Archiwum
06.03.2019

Odsłuchy lutego

Mateusz Witkowski
Muzyka

Polscy artyści w Sub Pop, podróż do samego piekła z Xiu Xiu, długo wyczekiwanego „solówka” klasyka polskiej sceny hip-hopowej – a to przecież nie wszystko. Niezależnie od tego, jak oceniamy lutowe plony, trzeba przyznać jedno: w ubiegłym miesiącu naprawdę się działo.

 

Sokół
Wojtek Sokół
Prosto

Sokół zamienił wysłużoną bluzę z kapturem na polówkę Ralpha Laurena. Nie dajmy się jednak zwieść: król jest nagi. I do bólu przewidywalny.

Zainteresowanie i aprobata, jaką zyskała pierwsza pełnoprawna solówka Sosnowskiego w niektórych głównonurtowych mediach, wywołuje we mnie szczere rozczulenie. Wszyscy ci dziennikarze zachwycający się szczerą, bezkompromisową narracją człowieka po przejściach, są niczym tato twojego kolegi, który w 2010 roku przerywa wam rozmowę o muzyce słowami: „ej, ale ten Eminem to jest niezły gościu, co?”. Niczym bumerang powracają zachwyty nad umiejętnością opowiadania historii i zmysłem obrazowania. Problem jednak w tym, że Sokół najzwyczajniej nie ma o czym mówić lub, co gorsza, mówi o niczym. Podobnie jak w przypadku jego kolegów po fachu i po metryce (patrz: Tede, O.S.T.R.), raczy nas kryptocoachingową narracją o osobistym sukcesie, sile doświadczenia, zarabianiu hajsu i tradycyjnych, a więc z gruntu prawdziwych, wartościach. Wszystko to podlane jest obowiązkową dawką seksizmu i homofobii (ciekawą dyskusję na ten temat zainicjował niedawno autor bloga Krytyka Holistyczna [o płycie pisał też dla CzK.pl Filip Szałasek – red.]), którą niektórzy apologeci Sokoła zwalą pewnie na karb konwencji. Abstrahując od „rarytasów” w rodzaju „Weź chociaż prysznic w domu, bo jesteś pełna mnie” lub „dupę ma dobrą jak gruszka”, parę niezgorszych bitów (np. „Z Tobą” i znane wcześniej „Chcemy być wyżej”) oraz fakt, że raper – wierny swojej charakterystycznej, symetryczno-kwadratowej manierze – osiągnął w ostatnich latach ogromny warsztatowy progres (piszę to bez cienia ironii), nie wystarczą.

Z tego intymnego spotkania z ego właściciela Prosto nie wynika absolutnie nic, może poza znużeniem i rozczarowaniem. Parafrazując poetę: patrzę w oko Sokoła i wzruszam ramionami.

*

Girlpool
What Chaos Is Imaginary
ANTI-

Zmęczeni wszechobecną modą na najntisy? Dajcie sobie oraz duetowi Girlpool jeszcze jedną szansę.

W przypadku płyt takich jak ta nie sposób uciec od porównań i sztampowych wyliczanek. Bo i owszem, w muzyce Cleo Tucker i Harmony Tividad słychać doskonale wpływy altrockowych herosów z lat 90. Znajdzie się tu miejsce dla The Breeders, Pavement, Sonic Youth, a i odniesienie do Billy’ego Corgana z czasów, gdy był jeszcze sprawnym kompozytorem, również nie będzie tu bezzasadne. Owszem, „What Chaos Is Imaginary” przypadnie do gustu wszystkim tym, którzy lubią przemyślane, precyzyjne faktury przesterowanych gitar, sparowane z melodyjnymi liniami wokali (m.in. „Lucy”). A jednak jest w tym graniu coś, co odsuwa ewentualne oskarżenia o nazbyt nabożne podejście do idoli sprzed dekad. Coś, co wykracza poza silnie obecne we współczesnej muzyce rozrywkowej retromańskie ciągotki. Twórczość Girlpool, choć silnie zakorzeniona w wiadomych czasach, jest przefiltrowana przez współczesną wrażliwość i opatrzona zupełnie aktualnym produkcyjnym szlifem. Świetne „Roses” zamykające płytę musi kojarzyć się z My Bloody Valentine, a mimo to powala swoją eterycznością i, no właśnie, świeżością. Tęsknota za (wyobrażonym) „kiedyś” musi ostatecznie skapitulować wobec indywidualnych potrzeb artystycznych – na nasze szczęście, rzecz jasna.

Razi trochę brzmieniowa i kompozycyjna jednostajność (dotyczy to szczególnie pierwszej połowy płyty), z powodu której „What Chaos Is Imaginary” osuwa się czasem w zręczny, ale jednak muzak. Nie zmienia to jednak faktu, że Girlpool śmiało możemy postawić na półce z napisem „Najntisowa nostalgia – zespoły, które robią to dobrze”.

*

Trupa Trupa
Dream About (singiel)
Sub Pop

To się musiało tak skończyć! O tym, że Jonathan Poneman jest żywo zainteresowany twórczością trójmiejskiej Trupy Trupa, mówiło się w kuluarach już od dawna. „Dream About” to pierwszy namacalny owoc współpracy zespołu z wytwórnią Sub Pop.

Dotychczasowa kariera Kwiatkowskiego i spółki (oraz lektura udzielonych przez nich wywiadów) wskazywałaby na to, że mamy do czynienia z grupą szalenie świadomą i konsekwentną. Trudno więc upatrywać przypadku w tym, że ich najnowszy singiel otwierają bluszczowata, metalizująca linia basu rodem z „Bleach” i surowe bębny niczym z „In Utero” (wydanego już, rzecz jasna, w Geffen). Intro należy jednak traktować jako niewinne „pozdro dla kumatych”, gdyż już chwilę później zespół prowadzi nas w zupełnie inne rejony. Początkowo wydawać by się mogło, że wszystko zostało po staremu: charakterystyczne dla Trupy nagłe zmiany dynamiki, transowość, funeralno-cyrkowy (sic!) nastrój, parabarokowy koncept, na którym opiera się tekst i tak dalej. Wszystko to cieszy i intryguje, trudno byłoby jednak udawać, że nie mamy do czynienia z patentami znanymi choćby z „Headache” czy „Jolly New Songs”. A jednak coś sprawia, że „Dream About” należy traktować jako zwiastun zmian, nowe otwarcie. Obok obowiązkowych vintage-rockowych patronów pojawia się tu nowa, nieco shoegaze’owa przestrzeń. Wszystko to skutkuje wciągającą, hipnotyzującą całością.

Można oczywiście utyskiwać na dość ekspansywną politykę, jaką prowadzi w zakresie kontaktu z mediami lider Trupy (swego czasu pisał o tym na łamach „Dwutygodnika” Bartosz Sadulski). Całe to nagabywanie byłoby jednak na nic, gdyby zespół nie miał w ręku czysto muzycznych argumentów. A tego zarzucić im nie można.

PS Warto zaznaczyć, że w lutym w katalogu tej samej wytwórni ukazał się longplay „Cast” autorstwa Perfect Son, czyli Tobiasza Bilińskiego, działającego wcześniej między innymi pod szyldem Coldair.

*

Xiu Xiu
Girl with Basket of Fruit
Polyvinyl

„The horror, the horror” – powiedział Kurtz po przesłuchaniu najnowszej płyty kalifornijskiego zespołu. Jest to jednak absolutnie piękna zgroza.

Wszyscy ci, którzy uznali, że „FORGET” z 2017 roku to zapowiedź popowego zwrotu w twórczości zespołu, muszą przyznać się do błędu. Nie bez powodu przywołuję wyżej cytat z wiadomej książki Conrada. Tym razem Amerykanie zabierają nas w eksperymentalną podróż do samego jądra ciemności. A na imię mu: drapieżny kapitalizm, rasizm, seksizm i nie tylko. „Girl with Basket of Fruit” to muzyczna pocztówka ze świata tuż przed katastrofą. Lub jeszcze gorzej: ze świata, w którym rzeczona katastrofa już się przydarzyła, jednak mało kogo to tak naprawdę obeszło. Xiu Xiu nie zamierzają stać bezczynnie, na swoim nowym albumie sięgają po najbardziej radykalne środki, konsekwentnie rozmontowując tradycyjną piosenkową formułę. Pozornie łatwo przyswajalne „The Wrong Thing” wieńczy zgrzytliwa muzyka sfer, delikatne „Normal Love” przecinają opętańcze wokalne sample, natomiast utwór tytułowy, będący czymś w rodzaju neurotycznego kolażu, jest podszyty połamanymi, afrobeatowymi loopami. Warto też zwrócić uwagę na „Mary Turner Mary Turner” (tytuł stanowi hołd dla czarnoskórej Amerykanki zamordowanej podczas linczu w 1918 roku), w którym – prawdopodobnie – Stewart brzmi niczym obłąkany kaznodzieja. Utwór zamykają słowa: „Fuck your guns, fuck your war, fuck your truck, fuck your flag”. Cóż, wymowne.

Po znanej z „FORGET” lekkości nie ma już śladu. „Girl with Basket of Fruit” to muzyka ciężka, niełatwa i nieprzyjemna. Przy tym jednak zdecydowanie warta uwagi i wysiłku.

Xiu Xiu