Archiwum
13.05.2019

Przyszłość zagrożona

Mateusz Demski
Film

Sinan odbiera dyplom z pedagogiki i nie wie, co zrobić ze swoim życiem. Kiedy zdawał na studia, czuł w powietrzu pewną obietnicę, realną możliwość zmian, poczucie zdolności wpływania na świat. Nie wiedział wtedy jeszcze, że rynek nie każdemu pozwoli na realizację intelektualnych ambicji i górnolotnych zamierzeń o tym, by zostać pisarzem, który wszystko, co się w nim kotłuje, przekazuje fikcją. Tak więc żegnajcie, wielkie plany i iluzjo sukcesu, witaj, szara rzeczywistości. Witajcie rodzinne strony, stare śmieci, które bohater opuścił kilka lat temu, chcąc wyrwać się z domu, poszerzyć horyzonty i ruszyć przed siebie w nieznane. Teraz chłopak, który zdobył wykształcenie, wraca z dużego miasta na wieś. Kieruje nim absolutny brak perspektyw czy podróże sentymentalne do korzeni? Podejrzewam, że jedno i drugie.

Pewne jest jednak, że gdy Sinan już dotrze na miejsce – do rodzinnego Çan w północno-zachodniej Turcji, szybko zostanie sprowadzony na ziemię. Cóż, jego powrót na nikim nie robi specjalnego wrażenia. Matka pyta tylko, co mu dały te wszystkie książki, po czym wraca do tureckich telenowel o bogatych sferach. Ojca, nauczyciela literatury, zamiast planów syna zajmuje trwonienie kolejnych wypłat na zakładach bukmacherskich, które zrujnowały mu reputację. Potem są jeszcze spotkanie z dziewczyną z czasów szkolnych, wizyta w ratuszu i rozmowa z burmistrzem, który wykazuje zainteresowanie wydaniem jego debiutanckiej książki. Problem polega na tym, że każdy z nich ma trochę inne podejście. Sinan pragnie pisać z głębi trzewi; snuć opowieści o gruszach rosnących na miejscowych wzgórzach, wyrażać uczucia i emocje towarzyszące spotkaniom z malowniczymi lokalsami. Burmistrz myśli inaczej, w bardziej praktyczny sposób – wolałby zainwestować w pięknie ilustrowany przewodnik turystyczny po regionie, który słynie z bitwy pod Troją. W takiej sytuacji nasz młody idealista niewiele ma możliwości: zdać egzamin, by zostać nauczycielem jak ojciec, odbyć służbę wojskową lub opłacić publikację książki z własnej kieszeni i pchnąć życie na lepsze tory. „Gdybym był dyktatorem, to zrzuciłbym na tę dziurę bombę” – rzuca w złości. „Dzika grusza” to znakomity film o gorzkim rozczarowaniu dorosłością i wartości literatury. A także o samym jego twórcy – Nurim Bilge Ceylanie.

Kino tureckiego reżysera od czasu debiutanckiego „Miasteczka” jest niezwykle osobiste, przypominające wnikliwą, obsesyjną wręcz autoanalizę. Powracają w nim temat domu i dzieciństwa spędzonego w anatolijskiej wiosce, kwestia przynależności społecznej oraz konstruowania tożsamości w oparciu o tradycyjne wzorce kulturowe lub rosnące pragnienie nowoczesności. Przykład pierwszy z brzegu: bohater filmu „Chmury w maju”, alter ego reżysera, wraca do rodzinnej miejscowości, by przyjrzeć się prowincjonalnej nudzie, marazmowi, udaremnionym marzeniom jej mieszkańców. Albo: mieszkanie, w którym rozgrywa się akcja „Uzaka”, to w rzeczywistości mieszkanie samego Ceylana, a wiszące tam zdjęcie jest kadrem z „Kozy”, jego pierwszego krótkiego filmu. Punktem kulminacyjnym osobistego podejścia do kina był nagrodzony Złotą Palmą „Zimowy sen” – epicki, trzy i półgodzinny, nakręcony na szerokiej taśmie film. Dzieło, za którym stała chęć głębokiego zakorzenienia w realizmie, poddania się powolnemu rytmowi tureckiej prowincji, a przy tym autobiograficzny powrót reżysera do domu, dzieciństwa, relacji rodzinnych. Podobnie jest z najnowszym filmem Ceylana.

W „Dzikiej gruszy” świat również wyłania się spomiędzy leniwie toczących się zdarzeń, rozmów i nastrojów bohaterów, które wprowadzane są tylnymi drzwiami, jakby mimochodem. A przy tym jest to równie wielkie, wymagające maksymalnego skupienia kino z rodzaju słowno-filozoficznego. Sposób, w jaki reżyser buduje swój filmowy świat i zadziwia trafnością spostrzeżeń na temat stanów psychicznych bohaterów, przypomina od pewnego czasu kanoniczne, lapidarne opowiadania Czechowa, rosyjskiego mistrza ascetycznej, przyciszonej polifonii. Kręte rozmowy oraz intymne poszukiwania prywatnego sensu życia zostają przez Ceylana umiejętnie przeniesione na filmowy ekran i przekształcone we wciągającą opowieść o dojrzewaniu w realiach dzisiejszej Turcji. U Ceylana ten szczególny stan wyraża się w języku. Precyzyjnym, skupionym na detalu i szczególe. Obsesyjnym, skłonnym do powtórzeń, nerwowym. Fabuła jest tu w gruncie rzeczy pretekstem do nieznośnie długiego dialogu, rozgrywającego się w czasie rzeczywistym. W jednej z najlepszych scen „Dzikiej gruszy” bohater tym potokiem słów drażni i wyprowadza z równowagi popularnego pisarza, poznanego w lokalnej księgarni. Pozostaje pytanie, czy zuchwała i bezczelna postawa Sinana to oznaka rodzącego się geniuszu, czy może żalu i pretensji? Czy jest on dobrze zapowiadającym się debiutantem, czy raczej sfrustrowaną ofiarą kryzysu gospodarczego, który poturbował i ograbił z marzeń młodych ludzi?

Zawsze miałem wrażenie, że Nuri Bilge Ceylan kręci jeden film; o tym, jak zmęczony i zdesperowany, a przy tym butny, arogancki i posiadający o sobie wysokie mniemanie facet zatraca się w melancholii. Seans „Dzikiej gruszy” tego nie zmienia. Ceylan robi swoje, wciąż opowiada o tym samym. Przez lata zmienił tylko sposób artykułowania, dojrzał jego autorski styl, pytania jednoznacznie przewyższyły potrzebę wyczerpujących odpowiedzi. Ulubionym motywem tureckiego reżysera pozostaje człowiek uwięziony w egzystencjalnej pułapce, którego życiem niepodzielnie rządzą rozczarowanie, stagnacja i powtarzalność, bezlitosny brak geniuszu oraz podobieństwo do rodziców. Przekonany o własnej wyższości nad prowincjonalnym światem i kwestionujący wybory krewnych Sinan, koniec końców, przekonuje się, że tak naprawdę więcej go z ojcem łączy, niż dzieli. Kiedy w finale usiądą pod starą studnią i zdobędą się na rozmowę, która dojrzewała w nich przez cały film, Ceylan udowadnia, że często stare przysłowia, takie jak „niedaleko pada jabłko od jabłoni” albo „czym skorupka za młodu nasiąknie…”, są po prostu prawdziwe. Niby proste jak drut, ale ogląda się to z niedowierzaniem, że ktoś z nieszczęsnego bon motu o zderzeniu dwóch pokoleń był w stanie wydobyć tyle autentyzmu i stworzyć kawał prawdziwego kina.

 

„Dzika grusza”
reż. Nuri Bilge Ceylan
premiera: 10.05.2019