Przewodnią myślą „Ostatniego rozdania” Wiesława Myśliwskiego jest fascynująca i jednocześnie nieco obśmiewana (w tzw. postmodernizmie) próba uporządkowania. Miałby to być porządek kosmiczny ogarniający wszystkie sfery ludzkiej egzystencji. I w tym sensie można mówić o „totalności dzieła”. Jednak, jak to bywa (w tzw. postmodernizmie), myśl sama podkopuje, zdawałoby się, trwały fundament.
Narrator, urodzony zaraz po wojnie w bliżej nieznanym nam małym miasteczku, przygotowuje się do summy swojego życia, pragnie uporządkować swój notes, a co za tym idzie – całe swoje życie. I chociaż mogłoby się wydawać, że jego historia to opowieść o ludziach, z którymi się zetknął, to z każdą przeczytaną stroną przekonujemy się, iż chodzi tylko o niego samego. Dziwne, bo niczym nieumotywowane, decyzje podejmuje nasz bohater. Różnie na tym wychodzi. W jego wyborach nie idzie chyba jednak o to, by przyniosły mu one jak największą korzyść – ekonomia nie sięga aż tak daleko – ale o to, by decyzje należały do niego. Dlatego też nie wiąże się z ukochaną Marią, jest ponad wszelką miarę idealistą, który jednocześnie zdaje sobie sprawę, że w jego przypadku miłość nie przetrwa próby czasu. Pozwala więc jej kwitnąć tylko w listach kobiety, na które nie odpowiada.
Na pewno nie jest to powieść dla fanów mocno zarysowanej fabuły. Historia Myśliwskiego przypomina raczej rysunek pozostawiony na zaparowanej szybie – niewyraźny, efemeryczny i tajemniczy. Niby bohater dąży do uporządkowania, w skali mikro – swojego notesu, w skali makro – całego życia; lecz jego myśli swobodnie dryfują, czujemy ich delikatne kołysanie i pewnie dlatego zdarza nam się przysnąć w czasie lektury. Pragnienie uporządkowania z czasem staje się coraz silniejsze, choć nie sposób go zaspokoić. Staje się mrzonką, a my lądujemy w morzu swobodnych skojarzeń. Wynika to z samych wspomnień, które tworzą historię alternatywną. Panuje wśród nich chaos, a nasza ograniczona percepcja każe nam je selekcjonować, pielęgnując jedne kosztem drugich.
Pragnienie porządku jest głównym, lecz nie jedynym motywem powieści. Warto zwrócić uwagę na orbitujące wokół głównego bohatera osoby. Myśliwski, podobnie jak jego narrator – niedoszły artysta malarz, tworzy męskie postacie z rozmachem. Niestety sprawdza się i w tym przypadku przekonanie, że pisarze nie potrafią tworzyć kobiecych postaci z osobowością. Na tle bowiem wyraźnie zarysowanych w powieści Myśliwskiego mężczyzn: żywiołowych, operujących specyficznym językiem, którzy wywołują na twarzy czytelnika bezwiedny uśmiech, postacie kobiet wydają się miałkie i bezkształtne. Nawet matka i ukochana głównego bohatera mają w sobie pewne usztywnienie, które jest cechą charakterystyczną każdego szablonu.
Ważna jest również gramatyka powieści. Prawie cała książka utkana jest z opowiadanych historii, dlatego też dominuje czas przeszły. Opowieści nachodzą na siebie, zapętlają się, piętrzą, to znów nagle ucinają lub wypływają na wierzch w najmniej oczekiwanym momencie, przywołane dziwnym skojarzeniem. Stanowią żywioł tekstu i jednocześnie momentami wprowadzają w stan odrętwienia. Mieszając się ze sobą, tworzą bezkształtną masę, która wiele traci przez swą amorficzność. Niedoskonałość składnika literackiego sprawia, że powieść wydaje się momentami banalna, jak w przypadku fragmentu: „Żyłem, jak żyłem. Bez poczucia podporządkowania się jakiejkolwiek całości” [s. 304], czasem zaś zaskakująco trafna, jak w poniższym ustępie:
„Podobnie było, gdy myślałem o jakimś obrazie, który chciałem namalować, którym żyłem, który wypełniał moje myśli, uczucia, wyobraźnię, który śnił mi się, który przesłaniał mi świat, a zarazem narastał we mnie przed nim lęk, tak że w końcu odstępowałem od zamiaru bezradny, a przeżywałem to tak dotkliwie, że po każdym takim przeżyciu postanawiałem, że już nie będę malował”.[s. 395]
Niniejszy cytat wskazuje na jeszcze jedną ważną cechę bohatera – inercję, która zżera go od środka, oraz sprawia, że poczucie przegranej staje się realne. To summa człowieka, który często przedkładał refleksję nad działanie, poddając się losowi lub postępował kierując się tylko sobie znanymi pobudkami. Prawdziwym clou tejże summy są końcowe fragmenty dotyczące prawd życia i sztuki. A może to wszystko jest jednym wielkim blefem i w ostatnim rozdaniu gracz zostaje z niczym? Tylko czym jest owo nic?
Zwracano już uwagę na podobieństwo fabuł „Ostatniego rozdania” i „Traktatu o łuskaniu fasoli”. Nie mam zamiaru niczego powielać. Myśliwski – przeciwnie, wciąż pisze jedną powieść, od której nie może się uwolnić. Po raz kolejny na pierwszym planie stawia anonimowego bohatera, który – wydawać by się mogło – przegrał swoje życie. Ostatnie rozdanie w tej grze powinno zakończyć słowo: „sprawdzam”, aby czytelnik mógł zweryfikować, czy niedoszły artysta malarz i krawiec poniósł porażkę. Tak się jednak nie dzieje. Może dlatego, że wartość sztuki i miłości miesza się tu z urażoną męską dumą oraz brakiem konsekwencji? A może po prostu bohater chce zagrać czytelnikowi na nosie, gdyż efektem próby uporządkowania jest większy niż na początku mętlik i chaos?
Wiesław Myśliwski, „Ostatnie rozdanie”
Znak
Kraków 2013