Archiwum
29.11.2011

Przestrzenie awangardy

Piotr Słodkowski
Sztuka

Międzynarodowa Kolekcja Sztuki Nowoczesnej, założona z inicjatywy awangardowej grupy a.r., w tym Władysława Strzemińskiego, już od czasu udostępnienia zbiorów publiczności w 1931 roku nie miała w sobie nic z muzealnej trwałości, była zaś tworem płynnym, ulegała zmianom i służyła wielu odmiennym celom.

Wystarczy przypomnieć, że aż do śmierci unisty w 1952 roku postulowany kształt Kolekcji stanowił oś bynajmniej nie tuszowanego sporu między Strzemińskim a Marianem Mnichem, dyrektorem (1935–1965) Muzeum Historii i Sztuki im. J. i K. Bartoszewiczów (dzisiejszego Muzeum Sztuki). Po śmierci Minicha, kiedy placówką zarządzał Ryszard Stanisławski (w latach 1966–1991), Kolekcja – rozbudowywana o prace współczesnych mu twórców, takich jak choćby Krzysztof Wodiczko – została wpisana w ideę „muzeum jako instrumentu krytycznego”. Jednocześnie stała się ona, co równie istotne, niezastąpionym narzędziem wystawienniczej ofensywy rodzimej awangardy na Zachodzie, wpisując ją w zachodniocentryczny kanon sztuki. Wreszcie, w 2008 roku, z inicjatywy Jarosława Suchana została ona przeformułowana według kategorii nowej humanistyki („ciało, trauma, proteza”, „konstrukcja, utopia, polityczność”, „oko, obraz, rzeczywistość”, „obiekt, fetysz, fantazmat”) i przeniesiona z tradycyjnej siedziby Muzeum przy ulicy Więckowskiego, lokując się w ms² w obrębie komercyjnej Manufaktury, co notabene wywołało sprzeciw Andrzeja Turowskiego, badacza bardzo zasłużonego dla awangardy konstruktywistycznej.

Co wynika z tej serii przypomnień? Przede wszystkim przekonanie, że Kolekcja, choć niemal od zawsze zmitologizowana i zamknięta w dyskursie muzeum, wciąż pozostaje „dziełem w procesie”. Dlatego też należy przyjąć ze zrozumieniem (a nawet z radością), że w 80. rocznicę powstania MKSN Muzeum Sztuki zdecydowało się wyeksponować tak niemuzealne oblicze Kolekcji – zamiast zamkniętego zbioru artefaktów o znaczeniu gwarantowanym przez autorytet muzeum (lub Muzeum) pokazuje się tu zbiór, który ma znaczenie o tyle, o ile jeszcze cokolwiek znaczy: wpisuje się w sieci odniesień, pozostaje żywą tradycją, ma ładunek krytyczny lub podlega krytyce. „Tytuł «Oczy szukają głowy do zamieszkania» jest metaforą, która odnosi się do przejmowania przestrzeni fizycznych i mentalnych przez awangardę. Mówi o wyznaczaniu nowych kierunków myślenia, o próbach ich zakorzenienia w społeczeństwie. Przywołuje motyw niezgody na ustalone status quo oraz poczucie misji kształtowania nowej sztuki, a przez to także nowej rzeczywistości”.

Skoro tak, zapytajmy: o jakiej przestrzeni mowa? Najciekawsza wydaje się zwłaszcza ta mentalna. Po trosze – by przywołać ogólną ramę porządkującą autorstwa Turowskiego – przestrzeń pozbawiona niewinności w znaczeniu politycznym: klasyczna już Ideoza jako „przestrzeń myśli i systemów”, czyli „przestrzeń przesyconą ideologicznie”. W większym stopniu – przestrzeń taka, o jakiej piszą Henri Lefebvre i, w ślad za nim, Irit Rogoff: nieeuklidesowa, definiowana głównie przez dynamikę relacji społecznych i nasycona psychologicznie. Ponadto – kto wie, czy nie przede wszystkim – przestrzeń jako miejsce, a raczej nie-miejsce lub lepiej: nie!miejsce, a więc awangardowa utopia, w tym wypadku bliska idei Wodiczki, który formułując nie!miejsce, pisał właśnie o niezgodzie na status quo i akcentował potrzebę zachowania postawy krytycznej. Wreszcie, jeśli trzymać się myśli kuratorów, mowa tu o przestrzeni zaanektowanej przez Deleuzjańskich „orędowników” – inicjatorów zmian.

Powiedzmy też, że sam tytuł „Oczy szukają głowy do zamieszkania” zdaje się dowartościowywać rolę aktywnego odbiorcy wystawy. Innymi słowy, wprawdzie „nowe kierunki myślenia” stanowią o korespondencji między awangardą międzywojnia, neoawangardą i sztuką współczesną, ale sygnalizowana w ten sposób łączność (odniesienie, aktualizacja problemu, przekroczenie tradycji, krytyka) przywodzi na myśl intertekstualną grę, która – na drodze metafor i wolnych skojarzeń – dokonuje się właśnie w głowie widza. Historyczna awangarda – głównie jako przestrzeń metafizycznej lub racjonalizatorskiej utopii – na jego oczach zostaje więc poddana próbie. Przywołajmy tylko jeden przykład. Słynną Malewiczowską scenografię do „Zwycięstwa nad słońcem” (1913), która zapowiadała złożoną kosmologię zawartą w „Czarnym kwadracie na białym tle”, owo „poczucie bezprzedmiotowości”, pośrednio zestawiono między innymi. z „Projektem rekonstrukcji firmamentu” (1964–1967), pracą innego rosyjskiego artysty, Francisco Infante-Arana, która, jak czytamy w komentarzu, była „próbą reprezentacji percepcji gwieździstego nieba i poczucia nieskończonej głębi”. Ciągnąc wątek, znamienną dla awangardy wiarę w naukę i teleologię dziejów w nieco humorystycznej wersji przedstawia Stano Filko, autor absurdalnego wykresu „Przyszłe badania kosmosu widziane oczami naukowców” (do roku 2100; 1968–1969). Podobnie „Okulary do oglądania nieba SWE-1” (1999) Łukasza Skąpskiego, choć zmontowane 30 lat później, zdają się wpisywać w ten sam ironiczny i zarazem nostalgiczny sposób myślenia o wczorajszych utopiach.

Pytanie jednak, czy takie ujęcie awangardowego toposu nieba i absolutu (jednego z wielu wydobytych na wystawie) jest do utrzymania? Czy takie a nie inne zestawienie, jedno z wielu możliwych, konstruowanych przez widza w asyście kuratorów, może być prawomocne? W sensie ścisłym – na pewno nie. Niemniej nie o związki przyczynowe i nie o kanoniczne odczytania tu chodzi. Siła wystawy leży raczej w alternatywnym, par excellence nieklasycznym ujęciu Kolekcji i tradycji awangardy – w odsłonięciu nieustrukturyzowanej przestrzeni i w zgodzie na przygodność lektury. Nie jest to lektura łatwa, gdyż tropy podrzuca się tu ledwie jako sugestie. Mimo wszystko budowanie własnych narracji przynosi dużą przyjemność – można powiedzieć: przyjemność tekstu.

„Oczy szukają głowy do zamieszkania”
Łódź, Archiwum Państwowe, Muzeum Sztuki (ms), ms²
30.09.–11.12.2011

fot. Valdis Celms, „Kinetyczny obiekt świetlny – balon” (1978), dzięki uprzejmości artysty i Łotewskiego Związku Artystów, Ryga.

alt