Archiwum
22.11.2018

Rozmowa Tomasza Lisieckiego z Michałem Merczyńskim, dyrektorem Nostalgia Festival Poznań 2018

 

Po dziesięciu edycjach Festiwalu Nostalgia, którego kolejna odsłona przed nami, można powiedzieć, że ma on swój klimat i historię. Czy po tylu latach festiwal ma swoją publiczność?

Brakowało mi w Poznaniu cyklicznego przedsięwzięcia, które będzie prezentowało muzykę współczesną, która może nie jest awangardą, ale jest uznana na świecie i jednocześnie jest estetycznym zaproszeniem do poznania i posłuchania muzyki, jaką prezentują tacy kompozytorzy, jak Arvo Pärt, Gia Kanczeli, Tigran Mansurian czy Wałentyn Sylwestrow. Oni u nas byli. Mówię o takich artystach, którzy nie boją się tonalności czy melodii i o których można powiedzieć, że ich muzyki się po prostu dobrze słucha, bo ona ma swoje muzyczne i estetyczne piękno. Ważne jest też to, że to jest muzyka, która jest na świecie sprzedawana w dużej liczbie egzemplarzy płyt. Ten rodzaj estetyki obserwujemy w pracy Manfreda Eichera w ECM, z którym współpracujemy. O takiej muzyce krytyk, nieodżałowany Andrzej Chłopecki, mówił w latach 80. – kiedy jeszcze w sferze politycznej była żelazna kurtyna – jako o aksamitnej kurtynie, przez którą mogą przepływać dźwięki i to dużo zmienia w nas jako ludziach. Taka jest idea Nostalgii.

Przez te dziesięć lat jedno tylko mnie rozczarowało. Mój zamysł był taki, żebyśmy działali wspólnie, w ścisłej relacji z Akademią Muzyczną w Poznaniu. I tak było przez pierwsze dwie edycje, ale niestety się skończyło. A teraz, i mówię to publicznie i traktuję to jako apel do pani rektor, mojej koleżanki Haliny Lorkowskiej: chciałbym wrócić do tej współpracy. Bo jeśli do Poznania przyjeżdża Kanczeli, Mansurian czy Sylwestrow – kompozytorzy znani i cenieni na całym świecie – to chciałbym, żeby studenci kompozycji i w ogóle studenci akademii mogli z tego skorzystać choćby w formie kursów mistrzowskich. Może więc przemyślmy to jeszcze raz i wróćmy do rozmowy. W sytuacji, w której jako Fundacja Malta korzystamy z poważnych publicznych, miejskich i marszałkowskich, dotacji – po prostu wykorzystajmy te możliwości.

Mimo to idea Nostalgii się nie zmieniła. Nawiązujemy do pory roku, do jesieni, do czasu refleksji. To nie najważniejsze, ale ważne.

Po tych dziesięciu latach wiem, że ludzie czekają na nasz festiwal. Widzę to choćby po tym, że wejściówki – bo wszystkie koncerty od początku festiwalu są bezpłatne – rozchodzą się tego samego dnia, kiedy rozpoczynamy ich dystrybucję. Widzę to także po zainteresowaniu wszystkimi wydarzeniami towarzyszącymi: koncertami i warsztatami krytyki muzycznej, które robimy wspólnie z Fundacją Meakultura.

Konsekwentnie staramy się pokazywać rzeczy uznane, ciekawe, ale też nowe i premierowe. Pokazaliśmy kilka lat temu sztukę „Fugi” Marcina Maseckiego, pokazaliśmy program „Bardo” Barbary Kingi Majewskiej i Bartka Wąsika. W tym roku Majewska i Masecki zagrają premierowy koncert kolęd po arabsku. To też powoduje, że przyciągamy publiczność.

Dlatego z całą stanowczością mogę powiedzieć: tak, mamy swoją publiczność. I z Poznania, i z całej Polski.

Porozmawiajmy o „Życiu bez Bożego Narodzenia”, motywie przewodnim tegorocznego festiwalu. Ten tytuł jest przewrotny?

Oczywiście, i trzeba go rozpatrywać na kilku poziomach. Gia Kanczeli, autor cyklu czterech „modlitw”, których będziemy słuchali w czasie Nostalgii, gruziński kompozytor, dziś ponad 80-letni, większość życia spędził w ZSRR. Tam Bożego Narodzenia jako święta w społecznym wymiarze nie było, nawet jeśli była jego świadomość w wymiarze religijnym. On sam mówi że dla niego ważna jest odpowiedź na pytanie, co by było, gdybyśmy byli pozbawieni duchowego, wspólnego przeżywania ważnych dla nas świąt, duchowości, metafizyki. My nie stawiamy znaku zapytania przy haśle „Życie bez Bożego Narodzenia”, ale jednak chcemy traktować je jako pytanie. Dlatego każdy może je sobie sam postawić i na nie odpowiedzieć. Po raz pierwszy w historii Nostalgii mamy tytuł i w ten sposób mówimy, co się będzie działo. Zrobiliśmy to też po to, żeby zwrócić uwagę na festiwal. Mam nadzieję, że i dla publiczności, i dla artystów będzie to wyjątkowe doświadczenie. 24 listopada będzie dniem szczególnym: będziemy słuchali muzyku Kanczelego, będziemy razem jeść proste posiłki, oglądać filmy i rozmawiać.

Czy w tegorocznej Nostalgii chodzi tylko o muzykę? O ile w przypadku wydarzeń 23 i 25 listopada wydaje się, że tak jest, to patrząc na program przygotowany na 24 listopada, zastanawiam się, ile osób poświęci cały dzień, kilkanaście godzin na jedno wydarzenie?

Muzyka jest oczywiście punktem wyjścia. Ona spaja cały dzień. Zadałem kilka lat temu Kanczelemu pytanie, czy jego cykl czterech „modlitw”, utwory o tytułach: „Morning Prayers”, „Midday Prayers”, „Evening Prayers” i „Midnight Prayers” ktoś zagrał o porach odpowiadających tytułom. Powiedział, że to by było ciekawe i nikt tego jeszcze nie zrobił.

A wydaje się to proste i oczywiste.

Tak. Zacząłem myśleć jak to zrobić, żeby wspólnie wysłuchać czterech utworów, ale nie robić przerw między koncertami i być razem w wyjątkowej przestrzeni kościoła jezuitów i Galerii u Jezuitów w klasztorze przy Dominikańskiej w Poznaniu. Wydało mi się to piękne w prostocie. Jeśli tam będziemy wszyscy, musimy się posilić prostym zdrowym, dobrym jedzeniem. Dlatego zjemy owsiankę, zupę pomidorową, placek ze śliwkami, Będzie też strawa duchowa, czyli rozmowa dwóch wyjątkowych ludzi kościoła Wacława Oszajcy i Tomasz Dostatniego, związanych przecież z Poznaniem. Tomek Dostani prowadził Wydawnictwo „W Drodze”, Wacek Oszajca w latach 90. był duszpasterzem środowisk twórczych, właśnie w kościele jezuitów. To miejsce ma po prostu genius loci. Spotkamy się do tego z Kanczelim, zobaczymy doskonały film na jego temat, który zrobił obecny rektor Szkoły Filmowej w Łodzi, Mariusz Grzegorzek i film „The Emigrants” o dwóch migrantach, którzy lądują w Brukseli przed Bożym Narodzeniem. I posłuchamy na żywo Biblii według pomysłu Krzysztofa Czeczota, który do tej pory nagrał 500 aktorów i ważnych postaci życia religijnego, także heretyków! U nas Jerzy Trela i Miłogost Reczek odegrają słuchowisko na żywo, wystąpią w roli Boga i narratora. W ten sposób, wykorzystując wszystkie bodźce, poszukajmy odpowiedzi na pytanie o „Życie bez Bożego Narodzenia”.

Dlatego namawiam: bądźmy wtedy razem i przeżyjmy to razem. Sprawdźmy, czy da się przeżyć dzień bez komórki. Przez chwilę bądźmy slow.

Co łączy Piotra Orzechowskiego „Pianohooligana”, Barbare Kingę Majewską i Marcina Mascekiego z utworami Kanczelego?

My jednoznacznie, jako Fundacja Malta, stoimy na stanowisku, że wszystkim ludziom, którzy uciekają przed wojną, trzeba pomagać, nie kombinować politycznie. Wszyscy wiemy i mówimy o uchodźcach, o tolerancji. Muzyka na tegorocznej Nostalgii też przekracza granice. Projekt Majewskiej i Maseckiego, „Taratil ’id al-milad” – to tradycyjne polskie kolędy zaśpiewane w języku arabskim i zagrane w innej tonacji. Jest przecież tak, że znamy teksty tych kolęd, wiemy, że to, o czym one mówią. to historie z regionu świata, gdzie urodził się Chrystus, który z rodziną musiał uciekać, a teraz muszą uciekać ludzie, którzy tam nie mogą normalnie żyć.

Zresztą w muzyce Piotra Orzechowskiego „Pianohooligana” też słychać dźwięki z różnych stron świata. On też przekracza granice.

Wróćmy jeszcze do publiczności. Czy Nostalgia, proponując intensywny, mocny program, w krótkim czasie wpisuje się w festiwalizację kultury?

Jest festiwalizacja i festiwaloza. Festiwalizacja to lubiana przez publiczność forma uczestnictwa w kulturze. To zrozumiałe, bo w krótkim czasie widzowie mogą zobaczyć czy posłuchać wielu ciekawych artystów. Festiwal Malta za koncepcję idiomów, które definiują tematykę każdej kolejnej edycji, dostał Nagrodę EFFE dla wydarzeń wyznaczających festiwalowe trendy. Jury uznało nasz festiwal za najbardziej innowacyjny festiwal w Polsce. To dowód na to, że jeśli festiwal jest przemyślany, wszystko jest w porządku. I dokładnie tak myślimy, przygotowując program Festiwalu Nostalgia. Jeśli program festiwalu jest nieprzemyślany, to efekt jest taki, że w programie kilku różnych imprez mamy tych samych artystów i podobne wydarzenia. I to jest festiwaloza.

Michał Merczyński, fot. M. Zakrzewski