Archiwum
11.12.2013

Rozpasała się frenetyczna orgia mierności…*

Agnieszka Kleczyk
Sztuka

Katarzyna Wąs, kuratorka wystawy „Ruja i porubstwo” w CSW Zamek Ujazdowski, próbuje udowodnić, że Kraków nadal jest stolicą artystycznego fermentu, w której się pije, pali i prowadzi namiętne dyskusje o sztuce do białego rana. Poza Krakowem jednak przez ostatnie sto lat powstało kilka prężnych ośrodków, w których oprócz picia, palenia i przesiadywania w knajpach sztukę również się tworzy.

„Ruja i porubstwo” wypełnia jedno, niewielkie pomieszczenie CSW, w którym zaprezentowano malarsko-fotograficzną twórczość pięciu artystów urodzonych w latach 80. Wszystkich łączy edukacja w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, wielokrotnie oskarżanej o skostniały konserwatyzm. Ekspozycja już samym tytułem odsyła nas do okresu Młodej Polski, z którego tak obficie czerpie. „Ruja i porubstwo” to słynne hasło, jakim Henryk Sienkiewicz określił modernistyczny repertuar teatralny w ankiecie przeprowadzonej na łamach „Kuriera Teatralnego”.

W warszawskim centrum sztuki natomiast widać różnorodność tematów, które nie zawsze znajdują ze sobą wspólną oś. Królują kwiaty doniczkowe (Marta Sala) z paprotką jako gatunkiem dominującym (Łukasz Stokłosa). W kolażu motywów znajdziemy również zastawę stołową (Grzegorz Siembida). Niektórzy artyści zainteresowani są wątkami egzotycznymi (kopulujące słonie Ludmiły Woźniczko i portret czarnej kobiety w etnicznym stroju Marty Sali). Większość prac samą kolorystyką (ciemne, brudne barwy) nawiązuje do młodopolskiej „szatańskości”. Człowiek pojawia się rzadko w zaprezentowanych pracach i w jako postać zniekształcona – są ludzie-kukły (tak lubiane przez Witolda Wojtkiewicza!), odczłowieczone i zdeformowane, młodopolsko bezsilne i egzotyczne sylwetki, roztapiające się w brunatnym, abstrakcyjnym tle (Lula Woźniczko). Kolorystyczną przeciwawagę dla mrocznych przedstawień stanowią organiczne abstrakcje Eweliny Kaliszczuk oddane w pogodnej kolorystyce. To one najbardziej oddalają się od wizualnej obiektywizacji rzeczywistości na rzecz utrwalania „wewnętrznych stanów emocjonalnych”.

Zgrupowanie wszystkich prac malarskich na jednej ścianie nawiązuje do salonowej ekspozycji, gdzie obrazy, często z braku miejsca, wieszano na każdym możliwym fragmencie ściany. Pomieszczenie w Zamku Ujazdowskim jest wprawdzie niewielkie, ale prace można by jednak powiesić na wysokości wzroku, ułatwiając ich lepszy odbiór. Czy to dobra ekspozycja krakowskich artystów jest głównym celem? Brak tytułów i ręcznie wykonana ulotka z nazwiskami artystów podpowiadają, że chyba nie do końca. Może prezentacja prac w polskiej świątyni sztuki współczesnej sygnalizuje pilną potrzebę zmian na polskim podwórku?

Wystawę uzupełnia znaczący komentarz: wyraźnie oddzielona od reszty seria fotografii autorstwa Irenki Kalickiej (absolwentki łódzkiej filmówki!), która zdaniem kuratorki: „niczym Stańczyk zawsze widzi więcej”. Zdjęcia przedstawiają parę klaunów oddających się niepoprawnym, błahym, może pijackim czynnościom (klauny pokazują tyłek, jedzą, leżą na trawie, sikają). Cykl wydaje się nieco perfidną metaforą tego, co mają do zaprezentowania rówieśnicy fotografki, których twórczość ukształtowała krakowska uczelnia. Błazen w końcu obnaża to, czego nie widzą lub nie chcą widzieć inni.

W króciutkiej notce na temat „Rui i porubstwa” niewiele pisze się o sztuce i artystach. Dość obficie za to mówi się o artystycznej wspólnocie, która święciła swój triumf w okolicach roku 1900 – „był to bowiem czas najszerzej opisywanych w literaturze wydarzeń towarzyskich – przyjęć, skandali i artystycznych ekscesów. Kraków wrzał od ploteczek, drobnych spisków i niegroźnych sporów. Minęło ponad sto lat, a w Krakowie nadal z upodobaniem w dużych ilościach spożywa się wyskokowe trunki, przesiaduje w niewielkich knajpkach, dywaguje nad istotą sztuki, odpalając papierosa od papierosa, wraca chwiejnym krokiem do domu, gdy Planty spowija już poranna mgła”.

Trudno odmówić byłej stolicy dekadenckiego uroku, któremu sprzyja nienaruszona uroda miasta. Przecież historia legendarnej już Grupy Ładnie to także – jak pisze Magdalena Drągowska w „Krótkiej historii Grupy Ładnie” – „kilka imprez plenerowych, knajpianych i trzy oficjalne wystawy w 2001 roku”. Choć można się pokusić o stwierdzenie, że bez wspólnych spotkań ładnowców w słynnym Rentgenie nie byłoby twórczości Marcina Maciejowskiego, Wilhelma Sasnala czy Rafała Bujnowskiego, którzy teraz podbijają nie tylko polskie salony; choć cała trójka określa wspólną działalność w kategorii dobrej zabawy, bzdury i kpiny – trudno odebrać ich spotkaniu znaczenie, które zostało dodatkowo zmitologizowane przez chłopaków z Rastra. Bo oprócz dobrej zabawy w „błahej” twórczości ładnowców widać wyraźnie lewicujący sprzeciw wobec tego, co reprezentowała i czego uczyła ich konserwatywna akademia. Maciejowski, Sasnal czy Bujnowski, bardziej lub mniej świadomie, ale zawsze śmiało sprzeciwiali się trendom nauczania instytucji, której patronuje Jan Matejko. Młodopolszczanie buntowali się przeciwko pozytywistycznym utopiom oraz mieszczańskim konwenansom, bierności wobec zastanej rzeczywistości, jednak teraz ich twórczość należy do klasyki polskiego malarstwa XX wieku. Współczesna „ruja i porubstwo” eksponowana w CSW nie ma w sobie sprzeciwu, ukazuje całkowitą bierność, a tym samym nie wnosi zbyt wiele do polskiej sztuki współczesnej.

Czy to, co oglądać można do niedzieli w jednej z ważniejszych polskiej galerii sztuki współczesnej, to faktycznie reprezentatywny pokaz młodego pokolenia wykształconego i tworzącego w Krakowie? Czy bierna zgoda na tradycyjne i przebrzmiałe wartości oraz raczej bezrefleksyjne czerpanie z klasyki sztuki polskiej jest jedyną rzeczą, na którą stać dwudziestokilkuletnich artystów? Po obejrzeniu wystawy muszę stwierdzić, że na krakowskim uroku sztuki nie zbudowano, a stwierdzenie, że tamtejsza „Akademia Sztuk Pięknych […] kształci najciekawszych polskich malarzy” – jak deklaruje Wąs, należy już do przeszłości.

„Ruja i porubstwo. Krakowscy artyści w CSW Zamek Ujazdowski”
artyści: Irenka Kalicka, Ewelina Kaliszczuk, Marta Sala, Grzegorz Siembida, Łukasz Stokłosa, Ludmiła Woźniczko
kurator: Katarzyna Wąs
koordynacja: Katarzyna Tomczak-Wysocka
Warszawa, CSW Zamek Ujazdowski
25.11. – 15.12.2013

* Tytuł jest cytatem z tekstu Zenona Przesymyckiego (ps. Miriam) „Walka ze sztuką” z 1901 roku.

alt
fot. Irenka Kalicka