„I do not belong to any generation.”
T.S. Eliot „The Family Reunion” (1939)
Trudno dziś przewidzieć, czy czas podważy wartość dorobku Michela Houellebecqa, czy wręcz przeciwnie – wywinduje go niczym filozofa i pisarza Jeana Paula Sartre’a – jako zjawisko literackie godne naszego know how. Czy zdobywca nagrody Goncourtów z 2010 roku będzie cieszył się podobną skandaliczną sławą co Sartre? Houellebecq z niekłamaną przyjemnością naigrywa się z ważkich spraw i delikatnych pojęć określanych polityczną poprawnością. Co więcej, z przynależną tylko jemu szaleńczą odwagą, przenosi je na kolejne rozdziały swoich powieści, rzucając prowokacyjnie rękawicę francuskiemu społeczeństwu.
Nowa powieść francuskiego prześmiewcy i bon vivanta nie traktuje o tuzinach tajskich dziewcząt czy zbiorowych przygodach seksualnych gdzieś na Kubie (film erotyczny „La Riviere” z 2001 roku reżyserowany osobiście przez Houellebecqa wyprodukowała francuska stacja Canal Plus). Tym razem dyżurny skandalista kraju nie burzy samopoczucia wyznawców jakiejkolwiek idei bądź religii, które płyną wartkim nurtem obecnych obyczajów i przekonań. Czyżby…?
Houellebecq, który niejednokrotnie udowodnił, że znakomicie dostrzega pustkę tkwiącą w czynach przeciętnego mieszkańca Europy Zachodniej, niczym zdziwaczały obserwator wytyka błędy pokoleniu barykad majowych z 1968 roku. Jego opinie na temat demokracji, osiągnięć francuskiej lewicy czy ogólnie generacji lat 60. często wydają się absurdalne, ale to „wytykanie” jest bezwzględnym warunkiem twórczości pisarza. Bez tego nie zaistnieje u Houellebecqa żadna puenta lub konkretny przekaz.
Także w „Mapie i terytorium” Houellebecq przywołuje osiągnięcia ruchów lewicowych z 1968 roku – po to, aby je natychmiast zanegować. W kolejnych pisarskich ruchach ta totalna negacja pojawia się w dialogach toczonych pomiędzy parami bohaterów, snując się niczym dym z papierosa, zwalniając bieg naszych myśli.
Fabuła najnowszej powieści francuskiego enfant terrible skupiona jest wokół postaci Jeda Martina. Jako wzięty fotograf i malarz – pomimo sukcesów – nie potrafi odnaleźć sensu życia. Autor problematyzuje życiowe doświadczenia Jeda, aktualizując jednocześnie współczesne interesy dekadenckiej bohemy artystycznej Paryża. Jed ukończył prestiżową École Nationale Supérieure des Beaux-Arts de Paris, zaś jego sukcesowi dopomogły fotografie map Michelina i romans z rosyjską pracownicą biura Michelina we Francji, Olgą. W artystyczno-galeryjnych sceneriach pojawia się także sporo celebrytów, w tym pisarze François Beigbeder, Julien Lepers, Jean Pierre Pernaut oraz… Michel Houellebecq.
Któż jak nie sam skandalista Houellebecq ma podjąć się współpracy ze wschodzącą gwiazdą świata sztuki współczesnej, Jedem Martinem? Kokieteria skierowana w stronę czytelników jest szaleńczo wysublimowana, czy sobie tego życzymy, czy nie – wkraczamy w prywatne rozmówki Michela Houellebecqa! I kto tu jest największym literackim hedonistą?
Pisarz wielokrotnie przekonywał, że w „Mapach i terytoriach” najważniejsze są relacje przedstawione pomiędzy Jedem Martinem a jego ojcem Jeanem-Pierre Martinem. To tutaj zawarte są życiowe katastrofy, liczne rozterki, chroniczna życiowa niemoc i obopólne niezrozumienie się postaci z różnych pokoleń. Przedstawieni bohaterowie to już nie samotne Leibnizowskie monady, a kompletnie zatomizowane istoty z różnych planet.
Jean-Pierre w atelier syna opowiada mu historię samobójstwa matki. Nie bez znaczenia jest data tego tragicznego wydarzenia – 24 grudnia, kiedy w świąteczny nastrój oczekiwania potwornie wdarło się pytanie fundamentalne o jakość (sens?) ludzkiego życia. Nawet w chwilach ostatecznego rozrachunku z własną przeszłością nie uda się bohaterom pokonać piętrzącej się lawiny niezrozumienia. Relacje ojciec–syn są tu upośledzone do granic. Usytuowanie człowieka w społeczeństwie sprowadza się jedynie do gorzkiej riposty, chęci życia poza światem, nieodwracalnej decyzji o eutanazji, jaką podejmie Jean-Pierre.
Poza zaakcentowaniem relacji ojca i syna w powieści pojawia się dość drastyczny motyw morderstwa pisarza i jego psa. Paryska policja pod przewodnictwem komisarza Jasselina nie potrafi dojść motywu zabójstwa ani znaleźć śladów mordercy. W rozwikłaniu zagadki brutalnego morderstwa policji pomaga Jed Martin. Kolejno poruszamy się po topografii domniemanego miejsca przestępstwa, od paryskiego cmentarza na Montparnasie aż po Lazurowe Wybrzeże. Ten poboczny wątek kryminalny jest rozrysowany, aby móc obserwować reakcje bohatera i jego niechybnie trudną, wielowymiarową egzystencję.
Houellebecq – ani ten prawdziwy, ani powieściowy – nie jest nihilistą. Nie świadczy o tym fakt, że nie znosi anarchistów, lecz jego ciągłe rozważania nad pojęciami, których używa w swoich powieściach. Przytaczając słowa polskiego naukowca i filozofa Alfreda Korzybuskiego (1879–1950), że „mapa i terytorium to nie to samo”, autor powieści sugeruje, że tkwimy w nierealnej rzeczywistości. Mając wszelkie środki potrzebne do życia (do konsumpcji), nie potrafimy uchwycić autentycznej egzystencji. Najczulsza przesłona aparatu fotograficznego czy pędzel w rękach geniusza, a nawet artysty Jeda Martina, nie zamaże pustki naszych do szpiku kopiujących się, konsumpcyjnych osobowości.
Houellebecq nie kryje, że jest utracjuszem. Nie obchodzi go żadna religia monoteistyczna, wypiera się związku z jakąkolwiek pracą zawodową, nie znosi hien dziennikarskich. A że systemu, w którym funkcjonuje, ostatecznie nie da się rozmontować – jedynie, czego pożąda, to brak ludzkiego towarzystwa.
Niezależnie od tego, czy Michel Houellebecq stawia prawidłową diagnozę społeczeństwu, czy nie, nie sposób nie zgodzić się ze słowami francuskiego pisarza Frédérica Beigbedera: „Kiedyś wszyscy chcieli poznać opinię Sartre’a, obecnie liczy się to, co mówi Houellebecq”.
Michel Houellubecq, „Mapa i terytorium”
przekład Beata Geppert
Wydawnictwo W.A.B.
Warszawa 2011