Archiwum
08.05.2019

Recenzja, w której nie pada słowo ,,antysemityzm’’

Mateusz Bugalski
Teatr

Jak bardzo wykwalifikowanej Temidy nam potrzeba, po ilu fakultetach, jak młodej i jednocześnie jakże doświadczonej, nieopuszczającej nawet tych nieobowiązkowych wykładów; z jaką błyskotliwą receptą na Trybunał Konstytucyjny, na wolne sądy, aby jej warsztat i kompetencja rozświetliły tak ciemny obraz tej – wystawianej na wszelkie możliwe próby – relacji? Aby na czerwono naświetlić winnych, a nazwiska niewinnych wypisać na pierwszych stronach gazet. Żeby wzięła w rachubę wszystko. Niech sprowadzą ze wszystkich archiwów świata najtajniejsze akta. Niech statystyka zgonów i liczby udowodnią swą nadszarpywaną przez przeczucia i „wydaje mi się”, dosłowność. Zważono by wtedy wszelkie współczynniki – listę Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, kibicowskie gwiazdy Dawida na murach, Jana Karskiego, szmalcowników, Irenę Sendlerową, gomułkowski antysyjonizm w 1968 roku, „udział Polski w Holokauście” i Jedwabne. Zanim jednak usłyszymy, że termin tego ostatecznie pojednawczego procesu zaplanowany jest – dajmy na to – na rok 3068, szturchamy się coraz śmielej, by pobudzić się do samodzielnych sądów. Rafał Betlejewski poprzez jeden ze swoich łódzkich murali deklaruje wprost: „Tęsknie za Tobą, Żydzie”. To wyznanie generuje powstanie subtelniejszego, ale równie przejmującego hasła: „Wracaj”, które jest tytułem dramatu Przemysława Pilarskiego, będącym kolejną konfrontacją polsko-żydowskich doświadczeń, oczekiwań i postaw.

Spektakl w reżyserii Anny Augustynowicz (koprodukcja Teatru Powszechnego w Łodzi i Teatru Współczesnego w Szczecinie) został zaprezentowany w ramach XXV Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Niejaki Bobby Kleks (Anna Januszewska) – postać przypominająca Boba Dylana, mówiąca wyłącznie do mikrofonu, co nadaje jej sznyt konferansjera-stand-uppera, wraca do miejsca, które pozycjonuje się w jego nadszarpniętej pamięci jako dom. Zastając tam nowy porządek, szybko konstatuje: „coś mi tu nie gra, coś mi tu nie gra”. Przestrzeń jego dawnego mieszkania zagospodarowana jest przez rodzinę będącą niekiedy karykaturalnym i zabawnym ucieleśnieniem polskiej obyczajowości, a kiedy indziej biało-czerwonym upiorem straszącym utartymi powiedzonkami i pogrążonym w rytuałach swojskiej codzienności. Do uszu widzów docierają peany syna domu (Adam Kuzycz-Berezowski): „Kartofelki to jeszcze ewentualnie z cebulką przysmażoną, ze skwareczką. Ale z masełkiem najlepsze” – a także rzewne wspomnienia połączone z niezrozumiałą dumą kulawej na dwie nogi Matki (Maria Dąbrowska): „… kiedy mąż był jeszcze z nami, kulałam tylko na jedną”. Chór Leśnych Dziadków zastąpiło dwoje gombrowiczowskich szkolnych prymusów. W sztywnych, nakrochmalonych mundurkach, o kręgosłupie moralnym cierpiącym (w ich mniemaniu) na przeprost. Z tego dusznego kotła polskich sprawunków domowych, polskiej sztampy i przeciętności dociera do naszych nozdrzy woń, która początkowo wywołuje śmiech. A potem zamienia się w fetor prowokujący do smutnych refleksji. To niesłychane, ile takich samych słów, ile identycznych gestów, zachowań, a nawet modulacji głosu reprezentują polskie rodziny. Realizowana mechanicznie niepisana umowa kulturowa sprawia, że w sen zapadają wrażliwość i sumienie.

Scenografię spektaklu tworzą typowe elementy wystroju domowego – łóżko, wanna, stół, krzesła – zamknięte w zajmującym całą scenę kwadracie. Bohaterowie spektaklu właściwie go nie przekraczają. Dom jest wartością nadrzędną. Opuszczenie go może wystawić mieszkańców na nieprzewidziane i zaskakujące sytuacje – nie daj Bóg! – dałoby możliwość wtargnięcia do niego intruza. Najciekawszy w spektaklu Anny Augustynowicz jest przedstawiony obraz miru domowego.

Prowadzeni przez reżyserkę aktorzy wspaniale eksponują tekst Przemysława Pilarskiego. W jego aluzyjności, kiedy pojawiają się migające, zwykle ukryte sensy, jesteśmy gotowi łowić każdą wypowiedź z ciekawością dziecka. Pod cieniutką powierzchnią komizmu kipią absurd i tragizm postaci. Kwestia Zagłady i stosunków polsko-żydowskich czai się pod wypowiadanymi przez bohaterów dialogami. Są to pół-aluzje i pół-nawiązania świszczące w powietrzu i widoczne tylko na moment w szczelinach między zdaniami, na niższych poziomach, w piwnicach… Powojenny czas był na tyle długi, by pozwolić rodzinie zadomowić się na dobre. Nieoczekiwany powrót Bobbiego nie może odbyć się bezkolizyjnie. Graną przez dojrzałą aktorkę postać trudno zidentyfikować; nie poddaje się łatwej klasyfikacji. Bobby nie został odziany w stereotypowe szaty i ornamenty żydowskiej kultury. Wypowiadane przez niego słowa zdają się wymyślane na bieżąco, jakby wciąż nie był pewny ich jakości. Konferansjerski ton czy niepolskie imię przypominają (jak twierdzi Pilarski), że Żyd ze Stanów Zjednoczonych może onieśmielać nas bardziej niż polski Żyd.

Na naszych ulicach zadźwięczy czasem jakieś stereotypowe powiedzenie albo dowcip o Żydach. Czy to wszystko, co mamy o nich do pomyślenia? Niełatwo uzmysłowić dziś sobie eliminację z tkanki społecznej niemal trzech milionów osób. A jednak pamięć żydowskich sąsiadów żyje, raz po raz pulsując, pobudzana politycznymi waśniami, społecznymi inicjatywami upamiętnienia i groźbą, że trzeba będzie zwrócić to, co tu pozostawili.

Choć „Wracaj”, jak deklaruje autor tekstu, ma w sposób uniwersalny wielowymiarowo odnosić się do kwestii powrotu poprzez aluzyjne muśnięcia i delikatne pstryczki, to stymuluje do przekory i mówienia wprost. Jednak zanim zasiądziemy do dyskusji, warto zadbać o zbilansowaną higienę intelektualną, poddać się regularnej gimnastyce umysłowej, mieć się ciągle na baczności, bez zjełczałych słów padających przy każdym obiedzie, a może zupełnie zrezygnować z jedzenia kartofli… z masłem? Może dopiero wtedy spełni się rozkaz głoszony w tytule spektaklu i możliwy będzie pełnowartościowy powrót. Także dla nas.

 

Przemysław Pilarski, „Wracaj”
reżyseria: Anna Augustynowicz

scenografia: Marek Braun
muzyka: Jacek Wierzchowski
wideo: Wojciech Kapela
reżyseria światła: Krzysztof Sendke
kostiumy: Wanda Kowalska
premiera: 29.03.2019 (Teatr Powszechny w Łodzi)

fot. Kasia Chmura