Archiwum
04.03.2013

Powiedz mi, jak chciałbyś umrzeć?

Joanna Ostrowska
Film

 

„[na końcu programu]: Nie musicie już dłużej siedzieć i gapić się. To koniec tego odcinka. W istocie nawet nie potrafię wam wyjaśnić, o co w nim chodziło. Oto jak widzowie telewizyjni są całkowicie od nas zależni”.

Alfred Hitchcock

13. sierpnia 1959 roku, w sześćdziesiąte urodziny Hitchcocka, zdarzył się przykry wypadek. Ukochany pupil państwa Hitchcock o wdzięcznym imieniu Philip of Magnesia, wpadł pod ciężarówkę, która dostarczała kolejną partię urodzinowych bukietów dla mistrza. O niewyobrażalnej stracie starano się szybko zapomnieć. Dosłownie na dniach w domu Hitchcocków pojawiły się dwa białe teriery – Geoffrey i Stanley, które w niedalekiej przyszłości zagrają w filmie wraz ze swoim sławnym panem.

Nie tylko dlatego jubileusz sześćdziesięciolecia nie był dla Hitchcocka łatwym momentem w jego karierze. Tuż po premierze „Północ-północny zachód” został obwołany przez krytyków filmowym geniuszem. Jednocześnie coraz częściej zadawano mu niewygodne pytania o to, czy i kiedy uda się na zasłużony odpoczynek.

Frustracja z powodu wieku, paranoja, że zabije go nieuleczalna choroba i, rzecz jasna, jesień żywota to punkt wyjścia filmowej biografii Alfreda Hitchcocka w reżyserii Sachy Gervasiego, której tytułem jest po prostu imię i nazwisko mistrza. Bez komplikacji, bez suspensu. Film powstał na podstawie scenariusza Johna J. McLaughlina, współscenarzysty między innymi „Czarnego łabędzia” Darrena Aronofskiego. Z biografii mistrza kina wybrano epizod z przełomu lat 50. i 60., kiedy, mimo zastrzeżeń Paramountu, Hitchcock zdecydował się nakręcić „Psychozę” na podstawie książki Roberta Blocha.

„Hitchcock” Gervasiego to niejedna ostatnio próba sfilmowania epizodu z życia reżysera. Niecały miesiąc przed premierą filmu w USA światło dzienne ujrzała produkcja telewizyjna HBO pod tytułem „Dziewczyna Hitchcocka” w reżyserii Juliana Jarrolda, z Tobym Jonesem i Sienną Miller w rolach głównych. W tym przypadku czas akcji to okres produkcji „Ptaków” i „Marnie”, kiedy to Hitchcock przeżywa fascynację kolejną aktorką: Tippi Hedren. Oba filmy można potraktować dosłownie, jak odcinki bardzo kiepskiego serialu. Gdyby nie kreacje Anthony’ego Hopkinsa i Tobiego Jonesa, nie byłoby czego oglądać.

Rzeczywiście trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek w branży filmowej wciąż wierzył, że współcześnie za pomocą stricte ilustracyjnej, kolorowej biografii filmowej można wyciągnąć na światło dzienne jakieś „przemilczane” kwestie z przeszłości gwiazd. Chyba łatwiej dać się ponieść odczuciu, że filmy o Hitchcocku powstają po prostu po to, by ponownie zobaczyć go (albo przynajmniej jego sobowtóry) „na żywo”. W końcu reżyser uwielbiał „przemazywać się” na ekranie w drobnych epizodach w swoich filmach. Również w telewizyjnym show „Alfred Hitchcock przedstawia” zdradzał pewne zdolności aktorskie i oratorskie, choć jego błyskotliwe komentarze pisał Jim Allardice. Bez nich show nie miałoby racji bytu. Bez względu jednak na banalną historyjkę o wyparciu i sublimacji starszego pana pewnie warto zobaczyć „Hitchcocka” w wykonaniu Hopkinsa. Ten zacny sobowtór jest doskonale ucharakteryzowany na kapryśnego geniusza kina. Nie tylko wygląda, ale mówi i porusza się podobnie jak reżyser „Ptaków”.

W filmie Gervasiego oprócz kryzysu „wieku późnego” chodzi przede wszystkim o strach przed zdradą żony, Almy (Helen Mirren), która oprócz bycia towarzyszką życia pełni również rolę najważniejszej powiernicy w procesie twórczym. Podobno Hitchcock wyrażał entuzjazm w pracy używając tylko i wyłącznie jednej frazy: „Almie bardzo się podobają początkowe sceny”. Jeśli ona nie akceptowała jakiś zmian w scenariuszu, projekt lądował w koszu.

W trakcie pracy nad „Psychozą” (w wersji Gervasiego) Alma nie jest do końca przekonana co do pomysłu Hitchcocka, a na dokładkę spędza zbyt dużo czasu w towarzystwie miernego scenarzysty Whitfielda Cooka (Danny Houston). Starszy pan geniusz zaczyna czuć się samotny i porzucony. Jego blondynki ze zdjęć plus nowa „zdobycz”, Janet Leigh (Scarlett Johansson), wydają się nikim, w porównaniu z ciepłym ogniskiem domowym i stabilizacją. Oprócz zazdrości prześladuje Hitchcoka jeszcze „duch” pewnego mordercy. Mistrz grozy powinien bez problemu poradzić sobie z senną marą. Wbrew pozorom, zamiast „wojownika” na ekranie widać jednak „zagubionego chłopca”.

Poszukiwania „tajemnicy” Hitchcocka kończą się na dość nudnawym i naiwnym obrazku starszego pana z brzuszkiem, znajdującego się na skraju załamania nerwowego. Swoje zdrowie psychiczne ratuje on w scenie pod prysznicem, która w filmie Gervasiego wydaje się niepotrzebnym epizodem. Dzięki niej wprawdzie „grubasek” wreszcie „popuszcza pasa” i zaczyna sublimować popędy, paranoje i traumy, ale nic z tego nie wynika. Napięcie pojawia się dopiero w scenie w trakcie premiery, kiedy nareszcie (a jest to już końcówka filmu) widać, że Hitchcockowi choć troszkę zależy na tym projekcie. Reżyser czeka na reakcje publiczności, podglądając ją przez uchylone drzwi do sali kinowej. Skacze z radości w takt ataków kinowej paniki. W rzeczywistości Hitchcock wykupił wszystkie egzemplarze książki Blocha, posługiwał się w trakcie kręcenia filmu roboczym tytułem „Laluś” i zakazał pokazów prasowych. Zadbał o strach na widowni i sprawił, że od tego momentu nikt nie chciał umierać pod prysznicem.

Widzowie kinowi zależni od wizji Gervasiego mogą być znudzeni tak naiwną postacią Hitchcocka – nieporadnego, szalonego dziadziusia. Happy end to warunek konieczny w tego typu produkcjach, więc wszystkie napięcia w życiu głównego bohatera w końcu trafia szlag. Gdyby jednak komuś przyszło do głowy zobaczyć trochę innego Alfreda, który został wmieszany w „zimną wojnę”, ma coś wspólnego się z Jorge Louisem Borgesem i wpada na swoich sobowtórów, warto zamiast „Hitchcocka” zobaczyć „Dubel”. Johan Grimonprez, zafascynowany postacią reżysera, próbuje go odnaleźć-ożywić za wszelką cenę. Świadomy fascynacji i strachu Hitchcocka przed „powtórzeniem”, odtwarza jego świat za pomocą techniki found footage. Dzięki temu „starszy pan” znów manipuluje, a strach przed chorobą, śmiercią, porzuceniem i duchami lokalnych morderców przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.

„Hitchcock”
reż. Sacha Gervasi
premiera 1.03.2013

alt