Archiwum
25.02.2014

„W języku francuskim słowo trace (ślad) posiada anagram écart, co znaczyć może odległość, oddalenie, odstępstwo, przedział przestrzeni, rozpostarcie.”
Ch. Johnson, „Derrida”

1. Wers

„[…]
Splądrowani przez ślepy rejwach losu, dłubiemy w tabliczkach
Pustych jak wiatr, dobywając z torfu treści kolejne porcje
Zwapnionych zwidzeń, okopceni flamą ciekłego tlenu, odsączeni
Z ziaren szczebiotliwych wrażeń, wyżarzeni jak wsad. Odważ
Się i zważ tę gramaturę kroju, która zostaje po każdym z nas, […]”
(„Wykop”).

I rozpędzona jest fraza w najnowszym tomiku poety z Mikołowa. Język kipiący, wyuzdany. I zagarnia nas Melecki, anektuje swoimi wierszami, serwując nadmiar i rozpasanie. Tokowanie staje się osobnym państwem, osobną próbą na okiełznanie jestestwa, rodzajem zawłaszczenia. W mnogości fraz łatwo się zgubić, gęstnieje to wszystko pod językiem i chwyta za język. „Ślepy rejwach”, „kadłub nowych rojeń”, „układ zniesień”. Nie ulega wątpliwości, że autor zdaje się puszczać język przodem, nakręca swój warsztat do granic możliwości. Wpuszcza nas w tryby. Wkręca w mechanizm.

2. A-wersje

„Życie jest niemożliwe. Życie jest możliwe. Żadnej sprzeczności. Panująca
Deklasacja znaczeń. Pobieranie z wróżby szpiku dla losu. Rozstępy
W każdym okresie. Nakłuwanie igłą wypłukaną z magnezu. Każdego
Nie szkoda. Każdego dość. Nie da się tego inaczej zobaczyć”
(„Grunt”).

Melecki napuszcza na siebie słowa, patrzy, co z tej konfrontacji wyniknie, co można na niej ugrać. Z tego nadmiaru wyłania się kipiel, mnogość sensów i zwątpienie w adekwatność, któregokolwiek z wydobytych. Jego pisanie to tokowanie, mnogość witalna wyrazów i jednoczesna przepaść. „Częstotliwość rzezi”; „Bruzdy zwątpienia”; „Dół i wierzchołek”; „Nikłe porównania i trwałe odtrącenia”. Sporo tu sprzeczności, kontrastów, nieoczekiwanych połączeń. Język Meleckiego to tango: krok do przodu i dwa kroki w bok. Pojawiają się duże kwantyfikatory, efektowne przymiotniki, które nagle urywają się, gubią trop („Zostaniemy na chwilę różnoracy, zsunięci w poprzek”; „Odjęty, prędkim zimnem wywęszony, jak białko upuszczone // Ścięty”).

3. Rewers

„To tylko jękliwe popiskiwania,  wyłączone na chwilę wtyczki,
Opar snującego się swądu, to tyle, bo potem i tak postać
Biała śnieżnym tle. Kawałek po kawałku, skracany przez
Coś oddech, nachodzenie na siebie ścian, zwężający się korytarz.
No nic, oddaj, co masz”
(„No nic”).

Czujność to stan konieczny podmiotu tych wierszy. Stan wojenny. „Prawo ślepej serii”. Napięcie i (auto)obserwacja. Frazy skracają dystans między podmiotem a światem, jednocześnie nas od niego odgradzają.
Podmiot w „Polach toku” pozostaje w nieustannym konflikcie. Czytelnik obserwuje go w trakcie zmagań, w dynamice antagonizmu. Jawi nam się krajobraz militarny pełen „obciążonych mostów”, „luf mroku”, „prochu próżni”, „suchych strzałów”. Przestrzeń dybie na jednostkę zasadzkami, zapadniami, szczelinami. Taka przestrzeń domaga się kryjówki. Szczególne zagęszczenie tej retoryki dostrzeżemy w wierszu „Krótkie pożegnanie”.

„[…]
I dalej praktycznie już mnie nie ma. Tylko jeden oddany
Strzał. Głuche pobrzękiwania na końcu uliczki. Spuszczone rolety. Migoczące Światła syren. Lecz na ramieniu żadnej duszy. Niepobladła krew na
Twarzy, z której, w odbiciu, rozpoznaję tylko szramę ust, i dalekobieżny
Uśmiech łusek spudłowanych lat […]”.

W tym fragmencie ujawnia się też kolejna ważna cecha poetyki autora „Pól toku”: doświadczenie egzystencjalne ma charakter bardzo fizjologiczny. To na powierzchni ciała wydarza się wrażliwość, cielesny charakter ma też świat.
Jest to rzeczywistość w stanie awarii, w której panoszą się „zwichnięte pory”, „pikujący zanik”, „puste przeładunki emocji”. Tym, co spotyka nas nieuchronnie i jako jedyne nas naprawdę konstytuuje – zdaje się mówić poeta – jest ontologia śladów i pustek. Składamy się z braku.

4. Wersje

Rozmowa, próba komunikacji w tych utworach nieuchronnie kończy się rozwidleniem, rozwodem, rozminięciem.
Bywa, że jest za dużo Meleckiego w Meleckim, że ta mowność, rozmowność wychodzi bokiem. Frazy kunsztowne jak inkrustacje na torcie z bitej śmietany, wydaje się, że świętują niczyje. Ale czytanie staje się wtedy wyzwaniem. Gęstwina metaforyczna staje się osobną drogą do przebycia. Wiersz połyka czytelnika, domaga się od niego wysiłku. Bo Melecki jest „jakiś”. Znajdzie swoich zwolenników i przeciwników, ale… nas obchodzi.

Maciej Melecki, „Pola toku”
Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury
Poznań 2014

alt