Z poznańskiego pokazu filmu „Stabat Mater Dolorosa” reżyserowanego przez Siksę oraz Piotra Machę wychodziłam z uczuciem ulgi na poziomie umysłu i niepokoju na poziomie serca. Z ulgą odetchnęłam i ten oddech kontrolowany powędrował w stronę mózgu. Uspokoiła go myśl, że dobrzy ludzie mogą się zmienić w jeszcze lepszych i że moje obawy o szaleństwo wynikające z (nagłego i niespodziewanego?) sukcesu pozostają nieuzasadnione. Serce mi się jednak niepokoiło po tym, co zobaczyłam, lecz był to niepokój generalny, a nie osobisty, związany ze społeczeństwem, a nie z jednostką. Był to niepokój o czas miniony, o to, co teraz i co będzie dalej.
Film Siksy i Machy to swoiste rozliczenie zespołu z własną przeszłością artystyczną. Jak sami przyznają, materiał z albumu „Stabat Mater Dolorosa” nie jest już przez nich grany na żywo, powstał właściwie jako ilustracja do wydanej w 2018 roku płyty o tym samym tytule, a oni sami dziś są już o dwa albumy do przodu. Zmiana, ktoś mógłby stwierdzić: rozwój, który nastąpił w ich twórczości, jest zauważalny. Jak powiedziała połowa Siksy, Alex Freiheit, w rozmowie z Olą Juchacz po poznańskim pokazie filmu, słuchając tej płyty i oglądając film, nie może się nadziwić, jak bardzo na niej lamentowała, niemal płakała. Cóż, tytuł „Stabat Mater Dolorosa” zobowiązuje. Co bardziej wrażliwi widzowie mogliby uznać, że lament ten był głośny i ostry, wręcz nie do zniesienia. Ja zaś nie mogłam się pozbyć wrażenia, że jest to lament z bezsilności, poczucia dojmującej niesprawiedliwości i opresji, która spotyka ludzi z wielu stron. Widząc na ekranie zmagania Siksy, czułam, że to też moja walka i że mogłabym tak samo zapłakać nad losem swoim i tych z „gorszego” świata: kobiet, zwierząt, osób uciskanych i wykluczonych, niemogących i niechcących dostosować się do obowiązującego, patriarchalnego konwenansu. Dzisiejszym Siksom blisko być może do płaczącej Matki Boskiej. Jeśliby ją odrzeć z religijnych naleciałości, staje się zwykłą kobietą, tak zwaną jedną z nas, która została wykorzystana i pozostawiona sama sobie ze swoim bólem i żalem, użyta następnie bezwolnie przez dominującą, patriarchalną instytucję do jej celów własnych.
W obrazie widać to, czego mogłybyśmy spodziewać się po twórcach w edycji wczesnosiksowej. Sporo jest w nim punkowego trashu, złości, basu, krzyku i brokatu. Kadry Machy są niekiedy wstrząsające i roztrzęsione, bliskie i niepokojące. Zdjęcia kręcone w mieście kojarzyły mi się z klimatem postsowieckiej popkultury połączonej z obrazami z filmów reżyserowanych przez Harmony Korine, jak „Skrawki”, w których nie jesteśmy do końca pewni, co nastąpi za chwilę i czy ktoś nie zostanie zamordowany wyłącznie dla rozrywki. Mocną częścią filmu, która – jak zauważyła Ola Juchacz – mogłaby w zasadzie funkcjonować jako osobny obraz, jest scena na ringu. Przeciwko koledze Alex Freiheit, tureckiemu anarchiście Alperowi Sapanowi, który zginął w walce pod Kobane, stają: Polska, Węgry, Turcja, Ukraina i Rosja – „monstrualna siła”, symbolizowane przez postaci umięśnionych i gotowych do walki osiłków. Po stronie Alpera widzimy tylko znicze, a Siksa wchodzi w rolę jego rzeczniczki, osoby, która wypowiada się w jego imieniu. Część ta jest ilustracją utworu „Alper Sapan Forever”. Siksa opowiada w nim, że w 2015 roku, tuż przed wybuchem antymigranckiej propagandy, zaprosiła Alpera do Polski, aby mógł sobie odpocząć od dręczących Turcję erdoganowskich nacjonalistów i politycznego islamu. Żadne z nich nie mogło się spodziewać, że w Polsce nie zazna on spokoju i będzie za swój wygląd atakowany przez przedstawiciela skrajnie nacjonalistycznych środowisk, o którym Siksa pisze, że „walczył z tym, że Alper mu się podoba”. Na koniec Siksa wzywa do „zabicia Polski w sobie”, co odczytuję jako wołanie o krytyczne spojrzenie na kraj i postawy rozumianego na opak patriotyzmu, który szacunek do własnego kraju opiera na dyskryminacji niepasujących do jedynej, słusznej wizji – zarówno obcych, jak i „swoich”, nieprzystających do hegemonicznej definicji wspólnoty narodowej.
Coś, czego nie ma na płycie, a co pojawia się w filmie, to bezgłośne, wyrażone za pomocą pojawiających się w filmie napisów pomiędzy poszczególnymi sekwencjami, komunikaty Siksy, które kieruje do członków swojej rodziny. Wprawdzie w niektórych utworach na płycie „Stabat Mater Dolorosa” artystka zwraca się do ojca, matki czy babci z krzykiem, pretensją i złością, w filmie przyjmuje to jednak wymiar bardziej intymny i zindywidualizowany. Siksa wraca do dobrych i złych wspomnień z poczuciem, że nic już się nie powtórzy i tak chyba będzie lepiej. Życie rodzinne jest w filmie zilustrowane obrazem pozornie szczęśliwej rodzinki typu 2+2, spotykającej się przy obiedzie, przy stole nakrytym białym obrusem, z kotletami i ziemniakami na talerzach i oglądającej albumy fotograficzne. Czuć napięcie, w końcu przerwane uciętym kadrem, w którym Siksa wskakuje na stół. Możemy się jedynie domyślać, co działo się dalej, choć postaci odgrywające rodzinę pozostają jeszcze tym gestem niewzruszone. Podczas rozmowy po filmie Alex Freiheit przyznała, że był to ostatni raz, kiedy odniosła się do związków rodzinnych. Zorientowawszy się, że tego rodzaju gestu nie niosą ze sobą żadnej sprawczości, rezygnuje z nich z pełną świadomością.
Obserwując przez te kilka lat poczynania Siksy, miałam obawy, czy ten projekt artystyczny nie zostanie przechwycony przez główny nurt albo show-biznes. Byłoby to może nawet ciekawe: oto hasła feministyczne, antydyskryminacyjne i antyprzemocowe, które wygłaszają ze sceny artyści, mogłyby stać się polem do dyskusji w głównych portalach informacyjnych i społecznościowych. Jednak ta bardziej niezależna, undegroundowa część mojego serca krzyczała: „Sikso, nie idź tą drogą, bo cię pochłonie i z twojego mocnego przekazu zostanie tylko salonowy i teatralny brokat!”. Matka Boska Punkowa raczy więc tylko wiedzieć, jak mi ulżyło, gdy po filmie Alex powiedziała, że dziś wciąż (może jeszcze bardziej niż kiedyś) krytycznie spogląda na to, co się dzieje wokół ich twórczości oraz wokół samej Siksy, na którą nałożono płaszcz feministycznej superbohaterki, a z którą ona kompletnie się nie utożsamia. Artystka bowiem nie ma poczucia, że jej twórczość realnie mogła pomóc komukolwiek innemu poza nią samą. Myślę, że również z tego powodu kolejne płyty zespołu nie są już lamentem zbuntowanej dziewczyny, tylko bezkompromisowym, dojrzałym, choć pełnym niepokoju głosem sprzeciwu. Ten niepokój i brak zgody na świat taki, jakim go powierzchownie widzimy, to uczucia towarzyszące całemu gronu współczesnych wojowniczek i wojowników o zmianę rzeczywistości na lepszą – taką, która będzie wolna od hegemonicznej dominacji patriarchatu, kapitalizmu i religii. Twórczość Siksy pokazuje, że bycie w ciągłym kryzysie można przekuć na zawiązywanie nieoczywistych sojuszy we wspólnej walce oraz że sztuka i artyści wciąż dysponują potencjałem do komentowania i naprawiania świata, również jego najgorszych przywar.
Siksa, „Stabat Mater Dolorosa”
reż. Piotr Macha + Siksa
premiera: 6.12.2018