„To jest książka o drodze, o poczuciu wolności, o szukaniu, odnajdowaniu i utracie”, mówił Martin Šmaus o swojej powieści „Dziewczynko, roznieć ogieniek” („Chajori romani, ker mange jagori”). Jego debiut literacki został uhonorowany nagrodą czeskiego Klubu Książki oraz nagrodą Magnesia Litera. Niecodzienna to sytuacja, by tak wysoko nagradzać debiutanta, tym bardziej że Šmaus nie jest człowiekiem oddanym literaturze bez reszty. Urodzony w 1965 roku, mieszka w małym mieście blisko granicy z Polską, pracując jako technik w lokalnym szpitalu. Jego debiut nie powstawał szybko ani lekko: „Pisałem książkę przez trzy lata – wyznał w przywołanym już wywiadzie dla Barbory Hartigovej z portalu Aktuálnè.cz. – Ale nie po kolei, od początku do końca. Raczej tak, jak jaskółka buduje gniazdo, fragmentami i z przerwami”.
Powieść opisuje losy czeskich Romów żyjących w drugiej połowie XX wieku. Opowiada – choć tylko sygnalnie – o przymusowych osiedleniach, zaczynających się od nocnych nalotów milicjantów, którzy „rąbali koła ich wozów i bryczek, konfiskowali konie albo zabijali je na miejscu strzałem z pistoletu. Brali od Cyganów odciski palców, a do dowodów osobistych wbijali stempel «Cygan», czym dodawali kolejne piętno do tego, które wielu z nich miało już wytatuowane na ramieniu”. Pokazuje placówki wychowawcze i szkoły, w których za mówienie po cygańsku wymierzano dotkliwe kary. Ale nie jest to książka ogólna, zatopiona w zbiorowym losie, posługująca się wielkimi kwantyfikatorami. Wręcz przeciwnie, „Dziewczynko, roznieć ogieniek” skupia się na jednej osobie, jej przeżyciach, emocjach, kontaktach ze światem. Bohaterem Šmausa jest Andrejko. Andrejko Dunka, który urodził się w osadzie pod Wyżną Polaną. Gdzieś między Medzielaborcami a Hrebennem, w nadgranicznej zonie, jeszcze w czasach Czechosłowacji.
Jego dzieciństwo nie różniło się niczym od dzieciństwa innych cygańskich chłopców, żyjących na skraju wsi i lasu. W wieku czterech lat dokonał jednak czynu niesłychanego: ośmieszył wujka Fero, szanowanego, bogatego (w porównaniu z jego bliskimi), bywałego w świecie Cygana. Ukradł mu złoty zegarek i złoty łańcuch. Oczywiście, zrobił to nieświadomie, w wirze zabawy. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że właściciel tak sprytnych rąk musi natychmiast uczyć się dalej, robić karierę. Wyjechał zatem z wujkiem Fero do Pragi. Życie w robotniczej dzielnicy Żiżkow, żebranina, chłód nieogrzewanego mieszkania, powracający głód, tęsknota za matką znalazły swoje ujście w Kostelcu. Andrejko trafił bowiem do poprawczaka za swoje, a głównie cudze, przewiny. Był bity, gwałcony, szykanowany przez wychowawców. Długie godziny spędzał przyklejony do okna, z nadzieją, że odwiedzi go ktoś bliski. Nikogo się jednak nie doczekał. Uciekł zatem z powrotem do rodzinnej osady. Tam dowiedział się o śmierci matki, zabitej przez porywczego męża. Tułaczka, rozczarowanie i szukanie swojego miejsca w obcym świecie stały się odtąd jego losem.
Najpierw przygarnął go karpacki owczarz, potem cygańska ciotka Ida z Pilzna. Ze szkoły powszechnej trafił do domu dziecka, gdy okazało się, że sam jest opiekunem dla jeszcze młodszych dzieci. Skończył podstawówkę, ale dyrektorka szkoły nie podpisała rekomendacji do dalszej nauki. „Jeszcze tego brakowało, żeby Cygan uczył się za robotnicze pieniądze”, oznajmiła. Wtedy przyszła miłość do Marketki. „Na ulicy wszyscy się za nimi oglądali. Niebieskooka dziewczyna z pszenicznymi włosami i chłopak czarny jak pasta do butów”. Andrejko był szczęśliwy, zaczął także pracować w fermentowni lokalnego browaru. Marketka zaszła w ciążę. Jej rodzice podnieśli larum i zabronili kontaktów z Cyganem. Andrejko miał dostać nauczkę od trzech wyrostków. Nosił jednak przy sobie nóż. Za spowodowanie śmierci jednego z nich (syna komendanta milicji) trafił do aresztu. Katowany przez funkcjonariuszy, znosił ból. Złamała go dopiero wiadomość o tym, że Marketka usunęła ciążę. Okradziony ze wszystkiego, Andrejko nie wytrzymał. Trafił do izolatki w szpitalu psychiatrycznym.
Ciemności zostały przerwane przez amnestię, którą ogłosił nowy prezydent, Vaclav Havel. Andrejko nie widział dla siebie lepszego miejsca niż Wyżna Polana, nawet dawno już porzucona przez jego bliskich. Został robotnikiem leśnym. Zamienił porzucony barakowóz w swój dom, w którym zamieszkał z Anetką. Młoda cygańska dziewczyna irytowała żony miejscowych chłopów, ale Andrejko tego nie zauważał. Był bez pamięci zakochany. Urodziło im się dziecko, a zanim zaplanowali jego chrzest w cerkwi, Anetka była ponownie z ciąży. Szczęście ustabilizowanego życia, stałej pracy, rodziny, kochającej kobiety i dzieci nie mogło trwać dłużej. W logikę tej powieści wpisany jest bowiem antyczny dramat, który nie może mieć pozytywnego zakończenia. Bo Andrejko jest Cyganem, a bycie Cyganem to zły los, to fatum.
Šmaus nie jest cyganologiem. Nie zbierał informacji o życiu Romów w żaden systematyczny sposób: słuchał po prostu opowieści różnych ludzi, czytał książki i wszystko, co się o Romach pisze. Dlatego w jego książce są pewne nieznośne wątki: cygańska rodzina Dunków to „duże dzieci”, a wszyscy Romowie – niejako z urodzenia – skażeni są genem przemieszczania się, podróży, beztroski, braku dbałości o przyszłość, pogardy wobec gadziów. Tak się składa, że ten zestaw cech należy do żelaznego repertuaru ksenofobów, czeskich, słowackich, polskich i węgierskich „patriotów”, którzy chcieliby Romów wyeliminować, usunąć z rodzinnego krajobrazu swoich „wielkich” ojczyzn. Šmaus na pewno nie jest lepszym przewodnikiem po cygańskim świecie od Jerzego Ficowskiego. Pod tym względem przewyższa go także Jacek Milewski, autor recenzowanej przeze mnie książki „Dym się rozwiewa” („Czas Kultury”, 1/2009) oraz opublikowanej niedawno „Chyba za nami nie traficie”. A jednak warto go czytać.
Siła powieści Šmausa leży bowiem w czym innym. W delikatności, z jaką odmalowuje stany emocjonalne, czułości w portretowaniu zmieniającej się natury, empatii dla bohatera, który kradnie i tęskni, który jest arogancki i wrażliwy, który po raz pierwszy zabija i po raz pierwszy kocha. Nie ma chyba czytelnika, który nie utożsamiłby się z Andrejkiem i nie zaciskał za niego kciuków. Stąd krwawe, dramatyczne zakończenie jest tak wstrząsające, tak niesprawiedliwe i nie na miejscu. „Między Cyganami a gadziami stoi wysoki i często nie przekraczalny z obu stron mur – posłuchajmy jeszcze raz autora. Ten mur nosimy w sobie wszyscy, także ja. Zrozumienie i poznanie może być pierwszym krokiem w kierunku zburzenia tego muru”. Może lepiej od faktów – wyjawianych przez Ficowskiego – zadziałają tutaj emocje? Šmaus nie pozostawia obojętnym. Spróbujcie stawić mu czoła.
Martin Šmaus, „Dziewczynko, roznieć ogieniek”
przekł. Dorota Dobrew
Czeskie Klimaty
Wrocław 2013