Archiwum
16.04.2012

Północna włóczęga

Tomasz Ewertowski
Literatura

Na początku, po przeczytaniu pierwszych kilkudziesięciu stron nowej książki Mariusza Wilka „Lotem gęsi”, pomyślałem, że jest podobna do jego wcześniejszych utworów. Autor, od początku lat 90. żyjący na rosyjskiej Północy i opisujący jej różne wcielenia, pierwszą cześć kolejnego tomu „Dziennika Północnego” poświęca stolicy Karelii – Pietrozawodskowi. Obserwacje z życia miasta „przeglądającego się w wodach Jeziora Onieżskiego” przeplatają się z rozmowami, reminiscencjami lekturowymi oraz eseistycznymi rozważaniami. Wilk sam określa swoją metodę pisarską słowem tropa. W prologu do „Lotem gęsi” autor, przywołując Kennetha White’a, podkreśla specyfikę tego typu pisarstwa: „Wiecie, czym się różni książka podróżnicza od książki-tropy. Ta pierwsza – według White’a – jest kolekcją wiorst, rodzajem kulturalnej turystyki (trochę historii i trochę kuchni, nieco śmego i owego), druga jest włóczęgą w pełnym tego słowa znaczeniu. Nigdy bowiem nie wiesz, pisząc, dokąd dotrzesz! Książki-tropy nie mają ani początku, ani końca, są kolejnymi śladami jednej i tej samej tropy, gdzie prolog może okazać się epilogiem, a epilog – prologiem”.

Co napotyka czytelnik, śledząc literacką włóczęgę Wilka po Pietrozawodsku? Rys biograficzny Jurija Andropowa oraz opowieść o legendarnym Väinämöinie z „Kalewali”; rozważania nad twórczością pisarza Konstantyna Paustowskiego oraz historię wydobycia rudy żelaza w Karelii. Jak pisze sam Wilk: „Ślad mojej tropy to istny meander, bo następny zakręt otwiera nowe horyzonty, przygodne spotkanie – nowy krąg znajomych, przypadkowa książka – tuzin nowych lektur”. Tak jak w innych książkach Wilka, tekst jest inkrustowany rusycyzmami („To był kolosalny czuwak” czy „włóczyłem się trochę po kraju, zamieszkując w różnych jego głubinkach”), co dodaje narracji kolorytu.

Co zatem odróżnia „Lotem gęsi” od wcześniejszych utworów pisarza? Otóż druga część utworu poświęcona jest Północy, ale nie rosyjskiej, lecz tej na drugiej półkuli –Wilk opisuje swoją podróż na Labrador śladami Kennetha White’a. Rzecz nie tylko w zmianie kraju, ale też w nowej perspektywie. Opisując podróż przez Kanadę, Wilk na początku podkreśla, że tym razem nie była to włóczęga, ale turystyka.

„Nie tylko pierwszy raz jestem w rezerwacie Indian, ale także po raz pierwszy znalazłem się po «nieindiańskiej» stronie. Czy to na Sołowkach, czy w Zaonieżu, czy w Łowozierze patrzyłem na świat oczyma tuziemców, żyjąc wśród nich dostatecznie długo, żeby przyjąć ich punkt widzenia, aczkolwiek w głębi duszy ostawałem cudzoziemcem. Pamiętam, jak bawili mnie turyści […] A tutaj sam okazałem się turystą”.

Pisarz widzi w Labradorze ulubioną przez siebie Północ, która jest nie tylko terminem geograficznym, ale i stanem ducha (ześrodkowanym wokół pojęć: cisza, samotność, pustka). Zachwyca się kanadyjską przyrodą, ale jednocześnie narzeka na brak prawdziwego chleba, wszechobecne muchy, pośpiech, innych turystów. W relacji z rubieży Ameryki Północnej brakuje, mim zdaniem, bogactwa i głębi spostrzeżeń, cechujących rosyjskie teksty Wilka. Autor pisze: „coraz częściej łapię się na myśli, że nie ma o co się tutaj zaczepić”. Pod tym względem jest to słabsza części książki, choć i tu nie brak interesujących zauważek, jak na przykład ta poczyniona na kierowanym przez Indian kempingu: „Niegdysiejsi biali osadnicy dzisiaj wytrwale koczują, podczas gdy dawni czerwonoskórzy nomadzi siedzą na miejscu, dbając o ich wygodę”.

Z Labradoru Wilk wraca „do siebie”, do chaty w Kondzie Biereżnej, opisanej w „Domu nad Oniego”. Ale wtedy właśnie świat staje na głowie. Ostatnia część „Lotem gęsi” to niejako nowe otwarcie w prozie Wilka. Co takiego się wydarzyło? Pojawiła się Martusza.

„Mimo uciążliwości była to najcudowniejsza zima w moim życiu, bo wszystko było w niej pierwsze, choć po raz wtóry – pierwszy śnieg i pierwsze płomyki na choince, pierwsza Wilia, pierwszy sylwester i pierwszy Nowy Rok. O ile jednak samemu przeżywałem to kiedyś po raz pierwszy, niczego nie kojarząc, to dzięki kontemplacji Martuchy mogłem powtórzyć ten pierwszy raz – z nią. Bo tak naprawdę, dzięki córce, zacząłem największą podróż swojego życia – wyprawę do prapoczątku”.

W ostatniej części „Lotem gęsi” nie brak charakterystycznych dla Wilka opisów i przemyśleń, jednak ich dominantą jest właśnie córka. Mimo iż dodaje to książce pewnej poetyckości, to dla mnie momentami te fragmenty były zbyt intymne. W prozie autora „Wilczego notesu” cenię dar opisu i jego wyraziste, osobiste spojrzenie na świat. Mam wrażenie, że traci ona, gdy w ich miejsce pojawiają się ciążące ku liryzmowi refleksje na temat ojcostwa. Jednakże nie można pisarzowi zarzucić, by sprzeniewierzył się swojej zasadzie dziennika-tropy – wciąż czytelnik podążający śladem Wilka może odkryć niezwykłe miejsca, książki i ludzi. Mimo pewnych krytycznych uwag, „Lotem gęsi” stanowi wciągający zapis pisarskiej włóczęgi.

Mariusz Wilk, „Lotem gęsi”
Noir sur Blanc
Warszawa 2012

alt