony. Dokumenty polskiej transformacji po 1989 roku”
Artyści: Anna Beata Bohdziewicz, Rineke Dijkstra, Mariusz Forecki, Piotr Janowski, Carl De Keyzer, Andrzej Kramarz / Weronika Łodzińska, Witold Krassowski, Zoe Leonard, Chris Niedenthal, Maciej Pisuk, Mark Power, Wojciech Prażmowski, Konrad Pustoła, Allan Sekula, Juliusz Sokołowski, Michał Szlaga, Tomasz Tomaszewski, Łukasz Trzciński, Tomasz Wiech, Jerzy Wierzbicki, Wojciech Wieteska, Wojciech Wilczyk, Monika Zawadzki, Maria Zbąska.
Kurator: Adam Mazur
Współpraca: Beata Łyżwa-Sokół
Warszawa, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
3.02. – 15.04.2012
Fot. Mariusz Forecki, „Blue box”, 2007, mat. CSW