Archiwum
07.10.2014

„Mogę pożyczyć ci swój język – powiedziała i tak zrobiła”.
Vladimir Nabokov, „Ada albo Żar”

Seria wydawnictwa Słowo/Obraz Terytoria: „Przygody ciała” jest jednym z bardziej niebagatelnych przedsięwzięć wydawniczych ostatnich lat. Umieszczenie w niej takich tytułów, jak „Ja, Piotr Rivière…” Michaela Foucaulta, „Milczenie ciała” Guido Ceronettiego, „Erotyzm” Georgesa Bataille’a, „Laboratoria zmysłów” Piero Camporesiego czyni z niej godną następczynię serii „Transgresje” (nieistniejącego już wydawnictwa Morskie), „Plus Minus” (PIW), „Biblioteki Krytyki Współczesnej” (PIW) czy „Nowego Kanonu” (W.A.B.). Książka „Pupilla”, wydana w ramach wspomnianej serii, to pozycja jedna z ważniejszych na obecnym rynku czytelniczym. Bogate kompendium wiedzy na temat ujęć kobiety-dziecka, kobiety-nimfetki w kulturze XX wieku stanowi ważny głos w dyskursie o niepodatnej na dyscyplinujące praktyki kulturowe – żeńskości.

 

Pupilla, oznacza laleczkę, sierotę, a także źrenicę i miniaturę obrazu nas samych w oku istoty, na którą patrzymy. Kondycję pupilli streszcza pojęcie utworzone przez Ritę Felski: to-be-looked , „bycie patrzoną”: przyciąga spojrzenia, ale i patrzy na samą siebie jako oglądaną. Obecność widza przekształca jej istnienie w występ. Skazanie na przyjęcie nadawanych jej ról streszcza rewers powiedzenia Rimbauda. Ona może powiedzieć: „Ktoś inny to ja”, reasumując tym samym uwikłanie w konieczność gry, uzyskiwania poklasku i atencji. To już nie poczucie wydobywającej się z nas obcości, drzemiącej pod skórą inności. Proces ma wektor przeciwny: to obcość infekuje jestestwo i zmienia jednostkę. Jednocześnie z tej konieczności potrafi z czasem uczynić narzędzie manipulacji.

Dzieło Katarzyny Przyłuskiej-Urbanowicz jest relacją z niepokojących patriarchalną kulturę ujęć dziewczęcych odpowiedników Piotrusia Pana w literaturze, filmie i obrazie. Swoją drogą, czy to nie dziwne, że nie ma nazwy na te kobieto-dziewczynki? Nie ma określenia, które streszczałoby w sobie swobodę, chęć eksploracji świata, spontaniczność i hardość. Alicja w Krainie Czarów pragnęła jednak zaprowadzić porządek, powtarzała schematy zachowań dorosłych, pozostaje nam Pippi Langstrumpf, ale to wciąż za mało.

A dlaczego niepokojących? Postać młodej kobiety, która jest swobodna w obyciu, istnieje w swoistym pomiędzy (jak Foucaultowscy szaleńcy na stultifera navis), nie przynależy do żadnego porządku. Nie jest już dzieckiem, zaczyna być świadoma swej seksualności, jednocześnie nie pragnie adaptować się do narzuconych odgórnie ról społecznych. Jak pisze autorka:

„Kierkegaardowska Kordelia, wdzięczna, niewinna i czarująca, zapowiada już nimfetki dwudziestowieczne – nieletnie i beztroskie, lecz mimo swych źrebięcych jeszcze ruchów diabolicznie monstrualne i odporne na egzorcystyczne zabiegi. Tak jak ich poprzedniczki: opisywane przez nieocenionego Mario Praza jako femmes fatales, śmiercionośne kokietki (allumeuses), rusałki, elfy, kobiety-wampiry, rozwiązłe orientalne królowe o dziwnych imionach, Semirady, Kleopatry i Heriodady, rozliczne Dalie, Lukrecje i Kalrymondy – a obok nich również Lilith, Judyta, Salome, Medua czy sfinks – są one w istocie drapieżcami nadzwyczaj skutecznie udającymi ofiary”.

Całość książki skonceptualizowana jest wokół przedstawień reprezentantek omawianego typu. Lulu – nieletniej prostytutki stworzonej przez Franka Wedekinda; małoletniej akrobatki rodem z fotografii Brassaï; kore – „dziewicy-źrenicy”, która odbiera patrzącemu moc; Alicji z opowiadań Lewisa Carolla, bohaterki Bellmerowskich szkiców i instalacji, Lolity Vladimira Nabokova, wreszcie Lucii z filmu „Nocny portier” Lilliany Cavani. Te postaci, powielane w filmie i literaturze, ewokują rozmaite reinterpretacje, co każe mówić o konstelacji a nie linearności wyobrażeń na temat pupilli, fille fatale – upiornej dziewczynki, uwodzącej niewolnicy. Gdyby książka powstała odrobinę później, powyższy spis z pewnością uzupełniłaby główna bohaterka „Nimfomanki” Larsa von Triera.

Fascynacja Nabokova entomologią przyczyniła się do zamysłu kompozycji całej książki, która stanowi swoisty zbiór niespotykanych owadów, przyszpilonych kadrem, słowem, pędzlem. Larwa oznacza formę pośrednią w rozwoju owada, ale i straszydło, widmo, maskę. Niegotowe kobiety, niegotowe, bo w trakcie – in medias res, są tyleż bezbronne, co przerażające.

Egzemplifikacja obejmuje literaturę, teatr i sztuki wizualne. Sama forma wydania książki obfitująca w zdjęcia i reprodukcje, czyni z niej gratkę dla bibliofila.

Z własnych lektur mogę przywołać postać dzikuski w książce Ireny Zarzyckiej pod tym tytułem. W nieprzystojnie rozchełstanej koszulinie, czysta i jednocześnie wyzywająca jak rusałka, stanowiła w arystokratycznym świecie dwudziestolecia międzywojennego obraz godny potępienia. Najmłodsze dziecko zapracowanego ziemianina ma zostać poddane praktykom wychowawczym. Pigmalionem staje się młody malarz znad Wisły. Natura kontra kultura, ludyczny urok rozczochranej pastereczki versus wykoncypowany świat możnowładców. Dziewczyna po dziecięcemu spontaniczna, stanowiła zjawisko rozpalające wyobraźnię Różyców. Ale była kimś odmiennym od bohaterek Małgorzaty Musierowicz. Prostolinijna, prawdomówna, nie skażona koteryjnym blichtrem, emanująca nieskrępowaną zmysłowością.

Jak dobrze, że oprócz Mamy Muminka była niezależna Mimbla, opisana we fragmencie z „Doliny Muminków w listopadzie”:

„Mimbla wsunęła się pod puchową kołdrę, wyciągnęła długie nogi, aż kości trzasnęły i przyłożyła stopy do grzałki. Na dworze padał deszcz. Za kilka godzin będzie akurat na tyle głodna, by zjeść przygotowana przez Filifionkę kolację, i może będzie miała ochotę porozmawiać sobie z kimś. Na razie nie musiała nic robić […] spała wtedy, kiedy miała na to ochotę, i budziła się wtedy, kiedy było warto”.

Facebook – ten najczulszy sejsmograf, odnotował powyższe zagadnienia powstaniem dwóch fan page`ów: „Nie tylko Musierowicz – fragmenty z książek prezentujące feminizujące ujęcie bohaterek książek dla dorastających dziewcząt i „Chujowa Pani Domu”. Na tym ostatnim znajdziemy zdjęcia nadsyłane przez fanki inicjatywy – niedopieczone ciasta, spalone żelazkiem koszule, zasuszone rośliny doniczkowe, ale i zmysłowe zdjęcia palących kobiet w papilotach, wałkujących ciasta butelką wina. 279 tysięcy fanów. To widomy znak, że istnieje zapotrzebowanie na bunt wobec standardowych form pojmowania kobiecości. Chęć przyzwolenia na bycie niegotową, niezdarną, niefrasobliwą – niedojrzałą. Dużą dziewczynka, która ze swojej niezaradności czyni atut. Sprawia, że jej niedorosłość jest pociągająca.

Nie pozostaje w tyle literatura. Poza niezgodą na perfekcjonizm dostrzec można łaknienie przyzwolenia na dziecięcość, więc niekonsekwencję, na bycie wedle słów Oscara Wilde`a „odrobinę niemożliwym”. Renata Bożek w książce „Madame Sinobroda” napisze:

„Wchodzę do wanny, zamykam oczy, biorę wdech, zanurzam się cała w wodzie. Zwijam się w pozycję embrionalną i myślę, że to wody płodowe, a ja jestem bezpiecznym w macicy matki kilkumiesięcznym płodem, który nie ma pojęcia o rachunkach telefonicznych, artykułach do napisania, tak, wiem, że nie mogę tego odkładać, bo to źle się skończy, i Sinobrodych”.

Bohaterka „Paris, London, Dachau” Agnieszki Drotkiewicz powie:

„Myślę tylko urwanymi zdaniami. Chodzę z zamkniętymi oczami po ulicy. […] Znajomi znajomych pobierają się, organizują tematyczne przyjęcia, robią konfitury, palą w piecu. Ja palę co najwyżej mosty. Wszystko, co mam, wrzucam na stand-by i postanawiam zostać piosenkarką w kawiarni Czuły Barbarzyńca”.

Jo z opowiadania Joanny Dziwak zamieszczonego w opublikowanym niedawno zbiorze „Gry losowe”, również ma życie rozchełstane emocjonalnie, finansowe i zawodowe: „Nie ufała do końca ludziom, którzy używali takich słów, jak: inwestować, odkładać, zbierać. Jeśli miała pięćdziesiąt dolarów, oznaczało to, że ma pięćdziesiąt dolarów do natychmiastowego wydania”. Jednocześnie ma świadomość, że życie na prawach wiecznej prowizorki jest jedynym życiem, w którym czuje się sobą. O nieszczęśliwie zamężnej sąsiadce powie:

„Prawdopodobnie i ona kiedyś czekała na list, który nigdy nie przyszedł, czytała smutne wiersze i używała słowa «pustka». Potem zdecydowała się z dwóch nieszczęść wybrać, w jej mniemaniu, mniejsze i podporządkować swoje życie apodyktycznemu mężowi i jego narracji, tracąc tym samym szansę na własną narrację, zyskując za to poczucie bycia potrzebną, choćby to była potrzeba uduszenia”.

Powyższy fragment uczula nas na jeszcze jeden ważny aspekt. Wolności do opowiadania siebie. Swobody do narracji, idiomu i nieoczywistości.

Cyrkówki, akrobatki, szansonistki, aktorki – ich profesja pozwala na tymczasowość życia. Pupilla jest łakoma, zachłanna na życie. Jak bohaterka cyklu wierszy Katarzyny Zdanowicz „Ciemność-resort-SPA”, igra z ogniem, czuje za bardzo. Zachłanna Alicja pragnie jednak wszystkiego. Nawet jeśli: „podeszła tak blisko tylko po to / by wiedzieć od czego się odwraca”.

Książka Katarzyny Przyłuskiej-Urbanowicz stanowi zaledwie początek dyskusji. W gruncie rzeczy chodzi o coś ważniejszego. Codzienność to piąta pora roku. Lolity nie muszą mieć na nią siły. Wtedy nie dorastają. Rzecz w tym, że mają prawo.

Katarzyna Przyłuska-Urbanowicz, „Pupilla. Metamorfozy figury drapieżnej dziewczynki w wyobraźni symbolicznej XX wieku”
Wydawnictwo Słowo/Obraz Terytoria
Gdańsk 2014

alt
fot. Sally Mann, Candy Cigarette, 1989