Archiwum
20.08.2013

Polifonia biografii

Maria Delimata
Literatura

Książka Angeliki Kuźniak „Papusza” przypomina pieśń, na pozór spokojną, lekko płynącą w powietrzu. Może bliską muzyce harfy. Jest to całkiem zgrabnie ułożona kompilacja listów, tekstów, wspomnień, wypowiedzi poszczególnych osób, która układa się w spójną opowieść nie tylko o najbardziej znanej polsko-cygańskiej poetce XX wieku, lecz także o kilkusetletnich, niezwykle skomplikowanych relacjach, łączących dwie grupy etniczne.

Warto podkreślić, że najciekawszą cechą tej publikacji jest wpisana w nią nierozstrzygalność, a raczej rozsądne odejście od wszelkich prób jednoznacznej oceny. Autorka pokazuje zawsze dwie strony medalu, równomiernie oświetla tę bielszą i czarniejszą stronę stosunków polsko-cygańskich. Jednocześnie Kuźniak rezygnuje z używania kategorii takich, jak „lepszy” czy „gorszy” – każda strona zyskuje prawo do obaw i niechęci względem drugiej, jednak tym samym nikt nie pozostaje tu bez winy.

Na wstępie warto jednak wyjaśnić, dlaczego skrupulatnie będę używać określenia „Cygan” – nie „Rom”, jak sugerowałaby przyjęta poprawność polityczna, a także jak nauczyli mnie tego kiedyś rumuńscy Romowie, tłumaczący, że źródłosłów słowa „Cygan” kojarzy się z brudem. Na jednej z ostatnich stron swojej książki Kuźniak zaznacza: „O Papuszy piszę jako o Cygance. Nie piszę tak z braku szacunku, ale dlatego, że sama Papusza chciała, by tak się do niej zwracano. Znam nagranie, na którym zanosi się od śmiechu, słysząc słowo «Rom»”. Ten, mogłoby się wydawać, szczegół jedynie zwraca naszą uwagę na problem, jaki tkwi w języku polskim – czyżby „Cygan” mimowolnie kojarzył się nam pejoratywnie, podobnie jak „Żyd”?

Nie odnajdziemy w tej książce wyraźnie prowadzonej narracji autorki, jej zdania czy poglądów, wszystko rozmywa się tu w polifonicznym chórze innych osób. Nie jest to bynajmniej zarzut, gdyż rzadko zdarza się, by pisarz/reporter (doprawdy, trudno określić, jaką rolę przyjęła Kuźniak) z taką dozą subtelności i szacunku opisywał tak skomplikowane losy zarówno Bronisławy Wajs, jak i polskich Cyganów.

Życie Papuszy przypadło na jeden z najtrudniejszych okresów historii Polski – tym bardziej skomplikowany dla tych, którzy nie wpisywali się w „odpowiednie” kategorie etniczne. Doświadczenie II wojny światowej, ukrywania się w lasach, próby uchronienia siebie i rodziny przed brutalnymi mordami, a jednocześnie towarzysząca temu niemożliwość odpowiedzi na pytanie: „dlaczego my?” rzuciły cień na resztę jej życia. Po części, na kartach tej książki pojawia się pewne „wytłumaczenie” – rozmyte jednak w sferze legend, taborowych opowieści: „Cyganów zabijano z zazdrości. Tak głosi pierwsza taborowa legenda. Niemcy chcieli podbić świat, ale podobno brakowało im bystrości. Nie mogli znieść, że Żydzi i Cyganie są od nich mądrzejsi. Więc postanowili ich wymordować”. Tak proste odpowiedzi pojawiają się tu wielokrotnie – błędne byłoby jednak traktowanie ich jako naiwnych, pozbawionych głębszego sensu. Prostota odpowiedzi wydaje się jedynie ucieczką przed traumatycznym zatraceniem, spowodowanym jej brakiem.

Warto również zwrócić uwagę, że „Papusza” – jako jedna z wciąż niezbyt licznego zbioru literatury poświęconej polskim Cyganom – stara się pokazać doświadczenie wojenne również w kontekście obozów śmierci, skrupulatnie zaplanowanego procesu „oczyszczania z brudu cygańskiego”. Zagłada byłaby wtedy doświadczeniem wspólnym dla Żydów i Cyganów, choć nawet przybliżonej liczby ofiar tych drugich już nigdy nie uda nam się ustalić.

Nie jest to jednak reportaż historyczny, który starałby się zaprezentować całe spektrum dokumentów historycznych. Jak już wspominałam, książka ta jest przede wszystkim wielogłosową opowieścią, której główna bohaterka sama przyznaje: „a może to jest tak, że to moja pamięć sama wybiera, co chce? Może i lepiej, bo jakby Cyganie mieli całą pamięć, toby umarli ze zgryzoty”.

Bronisława Wajs w taborze nigdy nie była nazywana „Bronką”. „Mówili: «Prześliczna!». Przez tę urodę nazywali ją Papusza, co po cygańsku znaczy «lalka»”. W opowieści Kuźniak rysuje się ona jako niezwykle silna i odważna osoba, a jednocześnie – skromna, krucha i delikatna kobieta. W dzieciństwie, gdy zapragnęła nauczyć się czytać i pisać, nikt nie był w stanie stanąć jej na drodze, choć zapłaciła później za to bardzo wysoką cenę. Przyjaźń z Jerzym Ficowskim (który tak naprawdę „odkrył” Papuszę i jednocześnie opiekował się nią i jej rodziną przez wiele dekad) oraz opublikowanie książki „Cyganie polscy”, w przygotowaniu której po części pomagała sama Papusza, rzuciło na nią oskarżenie o ujawnienie tajemnic cygańskich. W efekcie proces odrzucenia, wyparcia się przez Cyganów rodziny Wajsów stał się jednym z najbardziej bolesnych doświadczeń w życiu poetki.

Kuźniak podkreśla, że Papusza nigdy nie wyzbyła się skromności – pomimo licznych nagród i „szumu medialnego” wokół niej, szczególnie nasilonego w latach 50., przez całe życie zachowywała duży dystans do siebie: „Znajszli [znaleźli – Ficowski i Tuwim – przyp. M.D.] jakiś wielki talent. A ja takich pioseneczek, co oni chcieli, to mogła kiedyś miliony zrobić. Szłam górami, lasami. Jeden moment i już. Pan Jerzy mówił, że to wiersze, ale to nie byli wiersze. Piosenki. Wierszy są inny. Trzeba rym składać, a piosenka to prosta. Piosenka to niżej. A wiersz wysoko, trzeba kształconych ludzi. Musi być uniwersytet, a ja nie mam ani jednej klasy kończonej. Nie mogę być wierszopisarka”. Tym, co najbardziej fascynowało ówczesnych odbiorców spisanych pieśni Papuszy (tłumaczonych – choć właściwie było to tłumaczenie-interpretacja – na język polski przez Jerzego Ficowskiego), to zawarta w nich lekkość, naturalność czy jak określił to Tuwim: „bijące źródło poezji”.

Kuźniak zachowała oryginalną pisownię z listów Papuszy (jak przyznaje w zakończeniu – poprawki wprowadziła jedynie w tych miejscach, gdzie sens zdania byłby zupełnie nieczytelny). Dzięki temu czytelnik zyskuje jeszcze lepszą okazję do poznania oryginalnego sposobu wypowiedzi poetki – pełnego błędów językowych (ze względu przede wszystkim na „samouctwo”, jeśli chodzi o pisanie), lecz przy tym przepełnionego dobrocią i życzliwością żywioną do adresatów. Zdzisław Morawski, dziennikarz, stwierdził: „Mówi po polsku piękną, śpiewną prozą poetycką, silnie zmetaforyzowaną”.

Warto na chwilę zatrzymać się przy kwestii języka – choć mowa tu będzie o jeszcze innym aspekcie tej książki, to znaczy polityczności „cygańskości” w czasach socjalistycznych w Polsce. Mogłoby się wydawać, że autorka stroni od jakiejkolwiek oceny tamtych czasów. Czytając jednak te wszystkie oficjalne pisma, nietrudno zauważyć, że PRL nie był prostą epoką dla mniejszości narodowych, zaś akcje „osiedleńcze i produktywizacyjne ludności cygańskiej” nie były pozbawione przymusu. Ponadto „cygańskość” roztapia się tu w słodko-gorzkim sosie, może istnieć, jeśli spełnia określone normy (nie tylko na nomadyzm nie było tu oczywiście miejsca). Z kart tej opowieści przenika do świadomości czytelnika również niepokojące pytanie, czy rzeczywiście tak wiele zmieniło się na lepsze w Polsce po 1989 roku? Zapewne przemawia w tej chwili przeze mnie prywatne doświadczenie, jednak przy lekturze „Papuszy” mimowolnie powracały do mnie zdania, które usłyszałam podczas spotkania sprzed roku z wrocławskimi Cyganami: „dla was dobrze jest, gdy Cyganie potańczą i pośpiewają, ale tak, to my wam zawsze tylko przeszkadzamy w waszym uporządkowanym życiu”.

Kwestia obcości, a raczej przykłady prób „wyobcowywania” Cyganów ze społeczności polskiej przytacza sama Papusza, jak choćby w opowiedzianej przez nią rozmowie w sklepie: „A ona mówi: «Ach ty, Cyganko, idźcie do swego kraju, tam będziecie rządzić». Ona potrafiła mnie tak powiedzieć, dla Polki, która urodziła się w górach mazurskich w Polsce, nie poza granicami?! Gdzież ja mam inny kraj?! Ja urodziłam się w swojej ojczyźnie, a ty masz mnie prawo powiedzieć, żebym ja szła do swego kraju?! Nasz naród traktują jak podłych psów, a ja psa uważam i ja psowi nie zrobię krzywdy, kotku nie zrobię krzywdy, a oni nas krzywdzą”.

„Papusza” jest rzadkim przykładem tego, jak stworzyć czyjąś biografię przy zachowaniu pisarskiej skromności, jak stworzyć książkę, która pozwala na równi wybrzmieć głosom wielu ludzi – głosom często zapomnianym lub też zagłuszanym.

Angelika Kuźniak, „Papusza”
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2013

Konkurs

Jerzy Ficowski, badacz romskiej kultury, przełożył na język polski pewne romskie pojęcie, które wpłynęło na życiorys Papuszy: wyrok, potępienie, kara za ujawnienie wielkiej tajemnicy. Jak słowo to brzmi w języku romskim?

Pierwsze trzy osoby, które na adres: e@czaskultury.pl prześlą prawidłową odpowiedź na konkursowe pytanie, otrzymają egzemplarz „Papuszy”. Ze zwycięzcami skontaktujemy się drogą mailową.

alt