„Miasto, Masa, Maszyna, / Tak się spirala zdarzeń zaczyna”. Malta Festival Poznań 2013 otwarty! Centralny plac w mieście handlu, biznesu i banków zamienił się w Plac Wolności, gdzie dzień zaczyna się wolno – wypiekanym chlebem, jogą lub tai-chi – i gdzie więcej wolno (widzieć, myśleć, być), do czego od dawna obligowała to miejsce jego nazwa. Obowiązuje recykling design, stare palety i szpule zamieniły się w krzesła i stoliki, a z banerów reklamowych uszyto poduchy. Hamaki zachęcają do relaksu, a aromat dobiegający z kuchni – do czerpania z jej dobrodziejstw. Pomiędzy starymi kontenerami znaleźć można zielony zakątek, zaszyć się w czytelni, odkryć przestrzenie przyjazne dzieciom i dołączyć wraz z nimi do serii warsztatów kreatywnego działania. Najważniejszą cechą stworzonego tu Generatora Malta wydaje się możliwość spędzenia czasu w przyjaznym środowisku pośród zgiełku miasta i spotkania ciekawych ludzi; jak z niej skorzystamy, zależy tylko od nas.
Poniedziałek był dniem ostrożnej próby, ale – „Oh, man!” – festiwalowa maszyna zaczyna się rozkręcać. Choć wczoraj nie brakowało propozycji o różnym charakterze, mój wybór festiwalowych atrakcji zdominowany został przez dźwięki o zawrotnej skali, rozpiętej pomiędzy próbą podsłuchania akustycznej komunikacji roślin i pytań, które mogłaby zadawać ryba, gdyby porozumiewała językiem ludzi (wystawa „Transnature Is Here” w Starej Rzeźni, gdzie interaktywne instalacje łączą inspiracje pochodzące z natury z informatycznym soft– i hardware’m) do zapierających dech w piersiach dźwięków kosmosu w spektaklu Socìetas Raffaello Sanzio. Wieczorem grupa kobiet mocnymi głosami wyśpiewała wizję obrazu współczesnej Polki, znajdując sposób na ujęcie jej stereotypu w ironiczny cudzysłów („Chór kobiet: Tu mówi chór”, pierwsza odsłona serii Marty Górnickiej, czekają nas jeszcze dwie). Koncert Grabka, choć nie oszołomił, momentami pozytywnie zaskoczył, przywodząc na myśl jasną (ale i pozbawioną połowy mocy) wersję Godspeed You! Black Emperor. Silent Malta natomiast – co nie dziwi już chyba nikogo – zarówno w dziennej, jak i w nocnej odsłonie przepełniona była soczystymi brzmieniami dostępnymi dla wszystkich tych, którzy nie wahali się założyć słuchawek.
Muzyka sfer niebieskich, o brzmieniu zbadanym i opisanym niedawno przez naukowców, przybrała konkretną postać na scenie „Four Season Restaurant” Romeo Castellucciego (Sala Wielka CK Zamek, kolejne spektakle dziś i jutro). I chociaż szum promieniowania rentgenowskiego emitowanego przez GRS 1915-105, odległą od Ziemi o 250 milionów lat świetlnych czarną dziurę w gwiazdozbiorze Perseusza, jest podobno o 56 oktaw niższy od średniego C, został on zamieniony w dźwięki słyszalne dla ucha ludzkiego i stał się powracającym lejtmotywem kompozycji Scotta Gibbonsa. Widownia wystawiona została na próbę, fizycznie odczuwając potężne fale akustyczne reprezentujące najczarniejszą czerń i koniec, o którym – zafascynowani życiem – chętnie zapominamy. Spektakl był próbą cierpliwości; nie wymagała jej jeszcze pierwsza, bolesna scena symbolicznej rezygnacji z posługiwania się mową, ale kolejna godzina (z tekstem „Śmierci Empedoklesa” Friedricha Hölderlina, opisywanym jako przykład „ciągłej niepewności możliwego połączenia działań i znaczeń”) – już tak. Pozostawiona sama sobie publiczność doczekała dwóch bardzo mocnych akcentów, nawiązujących do odmiennych nurtów sztuki współczesnej (oczywisty cytat z Maurizio Cattelana kontrapunktowany uderzeniem przypominającym spektakularne prace Billa Violi), które ogłuszyły ją dźwiękiem i obrazem. Szok i zagubienie interpretacyjne widzów było tak wielkie, że dziesięć odważnych aktorek nagrodzonych zostało jedynie słabymi, niepewnymi oklaskami.
Przed nami kolejny fascynujący dzień festiwalu; coraz więcej wydarzeń w różnych punktach miasta i dalszy ciąg niebiletowanych propozycji na Placu Wolności, na które – mimo deszczu – warto zwrócić uwagę. A zatem: parasole w dłoń i naprzód!
Na zdjęciu: otwarcie wystawy „Transnature Is Here”, fot. Marcin Oliva Soto (dzięki uprzejmości Malta Festival Poznań).
Malta Festival Poznań 2013
Wstępniak: Oh, man! Festiwal!
Dzień 1.: Para buch! Maszyna w ruch!
Dzień 2: Moje serce to pompa
Dzień 3: W dół króliczej norki
Dzień 4: Przesilenie. Samobójstwo cyborgów
Dzień 5: Guzik naciskamy, melodyjkę wygrywamy
Podsumowanie: Sześć dni, sześć nocy