Książka „Londyńczycy” powstała z przypadku. Autorka Ewa Winnicka pojechała do Londynu, by opisać losy młodych ludzi, którzy po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej masowo wyjeżdżali z kraju w poszukiwaniu lepszego życia. Siedząc w kawiarni, reporterka zobaczyła jednak ulotkę reklamującą wystawę zdjęć znalezionych na śmietniku. To była wystawa Jeana-Marca, włoskiego artysty, który wykorzystywał w swych pracach śmieci, gazety, stare monety i niepotrzebne zdjęcia. Trzy tysiące zdjęć, bez jakiegokolwiek opisu. Ze strojów sfotografowanych osób można było wysnuć przypuszczenie, że zdjęcia były robione w latach 50. XX wieku. Fotografie małych dziewczynek w strojach krakowskich, zdjęcia z prywatek i uroczystości rodzinnych stały się nitką, która poprowadziła reporterkę do kłębka ówczesnej polskiej emigracji, do środowiska osób oscylujących wokół postaci generała Andersa.
Nie jest to jednak, jak zastrzega we wstępie autorka, książka historyczna, bo tych już o polskiej emigracji na uchodźstwie powstało wiele. „Londyńczycy” to opowieści o ludziach, którzy zostali przymusowo pozbawieni ojczyzny, o ich codziennych zmaganiach, o próbach zaklimatyzowania się w obcej rzeczywistości, to historie o dużym stężeniu emocjonalnym. Winnicka starała się przedstawić problemy emigrantów z wielu perspektyw, jej bohaterami są zarówno postaci historyczne, jak i osoby, które nie zapisały się na kartach Historii. „Ta książka nie daje ogólnego obrazu, nie syntezuje, nie zajmuje stanowiska ani nie rości sobie pretensji. Jest subiektywna, bo reportaż wymaga dokonania wyboru” – wyjaśnia reporterka.
Między 1939 a 1947 rokiem ponad 200 tysięcy Polaków wyemigrowało do Anglii, uciekając przed wojną i komunizmem. „Wylądowaliśmy na Marsie i żeby przeżyć, musieliśmy założyć tam Polskę” – zwierza się jeden z uchodźców. Ewę Winnicką szczególne zainteresował właśnie ten aspekt – codzienne życie na małej wysepce, choć nie można było z tych tekstów zupełnie wykorzenić Historii. Winnicka jednak z niesamowitą lekkością zestawia ze sobą zwyczajną codzienność i wielką politykę. Świetnym przykładem może tu być reportaż „Historia miłości w dziesięciu etapach”, w którym dziennikarka daje nam przekrój „miłosnych” stosunków brytyjsko-polskich na przestrzeni 70 lat. Jest to historia zauroczenia, burzliwego związku, który zakończył się zdradą i w efekcie końcowym nienawiścią. Fakty historyczne przeplatają się tu z problematyką ogólniejszą, skupiającą się bardziej na aspektach społecznych i obyczajowych. Na tle „miłości w dziesięciu etapach” reporterka dobiera się do mitu polskiego lotnika – bohatera, który w powszechnej świadomości jest przystojnym pogromcą damskich serc. Winnicka oddaje głos swoim bohaterom, którzy sami przenicowują ów stereotyp.
Jeśli już mowa o miłości, to należy również przypatrzyć się matrymonialnym losom polskiej emigracji. Dla wielu żołnierzy emigracja była błogosławieństwem i to wcale nie dlatego, że udało im się uchronić przed komunizmem, tylko przed… żonami. Na Wyspie nikt nie znał przeszłości emigrantów, więc śmiało mogli ponownie się żenić. Bigamia? To nie był dla nich problem, problemem była narodowość żony: Brytyjka czy Polka? Winnicka próbuje się dostać pod podszewkę ślubnych perypetii – przedstawia fakty, statystyki, ankiety z gazet. Reporterka jednak nie analizuje, usuwa się w cień, pozwala czytelnikowi na własne refleksje.
A jeśli już przy miłości jesteśmy, warto zwrócić uwagę na tekst „Zastąpiona”. Irena Anders po 6 latach rozłąki ze swym mężem, generałem Andersem, udaje się wraz z córeczką do Ancony. Tak rozpoczyna się dramatyczna historia, w której generał Anders jawi się nie jako bohater, ale jako człowiek rozdarty, zakochany w dwóch kobietach. Poznajemy historię Ireny Anders – tej Pierwszej, która została sama z dzieckiem podczas wojennej zawieruchy. To opowieść o kobiecie silnej i zdeterminowanej, dla której rodzina jest największą wartością. „Zastąpiona” to obraz walki o prawo do uczuć, nadziei i rozczarowania: „Rena wierzyła, że Władkowi zmięknie serce, kiedy przypomni sobie, jak wiele ich łączyło. Tymczasem generał był stale zajęty […]”. Winnicka budując wewnętrzny portret Reny, przechodzi do zewnętrznej problematyki związanej z pozbawieniem w 1946 roku polskiego obywatelstwa 76 oficerów, w tym generała Andersa. Reporterka ukazuje degradację polskiej elity za granicą: „Jeden z generałów latami zmywał naczynia na lotnisku Heathrow. «Srebrna» brygada generałów czyściła naczynia w Hotelu Dorchester […]” oraz skłonność do mitologizacji. Żołnierze próbowali zachować namiastkę przedwojennego życia, urządzali bale, wieczorki. To była ich terapia.
Nie każdemu jednak taka forma terapii pomagała. Winnicka, rozgrzebując Historię, natrafiła na oświadczenia brytyjskich naukowców, którzy stwierdzili, że wśród Polaków przybyłych na wyspy jest trzy razy więcej paranoików, schizofreników, neurotyków niż wśród ludności wyspiarskiej. Dlatego w 1947 roku otwarto w posiadłości Mabledon Park polski szpital psychiatryczny. Tym faktem reporterka rozpoczyna „Tatę” – jeden z najbardziej wstrząsających reportaży w zbiorze. Bohaterem jest Ryszard Dębiński, były żołnierz, który przebywał w obozie przesiedleńczym w Diddington. Reportaż przyjmuje formę epistolograficzną, z listów, które dziennikarka wymieniała z córką bohatera, wyłania się portret człowieka zniszczonego przez wojenne doświadczenia, zsyłkę na Syberię. Jest to również historia o poszukiwaniu własnych korzeni. Córka, do której dociera Winnicka, nie zna powojennych losów ojca. Korespondencja z autorką „Londyńczyków” motywuje ją do poszukiwania informacji. Kobieta zaczyna rozumieć, dlaczego jej ojciec był inny – surowy, okrutny, zimny: „Kiedyś mama przyniosła drewnianą lalkę, to połamał ją na naszych oczach, mogłam mieć pięć lat. Potem zabawki chowałam w szkole”. Historia Ryszarda Dębińskiego ukazuje losy ludzi, którym udało się przeżyć zsyłkę, pojawiają się też pytania: czy po takich doświadczeniach można normalnie żyć? Z przedstawionej przez Winnicką historii wyłania się portret człowieka zagubionego, który nie potrafi powrócić do normalnego życia. Portret wstrząsający i niejednoznaczny.
W „Londyńczykach” wiele jest takich niejednoznacznych historii. Reporterka opisuje między innymi losy Flawey Court – polskiego gimnazjum prowadzonego przez marian („Spokój nieboszczyka”), pochyla się nad tematyką tożsamości („Kim jest Lili?”), przytaczając losy Solomona Schonfelda, który przed wojną zakładał w Londynie żydowskie szkoły i kochał dzieci tak jak Janusz Korczak; śledzi losy księcia Jerzego, diuka Kentu, którego Władysław Sikorski chciał wynieść na polski tron („Angielski król Polski”). Winnicka nie próbuje na nowo odkrywać historii, nie ocenia polskiego rządu na uchodźstwie, nie stawia pomników postaciom, które zasłynęły podczas wojny. Reporterka daje nam do rąk literackie fotografie z życia polskich londyńczyków, sama zaś chowa się za obiektywem, nie narzucając swojego punktu widzenia.
Ewa Winnicka, „Londyńczycy”
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2011