W ostatnich miesiącach obywało się w „Odsłuchach” bez antyrekomendacji – w związku z panującą sytuacją nie chciałem bowiem mnożyć nieszczęść. Świat wraca już jednak do swojej smutnej normy, dlatego w najnowszym wydaniu cztery „polecanki” i jedna łyżka dziegciu. Zapraszają Ala|Zastary, Jessie Ware, Bob Dylan, IDLES i Kamil „Saful” Nożyński.
Ala|Zastary
JUTRO?
Postaranie
Debiutancki longplay duetu Ala|Zastary stanowi najlepszy dowód na to, że cierpliwość popłaca. Przynajmniej wtedy, gdy jesteś polskim słuchaczem/słuchaczką, który tęskni za dobrymi popowymi piosenkami z alternatywną wkładką.
Na płytę o tej sile rażenia, co „JUTRO?” musieliśmy wszakże chwilę poczekać. Pomijam tu wczesne muzyczne doświadczenia Alicji Boratyn (wzmianka na ich temat pojawia się w niemal każdym tekście na temat grupy). Przypomnę za to o obiecujących, acz nazbyt epigońskich Crab Invasion, zespole Jakuba Sikory (Zastarego). I o witalnych, groove’ujących New People, w których występowała wspomniana dwójka. „JUTRO?” sprawia wrażenie rewersu twórczości ostatnich z wymienionych, swoistej ciemnej strony, o czym wspominali sami twórcy. To pop dociążony, dojrzalszy, a przy tym bezczelnie nośny. Zadłużony zarówno w chillwave’ie, jak i rodzimej muzyce rozrywkowej sprzed dekad (czy w idealnym świecie „Casanovy” nie napisałby Krzesimir Dębski?). Czerpiący to, co najlepsze z polskiej wokalistyki drugiej połowy lat 80. (ciężko uniknąć skojarzeń ze świetnym „I co z tego masz?” Ewy Bem), pełen ważkich pytań dotyczących tytułowego „jutra”, ale i niepozbawiony poczucia humoru (słowo „makaron” wyśpiewane na jazzową modłę? dlaczego nie!). Wreszcie: fantastycznie wyprodukowany – nagle okazuje się, że opieranie aranżu na wpakowanych do Abletone’a syntezatorach nie musi kończyć się tanią nostalgią i retromaństwem – wystarczy trochę talentu i… R’n’B. Ewa Sonnet lubi to.
Nie jest tak, że dobry, błyskotliwy, rodzimy pop nie istnieje. Należy go jednak szukać nieco dalej niż w singlach promujących „Męskie granie”.
IDLES
Grounds (singiel)
Partisan Records
Mówicie, że zaangażowanie we współczesnym rocku to nic więcej niż cekiniarstwo, pusta forma, niewiele znaczący gest?
Nie wiem, czy szeroko rozumiana muzyka powinna cokolwiek, czy ciążą na niej jakieś szczególne zobowiązania. Jeśli tak: niech dobry pop tworzy iluzję wiecznego trwania, zawieszenia czasu, niczym niezmąconej młodości. Gitarowe granie wywodzące się z punk rocka i hardcore’u niech zachęca natomiast do realnego działania, daje nadzieję na zmianę, stanowi wezwanie do rewolucji. Drugie ze wspomnianych oczekiwań IDLES spełniają z nawiązką. „Grounds” – drugi, po „MR MOTIVATOR”, singiel promujący nadchodzący album zatytułowany „Ultra Mono” – to policzek dla tych, którzy nie wierzą w perswazyjną siłę rocka, ale i dla tych, którzy ukochali zachodni świat do tego stopnia, że zapomnieli, na jakich opiera się on fundamentach. Dostaje się zarówno kryptoszowinistycznemu systemowi edukacji, jak i ciasnogłowym macho oraz postępowcom-teoretykom. A to wszystko opakowane w surowy, tylko pozornie tradycyjny (ach, jak ta syntezatorowa pętla działa!) aranż. Jasne przy tym jest, że różnica między IDLES a głównonurtowymi artystami, którzy czasem napomkną w tekstach o potrzebie zmian, jest podobna do tej między oddolnymi działaczami społecznymi a krasomówcami z Facebooka.
To tak dla pewności: „czy słyszysz te grzmoty”?
Saful
Cyberreal (singiel)
Gdy Kamil „Saful” Nożyński obudził się pewnego rana z niespokojnych snów, stwierdził, że zmienił się w łóżku w człowieka z 2008 roku.
„Za moich czasów to nie było tak, że szedłeś ulicą, nie było. Każdy w piwnicy siedział” – mówi Paweł „Paulus” Mazur w jednym z najwspanialszych polskich tekstów kultury. Znany ze składu Dixon37 (i, rzecz jasna, serialu „Ślepnąć od świateł”) Saful, który przymierza się właśnie do wydania solowej płyty, przyznałby mu zapewne rację – nawet gdyby cytowane wyżej zdanie nie miało absolutnie żadnego sensu. Nie spodziewam się po artyście wywodzącym się z polskiego ulicznego hip-hopu obyczajowego progresywizmu i zamiłowania do eksperymentów. Liczę jednak na to, że zerknie czasem w kalendarz. Na nic bowiem syntetyczny bit i (może nie oszałamiające, ale dostrzegalne) rozwijanie warsztatu, jeśli nie ma się do przekazania nic więcej poza paroma przeterminowanymi komunałami. Pamiętacie dość absurdalną kampanię „Wyloguj się do życia”? Saful twierdzi, że w 2020 walka z komputerami i mediami społecznościowymi wciąż ma sens, serwuje nam więc ponad trzy minuty nawijki na temat „ludzi zamkniętych w cyberprzestrzeni”, „elektronicznego haju” i tego, że „nowy narkotyk to lajk”.
Całe przedsięwzięcie wydaje się dość kuriozalne i mało skuteczne, o czym świadczy (mizerna, jak na nieanonimowego polskiego rapera, który zagrał główną rolę w popularnym serialu) liczba wyświetleń teledysku. Ech, i znowu te okropne media społecznościowe, zasięgi – a kiedyś to było!
Jessie Ware
What’s Your Pleasure?
PMR
Jessie Ware gra disco. I robi to bardzo dobrze.
Czwarty longplay w dorobku Brytyjki stanowi nowy początek, a zarazem – powrót do korzeni. Poprzedni album Ware zatytułowany „Glasshouse” zanotował rozczarowujące wyniki sprzedażowe. Zniechęcona wokalistka skoncentrowała się więc na życiu rodzinnym oraz… na współtworzeniu podcastu „Table Manners”, który okazał się oszałamiającym sukcesem. Słuchając „What’s Your Pleasure?”, trudno oprzeć się wrażeniu, że artystka na nowo zaczęła cieszyć się muzyką. Nowy album to swego rodzaju powrót do klubowych korzeni, z którymi Ware pożegnała się na debiutanckim „Devotion” z 2012 roku. Możemy, rzecz jasna, przerzucać się etykietkami, wspominać o estetyce house’u czy o hi-NRG – sam odbieram „What’s Your Pleasure?” jako płytę disco (bez żadnego tam „post-”), ewokującą nastrój zakazanych, queerowych imprez, przypominającą o korzeniach tej muzyki, silnie powiązanych z kwestiami emancypacji – zarówno rasowej, jak i seksualnej. Jak wspominała sama wykonawczyni, jej zamiarem było stworzenie nagrań, przy których ludzie będą mogli się kochać. Refren utworu tytułowego ze słowami: „push, press, more, less […], stop, go, fast, slow” sugeruje, że cel ten udało się jej zrealizować. Ponad wszystkim jednak: to bardzo sprawne, zwarte i urokliwe numery.
Na pytanie „what’s your pleasure?” odpowiadam: „What’s Your Pleasure?”.
Bob Dylan
Rough and Rowdy Ways
Columbia