„Jest ważne, że znak myślowy, o zakrytej wówczas dla mnie treści […] pojawiał mi się w mózgu, kiedy chodziłem bez celu, jakby dla odpoczynku. Zmęczenie domagające się tego odpoczynku jest trudne do określenia. Musi to być zmęczenie na poziomie zakrytym. Na przykład: mózg zmęczył się tym, że świadome Ja rozumie znaki myślowe przez niego wytwarzane. W efekcie przeszedł na tryb pracy, w którym pokazuje znaki myślowe wyłącznie sobie, a świadomego Ja, do rozumienia tych znaków, nie dopuszcza. Wtedy świadome Ja jest przekonane, że myśli o niczym, i że łazi bez celu (i to można nazwać snem chodzonym)”.
Piotr Bosacki, „Traumtagebuch”
Kwiecień. Jest sobota, a na placu Adama Mickiewicza trwa demonstracja. Siedzimy na podwórku kawiarni, skąd dolatują męczące zapachy smażonego jedzenia z kuchni i trochę mnie dekoncentrują.
Tym razem pytam o pierwszą wystawę w nowo powstającej przestrzeni wystawienniczej :SKALA, którą otworzy ekspozycja prac Bosackiego – chyba pierwsza jego indywidualna wystawa w rodzinnym mieście od lat. Rok temu jego wideo „Rozpuszczenia” był prezentowany na wystawie zbiorowej „Galeria Czasu Kultury” w Centrum Kultury Zamek.
Na wystawę składać się będą trzy rzeźby – „Kaktusy” – oraz tekst, rodzaj literackiego komentarza, w pisaniu których Bosacki jest niekwestionowanym mistrzem.
Marek Bochniarz: Skąd potrzeba, żeby coś robić podczas myślenia?
Piotr Bosacki: Ciało z natury chce działać, chce się poruszać. W tym zawsze jest jakiś aspekt nerwowy. Niektórzy, trzymając w ręku butelkę piwa, bezwiednie obdzierają etykietę. Inni z podobnych pobudek wywołują drugą wojnę światową, chociaż na dłuższą metę nie ma to żadnego sensu. Nerwy, proszę pana. Energia szuka ujścia. Słucham dużo książek mówionych, przeróżnych. Kiedy słucham, mam coś w rodzaju wyrzutów sumienia, że nic w tym czasie nie robię. Mógłbym przecież wykonywać rękoma jakąś pracę mechaniczną. I tak się dzieje. Jeden z kaktusów ulepiłem, słuchając książki mówionej. Bardzo dobrze się słucha czegoś, kiedy ma się zajęte ręce. Ręce mają wówczas swoją robotę i nie przeszkadzają słuchowi, jak te dzieci zajęte zabawą nie przeszkadzają starym przy robocie.
:SKALA to wspólne przedsięwzięcie „Czasu Kultury” (instytucji reprezentującej słowo) i Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu (instytucji reprezentującej sztuki piękne). Wystawa będzie więc traktować o relacji słowa i sztuk wizualnych. Będą rzeźby i tekst.
Często bywa tak, że artysta wizualny, budując swą pracę, opiera się głównie na słowie. Lasse z Bullerbyn zamalował całą kartkę na czarno i powiedział, że malunek ten przedstawia „Pięciu murzynów w ciemnej sieni”. Bez tytułu nie byłoby tutaj wspaniałego dzieła, nie byłoby dowcipu. Jedni są dumni z tego, że samą tylko gadaniną potrafią nijaki obraz uczynić świetnym. Inni z tego samego powodu się wstydzą, bo wiedzą, że bez asysty słownej ich malarstwo jest żadne.
Jest też oczywiście wielu znakomitych malarzy, którzy tworzą dzieła wielkiej piękności, ale na temat malarstwa i swego obrazu nie potrafią zdania sklecić. Jedni się tym szczycą, że samym tylko obrazem bez słowa są w stanie zachwycić widza. Inni z tego samego powodu się wstydzą, że zajmują się tylko farbami i pędzlami, a brak im intelektu.
Krótko mówiąc, zawiłe są relacje między zmysłem słowa a zmysłem wzroku nawet w jednym i tym samym człowieku, a co dopiero u dwojga ludzi.
Przypominam sobie, że współpraca między redakcją „Czas Kultury” a artystą trwa co najmniej od 2008 roku, gdy do numeru „Ulica” dołączona była płyta Bosackiego z kompozycjami „mały zwój”, „ćwiczenia z kontrapunktu” i „pipy lalek” – te ostatnie do słów Wojciecha Bąkowskiego. W środku numeru można było przeczytać wywiad „Jak poradziłem sobie z pipami lalek”, w którym artysta występował w roli kompozytora (od tego czasu upomniała się o Bosackiego choćby Zachęta, gdy organizowała festiwal The Artists, dedykowany projektom dźwiękowym polskich artystów wizualnych).
O rzeźbach kaktusów Bosacki wspominał mi już, choć dość wówczas lakonicznie, w dniu otwarcia roku akademickiego – mówił wtedy skromnie, że słuchanie książek audio umila sobie lepieniem z papieru obiektów przestrzennych. Wtedy wyobrażałem je sobie jako bardziej „eteryczne” struktury papierowe. Kaktusy są jednak bardzo solidne i, jak wyjaśnia artysta, dość ciężkie – ich podstawa wymaga poważnego obciążenia, aby kwiatek się nie przewrócił i nie zepsuł.
To mocno zgeometryzowane, abstrakcyjne przedstawienia kaktusów. Ulepione są z kawałków tektury, kawałki te posklejane są czarnym klejem z pistoletu na gorąco. Linie kleju tworzą coś na kształt przestrzennej siatki geometrycznej.
Z tymi rzeźbami wiąże się kilka aspektów…
Jak już powiedziałem, klejąc kaktusowe rzeźby, zajęte mam ręce, ale wolny mam słuch, mogę więc słuchać czego bądź. Mając zajęte ręce, mam też wolny kanał, że tak powiem, słuchu wewnętrznego, dzięki czemu mogę przemyśliwać przeróżne sprawy. Kiedy człowiek wykonuje jakieś hipnotyzujące czynności – dzierga gobelin, robi na drutach albo strzela folią bąbelkową – wtedy otwiera się pole do przemyśleń. Mijają cztery godziny, a wydaje mu się, że minęło pół.
Człowiek składa się z różnych zmysłów. Zmysły działają albo z osobna, albo razem. Zmysły mogą sobie nawzajem przeszkadzać, albo pomagać, przejmować kompetencje jeden od drugiego. Czasem nam się wydaje, że coś widzimy, a w gruncie rzeczy to słyszymy, i w efekcie nie jesteśmy świadomi, z jakiego zmysłu pochodzi informacja.
Podczas budowaniu kaktusów naszło mnie jedno właściwie oczywiste, ale doniosłe przemyślenie.
Kiedy człowiek składa maszyny z elementów, to powstają one przez dokładanie części. Kiedy budujemy na przykład maszynę do szycia, to aby wszystkie produkowane z osobna części do siebie pasowały, musimy mieć wymierzoną przestrzeń przedustawną – jakby puste akwarium z linijkami na brzegach. Tak jest z maszynami stworzonymi.
Natomiast kiedy obserwujemy powstawanie organizmów żywych – czyli maszyn naturalnych – to tam w pewnym sensie przestrzeń kształtuje się jednocześnie z elementami. Tak jak w bańce mydlanej, płaszczyźnie bez końca – kiedy rozdmuchujemy bańkę, esy floresy na powierzchni rozrastają się i rozgałęziają, ale żadna nowa część nie jest tu doklejana z zewnątrz. Proszę zobaczyć, jak rozwija się na przykład zarodek ryby.
Taka jest zasadnicza różnica między maszynami sztucznymi a naturalnymi; między stworzonymi a zrodzonymi.
Przypominam sobie ostatni akapit tekstu Bosackiego „Uszczelka i Leibniz”, który trafił do katalogu „Sprawa jest w załatwianiu”: „Kiedy rozbieramy zegar na części, wątek «mechaniczności zegarowej» urywa się szybko. Kiedy rozbieramy zwierzę na części, wątek «mechaniczności zwierzęcej» nie kończy się nigdy. […] Łatwo jest omówić «cel» działania uszczelki. Wystarczy zapytać sprzedawcę. Dzieło sztuki pod względem językowym jest natomiast maszyną naturalną. Zakres «celowości» dobrego dzieła sztuki jest tak szeroki, że aby tę «celowość» omówić, musielibyśmy drobić sensy w nieskończoność”.
W zeszłym roku była w szkole wystawa z okazji 35-lecia kierunku Edukacja artystyczna. Był pomysł, aby absolwenci wydziału pokazywali swoje prace ze studiów. To są moje malunki i rysunki z pierwszego roku studiów [tu Bosacki pokazuje prace, na wszystkich są kaktusy].
Tak przypomniał mi się temat kaktusów. Rzeźby kaktusów, które zobaczymy na wystawie, zacząłem kleić w czerwcu 2015 roku. I jest tu jeszcze jedna historia… nie wiem, na ile istotna… To w sumie zwyczajne rzeczy. Mój ojciec hodował kaktusy od wielu lat. Miał ich w domu pełno. A ja mówiłem sobie: „w życiu nie będę miał ani jednego kaktusa”. I to jest prawda: nie mam żadnego kaktusa. Ale kiedy zacząłem coś bezwiednie lepić, samoczynnie mi się wytworzył kaktus. Od dziedzictwa nie uciekniesz, to nie ma sensu, nie ma sensu…
Który zmysł jest najważniejszy? Musiał Pan często zadawać sobie to pytanie – zwłaszcza że czasem pisze Pan teksty, innym razem komponuje, lepi rzeźby, realizuje filmy…
Tak samo, jak człowiek składa się z różnych zmysłów, tak rodzina składa się z różnych członków albo państwo z wielu instytucji. I – jak to w grupie – niby mają wspólnotę interesów, ale często się kłócą, przeszkadzają sobie celowo lub nieświadomie. W każdej grupie, choćbyśmy nawet tego nie chcieli, kwestia prymatu pojawi się samoczynnie. Ktoś lub coś musi mieć ostatnie słowo.
Pod pewnym względem wzrok jest najważniejszy, bo zajmuje w mózgu 70% „RAM-u”. Podobno kiedy się zamknie oczy, po chwili aktywność elektryczna mózgu spada o ponad połowę. W czysto fizycznym sensie ten zmysł ma największą przepustowość. Jest zmysłem głównym. I dlatego pewnie mówi się: „a widzisz?” zamiast „a rozumiesz?”.
Na innej płaszczyźnie – zmysłem głównym jest zmysł słowa, bo jest najbardziej uniwersalny. Wartości wzrokowe, słuchowe, dotykowe czy smakowe można oddać słowem – odwrotnie raczej nie. Słowo nie zastąpi zapachu, ale dzięki słowu można stworzyć opis zapachu skuteczny w praktyce. Jak natomiast mielibyśmy przedstawić zapachami pojęcie „sprawiedliwości społecznej”, albo „sarkazmu”? Słabo to widzę. Wbrew pozorom kod słowa jest najprostszy. Posiada kategorie wspólne wszystkim zmysłom.
Między zmysłem wzroku a zmysłem słowa. W pewnym sensie wzrok jest głównym zmysłem, a na innej płaszczyźnie – słowo.
Ktoś może wyglądać szpetnie, ale pięknie mówić. Muszę zatem wybrać, czy kierować się słowem, czy obrazem. Jeśli wyznaję wewnętrznie prymat słowa, zostanę i posłucham znakomitego mówcy. Jeśli wyznaję prymat obrazu, oddalę się od obrzydliwca. Tutaj – między zmysłami człowieka – zaczyna się wszelka polityka. W samym ciele człowieka musi więc być cynizm – czyli odbieranie wartości rzeczom, których się nie posiada; oraz mitologizacja – czyli uwielbienie dla języka ojczystego, ponieważ jest on językiem ojczystym. Jeśli ktoś jest ślepy, to lekceważyć będzie dyskusję o kolorach, bo na nic mu się ona nie zda – to jest cynizm. Jeśli ktoś ma wybitny węch, to będzie czekał tylko na to, aż rozmowa zejdzie na zapachy – to jest mitologizacja.
Co w :SKALI będzie oddziaływało na nasz zmysł słowa?
Jak powiedziałem, na wystawie pokażę trzy rzeźby kaktusowe. Prócz tego pojawi się tekst naścienny, który będzie dotyczył tych relacji między obrazem a słowem.
Piotr Bosacki, „Dziś są moje imieniny”
:SKALA, Poznań, ul. Św. Marcin 49a
29.06. – 13.07.2016
Do poczytania:
Piotr Bosacki, „Sprawa jest w załatwianiu” (przewodnik po wystawie), red. Stach Szabłowski, Warszawa 2015.
Piotr Bosacki, „Traumtagebuch”, Poznań 2009.
Piotr Bosacki, „Urządzenie elementów”, Poznań 2012.
Do obejrzenia
Pierwsza część rozmowy z Piotrem Bosackim
:SKALA to wspólne przedsięwzięcie „Czasu Kultury” i Wydziału Komunikacji Multimedialnej Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu zaplanowane jako nowa przestrzeń prezentacji sztuki współczesnej oraz miejsce spotkań z twórcami słowa i sztuk wizualnych, debat społecznych oraz warsztatów. Najważniejszym celem :SKALI stanie się realizacja wystaw, zwłaszcza młodych artystów i kuratorów. Organizując wykłady, dyskusje i spotkania z autorami, animatorami życia społecznego i promotorami kultury, :SKALA chce być także forum wymiany myśli. Ponadto dzięki istnieniu w samym sercu Poznania − w jednym z podwórzy, przy ulicy Święty Marcin 49 − poprzez swoją działalność na rzecz mieszkańców Starego Miasta, :SKALA wpisuje się w założenia rewitalizacji kulturalnej centrum miasta.