„Mamy problem. Okazało się, że mamy Żyda w domu, no i mamy problem, tak zwany problem żydowski, problem z Żydami” – tłumaczy stoickiej Babce rozhisteryzowana Halinka. Jest marzec 1968 roku i właśnie wyszło na jaw, że jej adoptowany syn – Wojtuś – ma żydowskie pochodzenie. „Oczywiście” ani ona, ani jej mąż, Ludwik, gdy podczas wojny zgadzali się przyjąć na przechowanie małe dziecko, nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Kto mógł to przewidzieć? Przecież takie to czasy były, że nikt nic nie wiedział, „wszyscy mieli w głowach siano” – jak wnikliwie analizują swoją sytuację małżonkowie. Dopiero obdarzony magiczną mocą głos towarzysza Wiesława, który z wysokości telewizora przemówił do serc zaskoczonych rodaków, uświadomił Halince i Ludwikowi, że w ich domu czai się obcy.
Na szczęście z odsieczą w rodzinnych tarapatach – niczym deus ex machina – przychodzi Babcia (w swoim stroju przypominająca pojemnik na wodę święconą w formie Matki Boskiej, przez złośliwych zwany konewką), która, tak się właśnie złożyło, wygrała dwa bilety na wycieczkę do Izraela. Tam Wojtuś, a teraz właściwie już Dawidek, będzie bezpieczny – skoro trzeba przystosowywać się do nowych realiów, zmiana imienia wydaje się koniecznością. W efekcie tego performatywnego przemienienia na chłopaka spada obowiązek konfrontacji z własnym pochodzeniem. Musi otworzyć skrywany przez lata na dnie szafy tajemniczy tobołek odziedziczony po biologicznych rodzicach. Niczym z puszki Pandory na scenę wypadną z niego nie tylko fundamenty imaginarium kultury żydowskiej: pejsy, broda i chałat, ale także zbudowany z wyobrażeniowych klisz, utartych narracji i strzępów antysemickiego dyskursu tożsamościowy know-how polskiego Żyda. To właśnie z jego kolejnych przejawów twórcy spektaklu „Dawid jedzie do Izraela” utkają polsko-żydowską fantazję na motywach narodowych (ze szczególnym uwzględnieniem wątku antysemickiego).
Nawiązanie do „Aniołów w Ameryce” Tony’ego Kushnera (których podtytuł brzmi „Gejowska fantazja na motywach narodowych”) pojawia się tutaj nieprzypadkowo. Jędrzej Piaskowski i Hubert Sulima (reżyser i dramaturg spektaklu, autorzy scenariusza), podobnie jak amerykański dramatopisarz, otwierają na poły mitologiczne, na poły historyczne archiwum, aby zadać pytanie o możliwość zapisania nowego rozdziału w relacjach polsko-żydowskich. Pytają o możliwość wykreowania teatralnego świata, który nie odwoływałby się do historycznego kontekstu, nie rozliczałby ani nie upamiętniał przeszłości, ale sięgając do materialnych resztek, przejaskrawień, legend i powidoków, stał się alternatywną przestrzenią polityczną, w której odnaleźć by się mogły oba narody (a może właśnie jeden, wspólny?). To nic, że świat ten musiałby tonąć w absurdzie, który unieważni poprawność polityczną. Taka teatralna fantazja jest niezwykle kusząca. W dodatku – na mapie teatralnych poszukiwań inspirowanych wydarzeniami antysemickiej nagonki Marca ’68 – niepowtarzalna.
„Dawid jedzie do Izraela” to koprodukcja TR Warszawa i Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, która powstała w wyniku zamkniętego konkursu skierowanego do młodych twórców teatralnych. Choć wpisuje się w rocznicowe obchody, idzie im trochę na przekór. Spektakl zaczyna scena zwiedzania wystawy „Obcy w domu. Wokół Marca ’68” (niedawno zakończonej, głośnej wystawy w POLINIE, którą odwiedziła rekordowa liczba zwiedzających) przez aktorów TR-u. To właśnie na niej jeden z aktorów (grany przez Sebastiana Pawlaka) ogarnięty zostaje nagłą żądzą przymierzenia spódnicy z epoki i przenosi tak teatralną grupę w rzeczywistość Haliny, Ludwika i Dawida.
Prezentowane realia Marca przypominają rzeczywistość równoległą – groteskową wersję sztampowej opowieści o doświadczeniu nagonki. Znany chociażby ze wspomnień przytaczanych na wspomnianej wystawie, typowy scenariusz rodzinnego dramatu szybko zaczyna odbiegać od jakiejkolwiek rekonstrukcji historycznej. Przemówienie Gomułki, medialne przecieki o bliskowschodnim konflikcie czy zdjęte z afisza „Dziady” pojawiają się w tej historii, ale są równie umowne, co papierowe filiżanki i Wedlowskie delicje, którymi Halina częstuje Babcię-Matkę Boską. Ich naskórkowa głębia doskonale licuje z powierzchownością osób, z którymi przyjdzie się spotkać Dawidowi w drodze do odzyskania utraconej tożsamości prawdziwego polskiego Żyda.
Problematyczne okaże się nawet samo odgrywanie postaci Żyda. Instruowany przez rodziców Dawid (Jan Dravnel) zacznie od założenia brody, pejsów i chałata, następnie wejdzie w żydowski repertuar gestykulacyjny (dziwnie-śmieszne mówienie i chodzenie, wymachiwanie skierowanymi do nieba rękami), a nawet – aby oddać szacunek swojej muzycznie uwrażliwionej kulturze – zagra na skrzypkach smutną piosenkę. Ostatecznie wyjdzie jednak z roli Dawidka, wyrażając swój kłopot z odpowiednim „wczuciem się” w nią. Z podobnymi perypetiami borykać się będą jego rodzice. Ludwik (Rafał Maćkowiak), poinformowany przez Babcię-Matkę Boską o tym, że również wśród jego przodków byli Żydzi, odda się studiom nad wypiekiem chałki. Natomiast Halinkę, jedyną w tym towarzystwie Polkę czystej krwi, ogarnie czasowa histeria wywołana społecznymi pokładami antysemityzmu. Fantazmatyczny zbiór stereotypów dopełni Babcia (Natalia Kalita), najpierw przemieniając się – za sprawą średniowiecznej, pięknie skrojonej z kołdry sukni – w Aldonę, żonę Kazimierza Wielkiego zrozpaczoną miłością męża do kiszonek wyrabianych przez jego żydowską kochankę Esterę, a następnie – w Matkę Boską z dyskontu, która dokona cudu wymazania antysemityzmu i poprowadzi wyzbytą jakichkolwiek trosk, polsko-żydowską rodzinę na spacer do parku.
Sielankowa atmosfera nie udzieli się tylko Halinie, którą ciągle niepokoi jakiś marzec, a z tyłu głowy ciągle coś ją „rumpie”. Czy to jednak problem, którego nie dałoby się zbyć śmiechem i lodami? Można mieć tylko nadzieję, że słodkie zakończenie nie odbije się widzom czkawką, kiedy następnym razem zajadać się będą pysznymi potrawami z czosnkiem i, a nuż, coś im się przypomni… To już jednak całkiem inna, choć bliższa nam fantazja.
Hubert Sulima, „Dawid jedzie do Izraela”
reżyseria: Jędrzej Piaskowski
scenariusz: Jędrzej Piaskowski, Hubert Sulima
dramaturgia: Hubert Sulima
TR Warszawa, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN
premiera: 8.09.2018