Archiwum
29.08.2012

Kiedy w 1993 roku grupa młodych poznańskich muzyków, skupionych wokół wiolinistycznego małżeństwa Ewy i Aureliusza Golińskich, powołała do życia orkiestrę Arte dei Suonatori, mało kto spodziewał się, że 20 lat później zespół ten odnosić będzie tak spektakularne sukcesy. Pierwsze doświadczenia były bowiem nad wyraz trudne. Oswajanie barokowego instrumentarium i dawnych technik gry, uczenie się odpowiedniej stylistyki i afektacji – wszystko to wymagało od artystów niezwykłej cierpliwości i konsekwencji w realizacji założonych celów. I jak to w wypadku ambitnych planów bywa, zdarzały się także przykre dla muzyków kiksy, potknięcia i niepowodzenia…

W przeciwieństwie do takich zespołów jak Collegium Vocale Gent czy The English Baroque Soloists, zawdzięczających brzmieniowy idiom wizji swoich charyzmatycznych dyrygentów, Arte Dei Suonatori od samego początku stawiało na współpracę z różnymi liderami, podążając drogą wyznaczoną choćby przez orkiestry niemieckie: Concerto Köln i Freiburger Barock Orchester. Dzięki takiemu podejściu Poznań lat 90. ubiegłego wieku był świadkiem zupełnie niezwykłych koncertów. Oto co kilka miesięcy do stolicy Wielkopolski, a z czasem także do innych miejsc w całym kraju, przybywali muzycy specjalizujący się w historycznym wykonawstwie muzyki dawnej. A były to osobowości niezwykłe: Rachel Podger, Sirkka Liisa Kaakinen, Veronika Skuplik, Alice Pierot, by wymienić tylko znakomite skrzypaczki.

Po jakimś czasie do współpracy z zespołem zaproszeni zostali najpierw flecista Dan Laurin, następnie zaś Martin Gester, organista, klawesynista oraz filolog klasyczny, ze szczególnym pietyzmem podchodzący do ścisłych w barkowym repertuarze związków muzyki ze słowem. Był to już czas, kiedy Arte dei Suonatori osiągnęło poziom na tyle wysoki, by nie tylko uczyć się, koncertując z najlepszymi, ale także nagrywać płyty dla renomowanych wytwórni. Zagraniczna prasa muzyczna zareagowała entuzjastycznie, posypały się nagrody: Gramophone Award for Best Baroque Instrumental Recording, Diapason d’Or, Choc du Monde de la Musique i wiele innych.

Można by się spodziewać, że orkiestra o tak uznanej renomie zadowoli się dotychczasowymi osiągnięciami i rozpocznie etap „odcinania kuponów”. Muzycy doskonale znani na rynku muzyki dawnej głównie z doskonałych nagrań dzieł instrumentalnych Antonio Vivaldiego, Carla Philippa Emanuela Bacha i Georga Friedricha Haendla, mogliby przecież do końca swych karier dalej szlifować dobrze sobie znane utwory, a i tak wierni słuchacze nadal chętnie sięgaliby po ich płyty i kupowali bilety na koncerty. Na szczęście artyści tworzący Arte dei Suonatori w swych poczynaniach nie kierują się minimalizmem. Efektem nieodpartej potrzeby dalszego rozwoju jest najnowsza płyta zespołu prezentująca „Leçons de Ténèbres” Marca-Antoine’a Charpentiera.

Jest to pierwsza w dorobku Arte dei Suonatori płyta z repertuarem wokalno-instrumentalnym, choć oczywiście projekty angażujące doskonałych śpiewaków z całej Europy orkiestra realizowała już wcześniej. Tym razem, dzięki współpracy zespołu z francuską wytwórnią Alpha, do prowadzonych przez flecistę Alexisa Kossenkę instrumentalistów dołączył szwajcarski bas Stephan MacLeod, jeden z najwybitniejszych współcześnie wokalistów specjalizujących się w muzyce oratoryjno-kantatowej.

Słuchacza spodziewającego się wirtuozowskich popisów płyta może nieco rozczarować. Po nagraniach koncertów Haendla czy Vivaldiego, a więc muzyki kunsztownej i wyjątkowo błyskotliwej, Arte dei Suonatori sięgnęło po dzieła zdecydowanie bardziej stonowane, w których próżno szukać dźwiękowego splendoru właściwego muzyce o italskich korzeniach. Zamiast oślepiającego blasku otrzymujemy zaproszenie do medytacji. Dźwięki instrumentalnych utworów poprzedzających „Leçons” kroczą z powagą i dostojeństwem, zarazem jednak lekko, jakby na palcach i nawet gdy tempo staje się szybsze, melodie nigdy nie przekształcają się w zapierające dech w piersiach pasaże. Atmosferę buduje tu wspólny oddech, spokój i cisza.

W tę rozmodloną przestrzeń wkracza silny, lecz zarazem delikatny głos MacLeoda. Mniej jest tu śpiewu kojarzonego z efektownym frazowaniem, więcej zaś retorycznej ekspresji, dbałości o przejrzystość tekstu, któremu nuty jedynie pomagają wyrazić sakralny sens. MacLeod jest w pełni świadomy tego, jaką przyszło mu pełnić rolę. Jest kaznodzieją błagalnie powtarzającym słowa: „Jerusalem, convertere ad Dominum Deum tuum”. Lamentacje proroka Jeremiasza niewątpliwie należą do najpiękniejszych fragmentów Starego Testamentu, to poruszający zapis współczucia, troski i lęku, choć także ufności i nadziei. Charpentier dołożył starań, by muzyka ilustrująca poetyckie arcydzieło nie wysuwała się na pierwszy plan. Dlatego wydaje się, że jest tu mało dźwięków, mało skomplikowanych współbrzmień, mało barokowego teatru. Jest za to bezmiar introwertycznego, przenikniętego ascezą piękna, które w literaturze z epoki odnajdujemy choćby w „Myślach” Pascala.

Dzięki temu nagraniu Arte dei Suonatori stało się dla mnie zespołem prawdziwe dojrzałym. Pod kierownictwem Kossenki i z udziałem niezrównanego MacLeoda artyści pokazali, że stać ich nie tylko na budzącą podziw wirtuozerię, ale że potrafią muzykę uczynić przepiękną medytacją. I za to należy się im ogromny szacunek.

Charpentier: „Leçons de Ténèbres”
wykonanie: Arte dei Suonatori
CMD Classical Music Distribution
2012

alt