Wojciech Bąkowski, wyjątkowy polski artysta wizualny pochodzący z Poznania, zgodził się oprowadzić czytelników e.Czasu Kultury po wystawie „Wyświetlanie widzenia”*. Tytuł tej zbiorowej ekspozycji, która puentuje zimę w warszawskiej galerii ASP Salon Akademii, to zarazem tytuł niezwykle surowej animacji cyfrowej artysty z 2013 roku.
Czytam w katalogu wystawy tekst objaśniający film, napisany przez Bąkowskiego: „Praca jest jedną z najbardziej minimalistycznych realizacji mojego autorstwa. Odnosi się do problemu dzielenia się własnymi spostrzeżeniami. Rzucenie na ścianę swojego widzenia, w sensie dosłownym, i uczynienie z niego tematu oficjalnej wypowiedzi jest próbą ekspozycji ograniczeń percepcji i języka. Te ograniczenia zasugerowane zostały przez użycie elementów anatomicznych. Chciałem wskazać na przyrodzony charakter niedoskonałości”.
Po obejrzeniu filmu i lekturze tekstu mam wiele pytań. Gdy spotykam się z artystą, zaczynam oczywiście od podobieństwa tematycznego „Pogorszenia widzenia” i „Wyświetlenia widzenia” – dwóch animacji Bąkowskiego z tego samego roku, które łączy problem wizualizacji tego, jak postrzegamy rzeczywistość za pomocą zmysłu wzroku. A że słabo widzę, to oglądając oba filmy, natychmiast zaczynam odczuwać lęk przed oślepnięciem. Czy jednak chodzi o trwogę przed utratą wzroku?
W.B.: W sensie metaforycznym tak. „Pogorszenie widzenia” i – cytując film – „zastąpienie słyszenia muzyką” jest przedstawieniem uwiądu. W młodości, przez ruchliwość umysłu, człowiek ma większą zdolność oceny siebie i świata. Później – przez jeżdżenie po wyślizganych szynach może to utracić, zastąpić słyszenie muzyką – czyli czymś, co umila jego czas.
Zrobiłem figurę poetyczną, która ma wyrażać lęk przed utratą krytycyzmu. Choć nie tylko o krytycyzm tu chodzi.
Czy „Wyświetlanie widzenia” nie jest też dojściem do skraju ograniczania sobie środków wyrazu?
Choć ta praca powstała niedawno, jest mi bardzo daleka. To dlatego, że bardzo szybko odskoczyłem od schludności konceptualnej w stronę bardziej gęstych, złożonych narracji, którymi zajmowałem się wcześniej, i zajmuję się też obecnie. Zatoczyłem koło. Wystawa „Wyświetlanie widzenia” opowiada o momencie we współczesnej sztuce, gdy duża grupa artystów zainteresowała się opowiadaniem o obrazie przez obrazowanie.
Ja też należałem do tego nurtu. Po chwili powróciłem do bardziej gęstych kompozycji, bo uznałem, że moja siła jest gdzie indziej – że minimalizm to nie moja waga, tu nokautować nie będę.
Mam poczucie, że to, co widzę na wystawie „Wyświetlanie widzenia”, już kiedyś miało miejsce – na przykład w op-arcie.
Tak – o tym jest ta wystawa, o falach. Koła zataczają artyści i cała Sztuka też. Mogę o tym opowiedzieć na swoim przykładzie. Odskoczyłem od minimalizmu, bo stał się obowiązującym nurtem. Składam się w dużej mierze z przekory, więc boję się artystycznych mód. Wszystkich artystów zachęcam, aby jeździli na targi sztuki na przykład do Bazylei, bo tam mody bardzo wyraźnie widać. Szybko można się dowiedzieć, czego nie należy robić.
Zobaczył Pan tam, że wszyscy robią to samo, i to Pana zdenerwowało?
Tak, zbyt wielu artystów zajęło się tymi sprawami, w dodatku zaczął się flirt z dizajnem. Wystawa „Wyświetlanie widzenia” pokazuje to, co działo się chwilę temu na całym świecie i zestawia z podobnym zwrotem w latach 70.
O czym jest „Wyświetlenie widzenia”?
Pokazuję w nim, jak widzę świat. Każdy artysta w pewnym sensie to robi, najczęściej za pomocą metafor, symboli czy różnych innych poetyckich kombinacji. W tym przypadku postanowiłem zrobić to wprost – pokazać wnętrze mojego oka wraz z zewnętrznym widokiem. Zrobiłem to oczywiście bardzo umownie – w konwencji kina. Pokazałem to na płaszczyźnie, w archaicznym formacie klatki filmowej 4:3. Gdybym naprawdę chciał zademonstrować widzenie, to musiałbym budować jakieś sferyczne projekcje. Dlatego nie należy w żadnym razie traktować tego filmu jako wartość badawczą.
Myślał Pan kiedyś o stworzeniu tego rodzaju sferycznej projekcji?
Nie, ja się takimi sprawami nie interesuję. Większość moich przemyśleń o sztuce dotyczy stylu. Oczywiście nie jestem jakimś szalonym postmodernistą, nie żongluję konwencjami, ale zawsze gdy coś robię, odnoszę się do istniejących konwencji i często w ich ramach dokonuję jakichś zmian. Na przykład na koncercie gram chwilami tylko jedną stroną głośników. W takiej sytuacji wychodzą na wierzch przyzwyczajenia artystów i publiczności.
Wykłada Pan teraz w Katedrze Intermediów Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, na której prowadzi zajęcia z filmu eksperymentalnego.
Tak, zostałem nauczycielem akademickim, próbuję uczyć sztuki. Pierwsza zasada, jaką przyjąłem, to zwracanie uwagi studentów na pokrewieństwo stylistyczne – z innymi artystami, z rzeczami, które zostały już zrobione albo powstają naokoło, w całym wizualnym świecie, nie tylko w sztuce. Kryterium oryginalności jest dla mnie bardzo ważne. Myślę, że młodzi artyści zbyt mało od siebie wymagają w tej mierze. Rozpędzam uważność w sprawach stylu i przekorę u studentów. Ta przekora może wywołać niechęć do mojego gadania, więc bądź tu mądry.
Proszę Bąkowskiego, aby wybrał jedną pracę z wystawy autorstwa innego artysty, która zwróciła jego uwagę, i opowiedział o niej. Podchodzimy do dzieła Jerzego Lewczyńskiego. Dostaję takie objaśnienie tego, co widzimy:
To praca, w której koncept jest tak schludny, że nie potrzebujemy wiedzy, erudycji czy posługiwania się w tle innymi tekstami, aby natychmiast uchwycić sens. Przez tak proste zestawienie dwóch obrazów powstaje uczucie niepokoju, strachu przed nieuchronnością procesów, w tym wypadku starzenia się i tracenia dystansu do własnego wyglądu. Prosty gest, jeśli jest celny, ma też zwykle dużą głębokość metaforyczną – i tak jest w tym wypadku.
Kiedyś widziałem pracę Christiana Boltanskiego, która też mogłaby się znaleźć na tej wystawie. Było to szkolne tableau z lat 40., powieszone na ścianie w rogu bardzo dużej kompozycji. Ta kompozycja składała się z tych samych zdjęć, które widzimy na tableau, ale powiększonych do rozmiarów około 30 x 40 cm. Twarze kolegów ze szkolnych lat przez powiększenie i ujawnienie struktury obrazu, jego ziarna były zamglone. Przedstawienie złożone z dużych, zblurowanych twarzy-duchów to bardzo sensowna wypowiedź na temat pamięci o ludziach.
Wojciech Bąkowski jeszcze się zastanawia, czy jego film „Wyświetlanie widzenia” działa podobnie: – Nie, pewnie przy mojej pracy trzeba dłużej postać, bo jest rozpięta w czasie – dodaje trochę żartobliwie.
Nowe prace Wojciecha Bąkowskiego są również dostępne w „Półmroku”, aperiodyku z literaturą i sztuką. Najnowszy numer ukazał się pod koniec ubiegłego roku. W związku z jego premierą w warszawskiej galerii Stereo 5 grudnia 2015 roku odbyło się spotkanie z prezentowanymi w nim twórcami. Trwa też indywidualna wystawa artysty w galerii Vosberg w Kolonii.
* tytuł wystawy to „Wyświetlanie widzenia”, ale praca Wojciecha Bąkowskiego zatytułowana jest „Wyświetlenie widzenia” – stąd obecność dwóch różnych tytułów w tekście.
„Wyświetlanie widzenia”
kurator wystawy: Adam Mazur
Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie
Galeria Salon Akademii
1.02. – 4.03.2016