Archiwum
23.02.2018

David Vann swymi błyskotliwymi i poruszającymi opowiadaniami wpisuje się w literacki nurt poszukiwania własnej tożsamości, co czyni syn, spoglądający wstecz i oceniający skomplikowane relacje z ojcem. Tożsamość budowana na poczuciu utraty; wydobywanie się z otchłani, której granice przekroczył ten, kto miał w życiu chronić, nie uciekać od siebie i dziecka, które zawiódł – to temat niewyczerpany, o czym świadczą wydane ostatnio liczne narracje. Wśród książek przeczytanych, które zapadły mi w pamięć, odnajduję trzy bardzo ważne. Jedna z nich to „Mężczyzna ze Stumilowego Lasu” Douglasa Laina, w której widzimy, jak brak miłości ojca przekłada się na walkę o jej wydobycie z siebie w drugim pokoleniu. Druga z książek absolutnie chwytających za serce to reportaż Görana Rosenberga, niepowtarzalne epitafium dla ojca, który przetrwał Zagładę, ale nie dotarł do miejsca, gdzie mógłby rozpocząć nowe życie. „Krótki przystanek w drodze z Auschwitz” to wyjątkowa opowieść o utracie, z której trzeba zrozumieć tyle, ile potrzebne do tego, by żyć nadal. Vann wyjątkowo wyraziście będzie opowiadał o pamięci związanej z utratą i o tym, kim staje się ten, który doznał straty. O ile u Rosenberga rozważania o zmarłym to przede wszystkim punkt wyjścia do szerszej tematycznie rozprawy z pamięcią o Zagładzie, o tyle „Legenda o samobójstwie” jest dużo bardziej kameralna.

To osobne historie połączone motywem ojca, który odszedł – przedwcześnie, zaskakująco, bezwzględnie i na zawsze. Nie sposób – dla kontrastu – nie przywołać „Brody zalanej krwią” Daniela Galery, choćby po to, by wskazać tragizm wędrówki syna samobójcy w egzotycznych dekoracjach, tak przecież różnych od alaskańskiej surowości Vanna. Autor podjął zatem temat doskonale analizowany przez innych twórców – różnej mentalności i pochodzenia. Tym, co łączy wszystkie wspomniane książki z opowiadaniami „Legendy o samobójstwie”, jest motyw bezradności i przerażenia. Osamotnienie ma różne definicje, samotność staje się wyjątkowo trudna, chwilami rozpaczliwie nie do zniesienia. Dla syna odejście ojca – chyba bardziej niż matki – zawsze jest największą życiową traumą. Dla Vanna opowiadanie o tej utracie to okazja do stworzenia niezwykle plastycznych, delikatnych i eleganckich próz o trudności pamiętania i nieszczęściu zapamiętywania. Autor umiejętnie buduje napięcie, w którym odczujemy silny puls życia tego, kto musi uporządkować rzeczywistość po nieżyjącym – za niego i przez niego przede wszystkim. Może nawet wbrew niemu.

„Legenda o samobójstwie” to zbiór wyjątkowo dobranych opowieści. Ich struktura wydaje się mało spójna, ale przecież doskonale widzimy, co stanowi centrum, punkt odniesienia, jądro tej bolesnej bezradności, o której Vann stara się pisać w sposób bardzo stonowany, nie obarczając nas zbyt wielkim balastem emocjonalnym. Trudno wybrać teksty, które wyróżniają się jakoś w tej książce. Każdy stara się niuansować smutek w różny sposób. Każdy też trzyma nas niejako na dystans, bo nie podąża w kierunku sentymentalnej wiwisekcji uczuć. Widzimy raczej obrazy, jesteśmy w centrum wspomnień, mamy do czynienia z fikcją literacką, ale też czytelnymi symbolami. Dziecko, a następnie mężczyzna opowiada o trudnościach i (nie)możliwościach wydobycia się z aktu, który naznacza przede wszystkim żyjącego, choć przecież jest świadectwem dramatu tego, kto odchodzi, gdy wybiera śmierć z własnej ręki. Prawdziwym bohaterem tej książki jest rozpacz, która staje się udziałem mężczyzny. Ta, która pogrążała ojca i kierowała go w stronę emocjonalnej równi pochyłej, ale także ta, z którą musi się zmierzyć osierocony syn, wyjątkowo silnie reagujący na porzucenie cichym, lecz konsekwentnym buntem. Bez niego nie zaistniałyby narracje tworzące tę książkę.

W najbardziej, moim zdaniem, przejmującym opowiadaniu, „Legendzie o dobrych ludziach”, nastolatek obserwuje zagubioną matkę, która po śmierci męża usiłuje wiązać się z innymi mężczyznami. Każdy z nich jest zapewne substytutem tego utraconego, ale te związki są bardzo luźne, rozpadają się, nic nie jest w stanie trwale ich spoić. Mężczyźni pojawiają się i znikają, a matka twierdzi, że męskość jest czymś wyjątkowo interesującym, tajemniczym i niezrozumiałym. To męskość, która wydobywa się jednak z kobiecości, kreuje się w relacji z kobietą. Pośród mężczyzn stających się na chwilę nowymi panami domu dorastający chłopiec usiłuje zwalczyć poczucie wyobcowania i zrozumieć, kim zmieniający się mężczyźni mają dla niego być. Czy mogą być kimś ważnym? Jeden z nich o mało nie pozbawia go życia i to niejedyna literacka wariacja o śmierci tego, który przecież przeżył, porzucony i osamotniony przez samobójcę. „Legenda o dobrych ludziach” to też rozprawa z tym, czym jest zmiana po utracie i w jaki sposób naiwnie rekompensujemy sobie brak. Nawet jeśli to był ktoś zamknięty w sobie, kto wciąż gonił jakieś iluzje, nie spełniał się w roli głowy rodziny i w swym wiecznym wyobcowaniu drążył coraz bardziej bolesne wyrwy w relacjach z najbliższymi – upokorzonymi, oszukanymi, boleśnie doświadczonymi obojętnością. Bo ta książka to przede wszystkim zapis śladów tego wszystkiego, czego ojciec nie zabrał ze sobą z tego świata…

Vann przepięknie przedstawia surowość natury Alaski, na tle której proponuje różne fantazje na temat relacji ojca i syna. „Wyspa Sukkwan”, najdłuższy tekst w książce, obrazuje upływ czasu podporządkowany dzikiej przyrodzie i mierzeniu się z nią. Tymczasem ojciec i syn w tym tekście mierzą się ze sobą, psychodrama w malowniczej scenerii rozwija się bardzo dyskretnie, lecz konsekwentnie, a jedno z rozwiązań fabularnych jakby przełamuje całą „Legendę o samobójstwie” na pół – z trochę inaczej wyostrzonymi zmysłami i inaczej sprofilowaną percepcją czytamy ciąg dalszy. A przecież nie zmienia się nic, bo Vann od początku do końca opowiada o tym, w jaki sposób pozostający przy życiu człowiek musi dźwigać piętno samobójcy ‑ tego, który niczego już nie zmieni. Pozostały przy życiu w swym osamotnieniu musi zmienić wszystko. Tak traumatyczne doświadczenie każe pytać o to, kim się jest po stracie i co zabrał ten, który naiwnie myślał, że tylko odbiera życie samemu sobie…

Bohaterowi opowiadań – najpierw chłopcu, potem dorosłemu mężczyźnie – można zarzucić pewien brak determinacji, by zrozumieć w pełni motywy postępowania nieżyjącego. Mógłby pytać więcej, porozmawiać z osobami, wobec których chce utrzymać dystans. Nazwać ich emocje, potem także swoje. Oswoić fakt, że ojciec po prostu odszedł. O ile dziecko w swym zagubieniu może tylko obserwować świat w chaosie i zmysł tej naiwnej obserwacji fantastycznie oddają pierwsze trzy opowiadania, o tyle dojrzały mężczyzna winien wiedzieć więcej, więcej rozumieć i być może też więcej wybaczyć. A jest trochę inaczej. Dwa kameralne teksty zamykające książkę odebrałem jako świadomie sportretowane wędrówki pośród śladów i wspomnień, z którymi nie można odnaleźć prawdziwego kontaktu. Samobójstwo urasta do rangi aktu niezrozumiałego na zawsze, stygmatyzującego, ale też kształtującego specyficzny rodzaj wrażliwości. Sposób, w jaki bohater „Wyższego błękitu” obrazuje emocje, nie nazywając niczego wprost, jest poruszającym przykładem na to, jak bardzo bezradność może wyczulać zmysły na szczegóły, jak silnie swoje życie można punktować znakami zapytania. Niezwykła jest impresyjność dwóch ostatnich tekstów. Są konfesyjne, ale obrazują także świat wokół – świat wiecznych pytań, relacji naznaczonych niepewnością, świat ucieczek. Tak, tendencje ucieczki są równie nasilone, co wszechogarniająca pustka samotności. Vann zezwala nam tylko na szczątkowy kontakt z emocjami porzuconego przez ojca bohatera. Jesteśmy jednocześnie zachwyceni tym, w jak piękny i subtelny sposób autor „Legendy o samobójstwie” opowiada o wszystkich niejednoznacznościach, emocjach pełnych swego rodzaju płochości, emocjach trudnych i zawsze niemożliwych do wyrażenia.

Vann opowiada o utracie ojca, ale także o utracie części siebie. Jak ważnej – mówią o tym rozpaczliwe próby przypominania sobie o sile relacji z nim. Śmierć zabrała fragment życia i osobowości dziecka. Nastolatek, skrzywdzony niesprawiedliwym i nagłym odejściem, nigdy nie będzie gotów na to, by uformować swą dojrzałą męskość autonomicznie, być może nawet w złości za słabość tego, którego przecież powinno się naśladować. To książka wydobyta z otchłani osobistych, bardzo mrocznych przeżyć. Opowieść mająca charakter terapeutyczny, ale jednocześnie historia rozpisana na kilka głosów bezradności. To wielka sztuka: żyć po śmierci bliskiej osoby. Dużo większą jest wybaczenie tej śmierci i zrozumienie, że kształt świata na zawsze będzie już w pewien sposób zdeformowany. Jak twarz macochy ze wspomnień chłopca, drugiej partnerki ojca ‑ tej, która chciała dać z siebie więcej i intensywniej, ale mimo wszystko nie powstrzymała najgorszego. David Vann wzrusza oraz stawia pytanie o to, jak śmierć warunkuje dalsze życie kogoś, kto ma świadomość, że oto umarła jego część. Nie ma w tej książce gwałtownych oskarżeń, nie ma emocjonalnego klinczu, w który autor chciałby złapać czytelnika. Jest wyjątkowo spójna, zdystansowana, a jednocześnie liryczna i wzruszająca opowieść o pożegnaniu. Takim, które chyba nigdy nie nastąpiło.

 

David Vann, „Legenda o samobójstwie”
tłumaczenie: Dobromiła Jankowska
Pauza
Warszawa 2018