Archiwum
09.01.2021

Przygody Perramusa i pewnego państwa

Dominika Gracz-Moskwa
Komiks

Druga połowa XX wieku to okres walki o demokrację i niepodległość nie tylko w Europie, ale i w innych częściach świata. Z władzą, która prześladowała swoich obywateli, mierzyć musieli się chociażby Argentyńczycy. Dzisiaj mamy możliwość poznania tej walki z systemem, ale i człowieka z sobą samym i swoimi słabościami dzięki monumentalnemu komiksowi „Perramus” autorstwa Juana Sasturaina i Alberta Breccii.

Monumentalnemu na wielu polach. Breccia i Sasturain wspólnie tworzyli opowieść na przestrzeni niemal całej dekady lat 80., od 1982 do 1989 roku. Powstałe przez ten czas cztery księgi to – przynajmniej w polskim wydaniu – niemal 500 stron (wydanych z niesamowitą dbałością o jakość oraz dodatki) niezwykłej historii Perramusa, jego towarzyszy oraz Argentyny, którą ostatecznie można by uznać za główną bohaterkę całego komiksu. Monumentalna jest również rozpiętość tematów: poszukiwanie własnej, jednostkowej historii i tożsamości, walka o wolność, demaskacja przemocy i bezprawia władzy zarówno tej rodzimej, jak i reprezentowanej przez uśmiechniętych przedstawicieli zagranicy.

Punktem wyjścia dla całej historii jest jedna, spontaniczna decyzja.

Noc. W mieszkaniu, w którym śpią przeciwnicy obecnej władzy („Precz z dyktaturą”, przeczytamy na ścianie), budzi się mężczyzna. Zauważa on nadjeżdżające wojsko i postanawia ratować się ucieczką, nie budząc jednak swoich współtowarzyszy. Kilka kadrów później obserwujemy, jak dręczony wyrzutami sumienia szuka pocieszenia w barze, gdzie spotyka prostytutkę Margaritę, która ostatecznie daje mu to, czego tak bardzo pragnął – zapomnienie. Kiedy przychodzi poranek, mężczyzna nie ma pojęcia, kim jest. Od tej chwili znany jest sobie i innym jako Perramus – od nazwy producenta płaszcza podarowanego mu przez Margaritę.

Chwilę później Perramus zostaje zaciągnięty do pracy na statku, aby na pełnym morzu wyrzucać za burtę martwe ciała przeciwników dyktatury. Od tej pory – pomijając fakt, jak trywialnie to brzmi – przeżywa „przygodę za przygodą”, trafiając do kolejnych miejsc i spotykając bohaterów, którzy szybko staną się jego towarzyszami do samego końca komiksowej historii: „Czarnego” Canelonesa, pilota „Wroga” oraz Jorge Luisa Borgesa.

Księga pierwsza, „W płaszczu zapomnienia”, skupia się przede wszystkim na samym Perramusie i chęci odzyskania przez niego przeszłości. Choć został on rzucony w wir teraźniejszych zdarzeń, nie potrafi oderwać się od tego, co minione. Dlatego księga pierwsza jest swoistą podróżą w poszukiwaniu tożsamości, która – jak się ostatecznie okazuje – nie jest ukryta w tym, co minione, ale jest nieustającym procesem samostanowienia, odbywającym się tu i teraz – raczej podróżą niż celem samym w sobie. Księga druga, „Dusza miasta”, ponownie skupia się na kwestii tożsamości, lecz nie jednostki, a zbiorowości, a dokładniej – na tożsamości miasta Santa Marii (odgrywającego rolę Buenos Aires), które z powodu działań dyktatury traci swojego ducha. Jak się szybko okazuje, miasta, a więc poniekąd społeczności, nie tworzą przywódcy, symbole i herby. Tworzą je ludzie – także ci, których sami być może nie uznalibyśmy za istotnych – oraz wartości, jakim hołdują (nie zawsze muszą być to wartości wzniosłe, a mogą być to nawet po prostu wspólne wady). Księga trzecia, „Wyspa Guana”, to obraz obcego reżimu, który tłamsi miejscową ludność i jej zwyczaje, by móc w jakiś sposób wykorzystać ją i jej zasoby; ale to także wizja rewolucji i obalenia dyktatorskiej władzy. Natomiast księga czwarta, „Ząb za ząb”, to historia zdecydowanie lżejszego kalibru, która dzieje się jakiś czas po wydarzeniach z trzech pierwszych części. Argentyna jest wolna i nie ma już tłamszących ją Marszałków. W tej nowej rzeczywistości nasi bohaterowie otrzymują dość surrealistyczne zadanie – odnalezienie zębów z czaszki słynnego tancerza tanga, Carlosa Gardela – i raz jeszcze muszą połączyć swe siły, by ostatecznie odzyskać to, co dawno zostało utracone.

Cała czwórka głównych bohaterów to raczej antybohaterowie, choć to właśnie sam Perramus jest najpełniejszym przykładem dla tego typu postaci. Przede wszystkim ciągnie się za nim widmo strasznego czynu – uświadomionego bądź nie – który obciąża go moralnie. Zdaje się być bohaterem, który raczej zostaje wrzucony w wir kolejnych zdarzeń (zwłaszcza w pierwszej księdze), niż takim, który sam decyduje się na to, by brać w nich udział. Choć od samego początku ukazywany jest jako ktoś, kto walczy z systemem, Perramus nie wyraża jasnego stanowiska, po czyjej stronie się opowiada – bo choć dyktatura jest czymś absolutnie złym, to też przedstawiane alternatywy nie zdają się lepsze. Każda alternatywa ma tutaj bowiem proste cele: zmusić aktualną władzę do ustąpienia, zastąpić władzę własnymi ludźmi, osiągnąć z tego wymierne zyski bez żadnego szczególnego pomysłu na to, co dalej. I nawet kiedy Perramus walczy, to raczej dla siebie i swoich towarzyszy, chcąc bardziej znaleźć wyjście z jakiejś problematycznej sytuacji, niż ginąć za sprawę. Wydaje się, że w ostatecznym rozrachunku to tutaj tkwi prawdziwa lojalność Perramusa, która krystalizuje się w miarę upływającej historii i która uwidacznia się nawet w ostatniej, najmniej „poważnej” części komiksu. I właśnie owa lojalność stanowi świetną i nieco przekorną klamrę dla punktu wyjściowego całej historii – zdrady swoich współtowarzyszy.

Wielowątkowość „Perramusa” łączy się z jego wielogatunkowością – odnajdziemy tu elementy politycznej satyry, komiksu szpiegowskiego, przygodowo-sensacyjnego, detektywistycznego, a także erotycznego. Groza wojskowej dyktatury i tych jednostek, które mają władzę i nie powstrzymują się przed sięgnięciem po przemoc, gdy trzeba chronić swoją pozycję; groza opowieści o ludziach znikających bez śladu; groza obrazu społeczeństwa zmanipulowanego, które myśli, że ma wybór, choć takowy nie istnieje (jest to bowiem wybór między dżumą a cholerą – i to dosłownie); groza masy ogłupionej za pomocą najbardziej prymitywnych rozrywek. To wszystko miesza się z wartką akcją, sporą dawką humoru (dość obscenicznego i wulgarnego miejscami) oraz niezwykłym mariażem rzeczywistości i fikcji, co sprawia, że „Perramusa” można spokojnie położyć na tej samej półce, co książki Borgesa czy Marqueza, z dopiskiem „realizm magiczny”.

Przyjrzyjmy się choćby samemu umiejscowieniu historii w czasie i przestrzeni. Choć jesteśmy w Argentynie i nazwa tego kraju pojawia się wielokrotnie, to jednak Buenos Aires zostaje tu odegrane przez fikcyjne miasto Santa Maria. Brak również informacji o dokładnym czasie toczenia się opowieści, ale przyjąć można, że perspektywa temporalna całości odnosi nas do drugiej połowy lat 70. XX wieku, kiedy w Argentynie doszło do wojskowego zamachu stanu. Siedmioletni okres dyktatury trwał do 1982 roku, gdy władzę skompromitowała porażka w wojnie z Wielką Brytanią o Falklandy-Malwiny (który to wątek pojawia się w księdze IV).

Podobnie sytuacja ma się z postaciami. Znajdziemy wśród nich bohaterów z krwi i kości, którzy pozostają jednak postaciami przede wszystkim fikcyjnymi. Ale znajdziemy też fikcyjnych bohaterów symbolizujących realne siły lub organizacje – jak zarządzający z amerykańskiego nadania wyspą Whitesnow, oczywista alegoria amerykańskich wpływów na politykę krajów Ameryki Południowej, lub rebeliancka organizacja VVV, którą tłumaczka komiksu, Iwona Michałowska-Barych, wiąże ze skrajnie prawicową bojówką AAA – Alianza Anticommunista Argentina (choć komiksowa VVV mocno odbiega od pierwowzoru).

Mamy więc wspomnianego już Jorge Luisa Borgesa (w tej wersji rzeczywistości Borges otrzymuje Nagrodę Nobla), jednego z głównych bohaterów, który jest swego rodzaju mastermindem kierującym poczynaniami innych bohaterów, nazywanym zresztą przez Perramusa „Mistrzem”. Borges z jednej strony wygłasza inspirujące przemowy i wykłady oraz stanowi, przynajmniej dla Perramusa, swoistego sparingpartnera w dyskusji. Z drugiej zaś – zleca reszcie głównych bohaterów misje i zadania, odkrywa przed nimi tajemnice, a czasem wodzi ich za nos. Ale na kartach komiksu znajdziemy także Franka Sinatrę, Gabriela Garcíę Márqueza czy Fidela Castro. Autorzy, nie przejmując się zbytnio życiorysami czy rysami charakterologicznymi takich bohaterów, kierują ich poczynania na często dość zaskakujące tory.

Kolejnym ważnym elementem podkreślającym surrealistyczny wydźwięk komiksowego świata jest bardzo częste podnoszenie przez autorów kwestii „meta”. „Perramus” jest wręcz naszpikowany komentarzami do fikcyjności świata jako takiego – jak w rozdziałach księgi I, „Dniu amerykańskim” czy „Moście”, w którym pojawia się niejako „symulacja w symulacji”: bohaterowie trafiają do westernowego miasteczka, będącego jednocześnie tylko makietą, gdzie kręcone są zwiastuny nieistniejących filmów. Pojawiają się jednak także komentarze do fikcyjnego charakteru świata „Perramusa”, a autorzy komiksu spiętrzają dodatkowo i warstwy zapośredniczeń, i swoistą ironię, i humorystyczną grę w odwracanie ról: Borges okazuje się tu realistą, który zaczyna podejrzewać, że nazwisko Perramusa brzmi zbyt literacko, tymczasem Perramus odpowiada na wątpliwości i tłumaczy (Borgesowi!): „Całe moje życie to opowiadanie fantastyczne”. Natomiast na początku księgi III dowiadujemy się, że Borges spisał przygody bohaterów z księgi II i wydał je w formie książki, za którą otrzymuje zresztą wspomnianego Nobla, a sami bohaterowie stwierdzają, że „Dziwnie czytać o sobie w książce”. Mamy wreszcie chwyty, które zakwalifikować można jako próbę łamania czwartej ściany. W jednej ze scen Borges tłumaczy swoją niewiedzę dotyczącą miejsca pobytu Perramusa i jego towarzyszy tym, że jest niewidomy – a wedle jego logiki skoro nie widzi, to nie wie. Niemniej Whitesnow, który więzi Borgesa i jednocześnie próbuje dowiedzieć się, gdzie znajduje się Perramus, nie ufa takim deklaracjom, ponieważ fabuła komiksu nie wskazuje, aby Borges był wcześniej niewidomy. A jednak Whitesnow, zaglądając do dzienników i biografii pisarza, odkrywa, że wszystkie przekazy są co do tego zgodne – Borges jest ślepcem. I właśnie w takim momencie następuje niepokojące i dodatkowo komplikujące status komiksu pytanie pisarza: „Dlaczego więc sądzi pan inaczej? Dlaczego miałby pan wierzyć zwykłemu komiksowi, mętnemu i kłamliwemu?”.

Surrealistyczny, przedziwny i przekrzywiony świat „Perramusa” podkreśla absolutnie unikatowa szata graficzna. Tutaj także obserwujemy mieszanie się różnorakich stylów i technik. Realizm, wynikający między innymi z wykorzystania fotografii, łączy się z ekspresjonistycznymi i surrealistycznymi kolażami oraz plamami czy – momentalnie karykaturalnymi – projektami postaci. Świat „Perramusa” także w swym obrazie jest jakby wykrzywiony, przypominając tym samym odbicie widoczne na tafli pękniętego lustra. Estetyczne eksperymenty Breccii z jednej strony zachwycają, ale z drugiej trudno nie przyznać racji tym, którzy zarzucają twórcy postawienie kwestii autorskiej ekspresji ponad czytelność przekazu. W połączeniu z niezwykłą ciężkością historii, zwłaszcza trzech pierwszych ksiąg, oraz z długością opowieści całość może sprawiać wrażenie mocno przytłaczającej i przeładowanej. „Perramus” staje się więc – zarówno z racji swojej objętości, tematyki, jak i formy – komiksem przeznaczonym raczej do powolnej lektury na granicy kontemplacji.

Nie umniejsza to jednak w żaden sposób komiksowi, a jest raczej wymogiem, jaki autorzy stawiają przed czytelnikiem, mówiąc poniekąd: „poświęć nam czas”. I warto to zrobić, bo nie będzie to czas stracony.

 

„Perramus”
scenariusz: Juan Sasturain

rysunki: Alberto Breccia
tłumaczenie: Iwona Michałowska-Gabrych
Wydawnictwo Sonia Draga / Non Stop Comics
Warszawa 2020