Archiwum
30.10.2018

Pierwszy rzut: „Nasz chłopak” Daniela Magariela

Katarzyna Trzeciak
Literatura

Gdy piszę recenzję debiutanckiej powieści Daniela Magariela, od publikacji jej polskiego przekładu mijają cztery miesiące. „Nasz chłopak” ma już wiele recenzji, ma też recenzję, która krytykuje wcześniejsze recenzje, stał się również częścią eseju, w którym posłużył jako przykład pewnej literackiej tendencji. W Wydawnictwie Pauza ukazały się w tym czasie dwie kolejne powieści, a doskonała tłumaczka (nie tylko) Magariela, Dobromiła Jankowska, zaczyna pracę nad następnym z obiecujących tytułów, zapowiadanych w Pauzie już na kolejny rok. Pisanie o książce po upływie czterech miesięcy od jej premiery nie ma tej interpretacyjnej świeżości, właściwej zapowiedziom i pierwszym komentarzom, wprowadzającym nowość do czytelniczego obiegu. Czytanie i pisanie z pozycji czasowego dystansu jest jednak korzystne, by dostrzec nie tylko istnienie, ale i działanie literatury w polu różnych zależności i strategii odbioru. To działanie nie tyle projektujące, ile zbierające, łączące i opisujące znaczenie tekstu, tkwiące nie tylko w tym, co on sam komunikuje, ale i w sieci komunikacji, którą współtworzy w otaczających go warunkach. A polska sieć wokół powieści amerykańskiego debiutanta jest częścią jej społeczno-literackiej istotności.

„Nasz chłopak” wszedł do obiegu poręczony przez autorkę „Małego życia”, Hanyę Yanagiharę i George’a Saundersa, którego „Lincoln w Bardo” oczekiwał dopiero na polską premierę, ale sam autor (u którego warsztat pisarski zdobywał Magariel) miał już status literackiego autorytetu. Patronat autorki powieści, której polski sukces sprzedażowy znokautował wyniki amerykańskie, i rekomendacja tak wyczekiwanego Saundersa określały zarówno skalę pisarskiego debiutu, jak i projektowały oczekiwania wobec jego treści. Zadziałał na nie również profil polskiego wydawcy – wcześniejsze książki Pauzy przyzwyczaiły czytelników i czytelniczki do literatury niełatwejidącej pod prąd mainstreamu.

I te oczekiwania – jak pokazują dotychczasowe recenzje – „Nasz chłopak” spełnił właściwie bez zarzutu.

Krótka opowieść o uzależnionym od kokainy ojcu, który z kolei uzależnia od siebie dwóch synów, została opowiedziana przez jednego z nich – bezimiennego dwunastoletniego chłopca. Dziecko nie jest epickim narratorem, nie opisuje więc świata z pisarskim rozmachem, nie widzi dla swoich doświadczeń i emocji kontekstów. Ta redukcja perspektywy zagęszcza historię, której lakoniczny język nadaje przekonującego weryzmu. Dzięki dziecięcej obserwacji doskonale widzimy siłę ojca, który podporządkowuje sobie zaufanie synów i manipuluje ich rzeczywistością. To on wytwarza chłopacką wspólnotę – obietnicę nowego życia i więzi tym silniejszych, że zawiązanych przeciwko głównemu wrogowi: matce chłopców. Wspólna podróż w lepszą przyszłość rozpoczyna się od sfabrykowania teraźniejszości – ojciec dosłownie (za pomocą aparatu fotograficznego) tworzy fundament swojego mitu: pięć fotografii przedstawiających dziecko pobite przez matkę. Upozorowanie przemocy fizycznej od początku opowieści służy podtrzymywaniu fikcji przyszłości, która zapewnia ojcu władzę. Przyszłość usprawiedliwia konieczny ból, jest poręcznym narzędziem panowania nad zaufaniem dzieci. Dominacja ojca jest totalna właśnie dlatego, że paraliżuje wyobrażenie sobie dalszego życia w formie innej niż ta, której kształt nadał mężczyzna.

Ojcowski mit założycielski stoi u podstaw wyjazdu do Nowego Meksyku, gdzie ma rozpocząć się zapowiadane nowe życie. Realizacja obietnicy szybko jednak okazuje się przerażającą teraźniejszością życia z uzależnionym mężczyzną. Jego kusząca władza nad przyszłością okazuje się wówczas dyscyplinowaniem teraźniejszości, cielesnym i psychicznym powstrzymywaniem synów przed buntem. Wspólnota to jednak system zależności – układów zawiązywanych w obliczu lęku przed rozpadem stabilizujących życie fikcji. Uwikłanie nastoletniego narratora w toksyczny świat ojca wydaje się nieprzezwyciężalne, bo nie istnieje nic, co mogłoby pomóc w zrozumieniu tego świata. Dziecko tkwi w nim, a rozpoznanie jego mechanizmów wcale nie oznacza ich przezwyciężenia, grozi jedynie reprodukcją wyuczonej przemocy.

O „Naszym chłopaku” pisano, że jest opowieścią brutalnie prawdziwą, realistyczną, pozbawioną literackich środków, boleśnie autentyczną. Recenzenci i recenzentki podkreślali trudność w opisaniu powieści, której afektywne doświadczenie właściwie zawiesza językowe zdolności. W odróżnieniu od „Małego życia”, które podzieliło opinie czytających, proza Magariela zebrała u nas jednoznacznie pozytywne komentarze jako literatura konsekwentnie demistyfikatorska i nie pozostawiająca złudzeń. „Nasz chłopak” zafundował bowiem inny rodzaj wstrząsu niż ten, którego działanie stało ze sukcesem powieści Yanagihary, choć obie książki brutalnie rozprawiają się z pewną wizją męskości w patriarchalnym społeczeństwie. Amerykański debiutant nie uwodzi widowiskami przemocy, nie faworyzuje żadnych form bliskości, nie zaskakuje portretowaniem środowisk, które budzą czytelniczą ciekawość. Powtarzająca się opinia o prawdziwości jego debiutu wydaje się związana z nieznośnie konsekwentnym brakiem nadziei, której nieobecność potwierdza przenikliwość diagnozy. Nadzieja, która wymaga uwzględnienia przyszłości, zostaje przez Magariela skompromitowana już na początku historii – przyszłość może być jedynie środkiem cynicznej manipulacji, retorycznym chwytem, po który sięga tyran, gdy chce zdobyć zaufanie innych. Pełna przemocy teraźniejszość odsłania naiwność wiary w obietnice przyszłości; wiary dziecięcej, która musi ustąpić pod naporem bolesnej deziluzji. Literatura, która rozprawia się z naiwnością i wytrąca z zadomowienia w oczywistościach, wytwarza podstawę własnej wiarygodności. Dlatego opisywanie skomplikowanych mechanizmów przemocy, nawet jeśli nie wiąże się z cyniczną strategią na bestseller, podbija efekt prawdziwości, bo trafia w nasze wizje literatury wymagającej i krytycznej wobec świata.

O wiarygodności debiutu Magariela decyduje jeszcze jeden, dość problematyczny zabieg: brak kontekstów, w których funkcjonuje rodzina, sprawia, że krytykowana tu ojcowska dominacja nie ma źródeł innych niż jednostkowe, destrukcyjne uzależnienie. Dzięki niemu uczestniczymy w postępującym rozpadzie, doświadczanym wraz z nastoletnim narratorem, a po skończonej lekturze niekoniecznie planujemy do niej wracać. Wstrząs jest jednorazowy i nie daje szans na dociekanie przyczyn rodzinnej katastrofy. Nie zamierzam, rzecz jasna, zarzucać autorowi ani jednostkowej perspektywy, ani używania literatury w celach innych, niżbym tego oczekiwała. Interesuje mnie przede wszystkim efekt tego debiutu – swoisty paraliż emocjonalny, zapowiedziany zresztą już w blurbie Michała Nogasia. Dlatego nie do końca wierzę, gdy czytam w recenzji Łukasza Najdera, że „Nasz chłopak” to „dobry pretekst, by kontynuować dyskusję o redefinicji męskości”. Literatura demaskująca struktury przemocy doskonale wpisuje się w strategie literackiego mainstreamu, nie krytykuje go, lecz wzmacnia, eksploatując okrucieństwo i traktując je jako rewers każdego przejawu zaangażowania. „Tortury literatury”, o których popularności pisała Justyna Sobolewska, zdają się gwarantować określenie książki jako trudnej i wymagającej, a w przypadku debiutu wskazują na dojrzałość, dramatyzm i siłę. I wszystko to jest prawdą, która zarazem stabilizuje konwencję. A powtarzalność tej konwencji wywołuje efekt ubiernienia odbioru. Z ulgą odkładam powieść Daniela Magariela. Po tej lekturze znów przypomniałam sobie, że ojcowska męskość może krzywdzić (zwłaszcza gdy wzmocni ją kokaina); że najbliżsi mogą mną manipulować, a ja nie mam na to wpływu; że rodzina uzależnia i zniewala, a wyjść z przemocy można wyłącznie poprzez inną przemoc. Po tym demontażu wszystkich złudzeń i naiwnej wiary w ludzi zostaje mi zbawienne przekonanie, że niczego już nie muszę, bo im bardziej intencje moich działań wydadzą mi się słuszne, tym bardziej mogę zaszkodzić innym, bo zalążek okrucieństwa tkwi w każdej formie bliskości. I pewnie zanim otrząsnę się z czytelniczo-życiowej bezradności, zanim przezwyciężę tragizm własnej niemocy, znów nadarzy się literacka okazja, by zdemaskować zło rzeczywistości i przypomnieć, że bliskość i uczucia to walka o dominację i kontrolę. Poczekam więc na tę okazję, bo i tak nie mam co robić w teraźniejszości, w której doraźnie sprawcza może być tylko przemoc i manipulacja.

 

Daniel Magariel, „Nasz chłopak”
tłumaczenie: Dobromiła Jankowska
Wydawnictwo Pauza
Warszawa 2018