Czy obozy dla uchodźców mają historię? Już w momencie budowy zakładane jest ich zburzenie, usunięcie, likwidacja – to architektura przejściowa. Better Shelter – produkt firmy IKEA postawiony przez UNHCR na wyspie Lesbos dla uchodźców, ma wytrzymać około trzech lat. Struktury te złożone są ze stalowego szkieletu i pokryte panelami z polipropylenu. Kraje sąsiadujące z Syrią zabraniają budowania trwalszych struktur (dopuszczają jedynie namioty) w obawie, iż uchodźcy zostaną w ich krajach na stałe. Obozy nie mogą mieć historii ani przyszłości. Mają zostać zapomniane. Fundamentalne pytanie o historię obozów leży u podstaw wniosku „Dziedzictwo uchodźców” złożonego w 2017 roku do UNESCO w celu uznania powstałego w grudniu 1949 roku obozu Dheisheh w Bethlehem za obiekt światowego dziedzictwa kultury. Obóz ten jest częścią „katastrofy” (Nakba) – porażki politycznej brytyjskiego imperializmu, przykładem konsekwencji funkcjonowania struktur ONZ i masowych przesiedleń Palestyńczyków z 1948 roku, gdy powstało państwo Izrael. Dheisheh jest architekturą wyganiania. Wniosek został złożony przez Decolonizing Architecture Art Residency w Beit Sahour (Palestyna). Na jego czele stoi para architektów Sandi Hilal i Alessandro Petti.
Za pomocą jakich pojęć rozmawiać o obozie Dheisheh? Istnieje on od siedemdziesięciu lat. Wystarczająco długo, by zacząć zastanawiać nad tym, czy to miejsce, powstałe z wpisaną w niego likwidacją, nie stanowi elementu dziedzictwa kulturowego i czy nie należy chronić je przed rozpadem. Na Dheisheh nie składają się już rzędy namiotów, jak w pierwszych latach jego istnienia. Obóz bardziej przypomina dziś miasteczko. Stoją tam wyższe i niższe zabudowania, place, a jezdnie krzyżują się, tworząc sieć ulic. Jedyne, co się nie zmieniło, to główna droga państwowa. Rzućcie okiem na zdjęcia.
Czym jest dziedzictwo, definiują i ustalają dziś wielkie instytucje, takie jak UNESCO. Sporządzony przez nie Aneks 5 „Format nominacji dóbr do wpisania na listę światowego dziedzictwa” jest dokumentem powstałym w czasach kolonializmu. Format nominacji uznaje za dziedzictwo wspaniałe budowle i miejsca mające aurę, mówiąc potocznie – fetyszu, ikony albo orientu. Benefity, jakie mają wynikać z uznania miejsca lub dobra za dziedzictwo UNESCO, stwarzają często problem dla ludności tubylczej, jak na przykład w Erbil (Irak), Hampi (Indie) czy Wutai Shan (Chiny), gdzie mieszkańcy zostali wypędzeni przez rządy, gdy te rozpoczęły kampanie przekształcające starożytne osiedla w cele turystyczne.
Przez dwa lata, poprzez serię warsztatów, wykładów, kursów organizowanych w Royal Institute of Art w Sztokholmie, zespół Decolonizing Architecture i jego goście debatowali nad zasadnością i charakterem nominacji. Komitet UNESCO uważa, że dobro posiada wyjątkową uniwersalną wartość, jeśli spełnia jedno lub więcej z dziesięciu kryteriów. Wniosek oparto na punkcie IV i VI „Wytycznych operacyjnych do realizacji Konwencji światowego dziedzictwa”. Punkty te mówią, że dobro powinno:
(iv) być wybitnym przykładem typu budowli, zespołu architektonicznego, zespołu obiektów techniki lub krajobrazu, który ilustruje znaczący(e) etap(y) w historii ludzkości.
We wniosku napisano:
(IV) Obóz dla uchodźców Dheisheh typologicznie uosabia pamięć o Nakbie, najdłuższym i największym przesiedleniu dziś na świecie, a jednocześnie jest wyrazem wyjątkowej formy przestrzennej, społecznej i politycznej.
Dobro powinno:
(vi) być wybitnym przykładem typu budowli, zespołu architektonicznego, zespołu obiektów techniki lub krajobrazu, który ilustruje znaczący(e) etap(y) w historii ludzkości.
We wniosku napisano:
(VI) Obóz dla uchodźców Dheisheh wiąże się z wyjątkową wiarą w prawo do powrotu, które zainspirowało zarówno uchodźców, jak i nie-uchodźców z całego świata w walce o sprawiedliwość i równość.
W 2016 roku Hilali Petti zlecili włoskiemu fotografowi Luce Capuano wykonanie zdjęć z takim samym wyczuciem i dbałością, z jakimi podchodził do czterdziestu czterech miejsc w Wenecji czy Rzymie, które dokumentował na zamówienie UNESCO, jako miejsca wpisane na listę światowego dziedzictwa. Obóz na zdjęciach wygląda tak:
Idea „dziedzictwa uchodźców”, zaproponowana dla obozu Dheisheh, kieruje naszą uwagę na zarówno bardziej złożone, jak i codzienne aspekty doświadczeń uchodźców. Wychodzi niejako poza dwie dominujące narracje: tę o cierpieniu i o przemieszczeniu. Niektórzy mieszkańcy Dheisheh są sceptyczni wobec tej idei, ponieważ boją się, że zakwestionuje ona ich prawo do powrotu, które gwarantuje im Artykuł 13 (2) Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka: „Każdy człowiek ma prawo opuścić jakikolwiek kraj, włączając w to swój własny, i powrócić do swego kraju”. Inni widzą w idei „dziedzictwa uchodźców” możliwość rozpoznania i dowartościowania ich życia takim, jakie ono jest. Dla zespołu, który przygotował wniosek nominacyjny, idea „dziedzictwa uchodźców” jest wehikułem dla myślenia o życiu „tu i teraz”, a nie w przeszłości (czyli wehikułem dla wyobrażenia sobie życia przed przesiedleniem) i przyszłości (czyli wyobrażania sobie życia po powrocie). Rzeczywiście, uchodźcy żyją tu i teraz, a nie tylko w przeszłości lub przyszłości. Ta prosta konkluzja jest ważna także dla nas, Europejczyków, zapominających, że uchodźcy miewają bóle zęba, migreny, że malują obrazy, grają na gitarze, szyją, chodzą do szkoły, mają marzenia. Idea „dziedzictwa” wskazuje na złożone życie uchodźców.
Gdy obóz Dheisheh powstał, Palestyńczycy zamieszkali w namiotach. Z czasem zaczęli modyfikować przestrzeń obozu, zaczynając od kopania kanałów wokół namiotów, aby zapobiec przyrastaniu błota wokół nich. W 1951 roku Agenda Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (UNRWA) zajmująca się z ramienia ONZ obozem Dheisheh, zaczęła budować jednopokojowe schronienia dla matek i innych kobiet, które po wojnie pozostały bez mężów. Rodziny otrzymały chaty według zasady: jedna osoba na jeden metr kwadratowy. Na piętnaście schronień przypadała jedna łazienka. W 1967 roku Izrael zaczął okupować Zachodni Brzeg, Strefę Gazy oraz Wzgórza Golan i Synaj. Nowi uchodźcy zostali przeniesieni głównie do Jordanu. Wielu mieszkańców Dheisheh zaczęło na nowo zastanawiać się nad własnym statusem. Niektórzy kupili kawałek ziemi, innym udało się przenieść do pobliskich miast. Populacja obozu zmniejszyła się, a jego mieszkańcy zaczęli negocjować i przebudowywać przestrzeń wokół siebie.
Khaled Al-Saifi urodził się w 1961 roku w obozie, w jednopokojowym schronieniu, które pełniło funkcję kuchni, łazienki i sypialni. W 1967 roku jego sąsiedzi zostali przeniesieni do Jordanu. Rodzina Al-Saifi otrzymała w „spadku” drugi pokój, ten po sąsiadach. Nieco później udało się dołączyć do rodzinnego domu kolejny mały pokój. „Od tego momentu – wspomina Al-Saifi – zacząłem pojmować, czym jest prywatność”. W 1974 roku niedaleko Dheisheh były mieszkaniec obozu otworzył cementownię. Zaproponował on wsparcie finansowe rodzinie Khaleda. Rodzina dobudowała dwa pokoje i opuściła rozpadające się już dotychczasowe schronienia. Khaled zbudował dach z betonowej płyty, aby zapobiec przedostawaniu się wody w zimie i dodał kolejny napowietrzny strop, by umożliwić przyszłą rozbudowę.
Naji Odeh trafił do obozu w 1959 roku. Mieszkał z siedmioosobową rodziną w jednym pokoju o powierzchni dziewięciu metrów kwadratowych. Ojciec chorował, później został dotknięty paraliżem, a w 1973 roku zmarł. W 1968 roku matka Najiego zaczęła pracować jako pokojówka w szpitalu psychiatrycznym niedaleko Dheisheh. Dzięki jej dochodom rodzina była w stanie zbudować z bloków cementowych i blachy pomieszczenie kuchenne. Zimą wiatr zdmuchiwał blachę na szczyty pobliskich gór. Z czasem bloki cementowe zaczęły się rozpadać. Pod koniec lat 70. Naji zaczął budować garaż w kierunku ulicy, aby zająć ziemię, na której wcześniej mieściła się toaleta publiczna. Walka z ubóstwem wzmacniała relacje społeczne. Przyjaciele i sąsiedzi pomagali w budowie. Naji ożenił się z Suhair w 1987 roku, a w 1993 roku, dzięki stabilnym dochodom pochodzącym z pracy Najiego w lokalnej organizacji pozarządowej i Suhair w szpitalu, udało im się dodać dwa piętra i dokończyć dom.
Od siedmiu dekad dla jednej trzeciej przemieszczonych Palestyńczyków obozy dla uchodźców stały się domem. W Dheisheh uchodźcy żyją i umierają; rodzą się, studiują i pracują. Prowadzą oddolną administrację, stworzyli struktury polityczne. Zbudowali centra spotkań i wymiany usług. Wyodrębnili przestrzenie dla cmentarzy, gdzie grzebią zmarłych. Według Sandi Hilal i Alessandra Pettiego obóz Dheisheh przestał być przeludnionym miastem-widmem, zakładnikiem Izraela, Autonomii Palestyńskiej, międzynarodowych organizacji i „dobrej woli” NGO-sów, a stał się wspólnotą.
Propozycja Decolonizing Architecture ma na celu nie tylko inwentarz różnorodności kulturowej uchodźców w Dheisheh czy ukazanie, że oto istnieje odrębna forma kulturowa, którą można określić mianem „uchodźczej”; wskazuje też na problemy definicyjne i prawne, które wiążą nas i nasze instytucje. Czym jest kultura? Czym jest dziedzictwo? Czym jest dziedzictwo kulturowe? Spekulacyjne działania Decolonizing Architecture wzywają nie tylko UNESCO, ale także każdego z nas, do rozpoznania i dyskusji o prawach i życiu uchodźców.
Według UNESCO dobro, które spełnia kryteria światowego dziedzictwa jest „unikatowe” i zakorzenione w tradycji. UNESCO rozpoznaje różnorodność kulturową, ale różnorodność ta ma charakter silosowy – każda kultura to silos, wiele kultur to wiele silosów, a wszystkie one mają własną, odrębną i unikatową tradycję. Dlatego światowe dziedzictwo kultury łatwo staje się elementem programów nacjonalistycznych, które wychwalają dzięki niemu odrębność narodową i umacniają przynależność terytorialną. Kultury się jednak mieszają, zmieniają, przekształcają. Zawsze są hybrydowe, nigdy czyste. W przypadku „dziedzictwa uchodźców” dochodzi jeszcze jedna kwestia: dziedzictwo to nie jest trwałe, spiżowe, wieczne. Uchodźcy w Dheisheh żyją w „trwałej nietrwałości”.
Wniosek nominacyjny i idea „dziedzictwa uchodźców” ma pobudzić do spekulacji, ale też zmienić protokoły UNESCO i definicje, jakie stosuje ta organizacja do ustalenia światowego dziedzictwa. Nie uważam, by było to instrumentalne wykorzystanie uchodźców do walki z globalną instytucją. Mogłoby tak być, gdyby ta instytucja nie wywierała wpływu na globalny ład światowy i lokalne praktyki polityczne. Wniosek nominacyjny podaje w wątpliwość także definicję „wyganiania” oraz „ochrony”. Każdy z nas żyje dziś niejako na wygnaniu, w ruchu. Dlaczego zatem nie widzimy wspólnych interesów z uchodźcami? Jednocześnie praktyki chroniące dobra kultury zamrażają przestrzeń i czas. Czy nie potrzebujemy bardziej dynamicznych koncepcji kultury?
Pracując w obozach dla uchodźców, zastanawialiśmy się jak stawiać opór procesom normalizacji. W Palestynie zawsze istnieje ryzyko, że staniesz się kolejnym NGO-sem, staniesz się machiną do realizacji projektów. Przestrzeń sztuki daje nam możliwość eksperymentowania. Nie dążymy do stworzenia wiarygodnych reprezentacji doświadczeń Palestyńczyków. Odkąd tu zamieszkaliśmy, tłumaczenie złożoności Palestyny zewnętrznym obserwatorom nie wystarcza. Nasza praca zaczęła wyrastać z naszych lokalnych relacji.
Jak dotąd wniosek nominacyjny „Dziedzictwo uchodźców” nie ma oficjalnej legitymacji: aby nominacja została zatwierdzona, musi być przedyskutowana przez państwa będące członkami UNESCO, a obóz znajduje się w przestrzeni eksterytorialnej. Nominacja ma podkreślić dziwną relację między prawem i przestrzenią, na której mieszkają Palestyńczycy.
Oficjalne zatwierdzenie nominacji Dheisheh przez UNESCO spowoduje, że będzie trzeba zadać sobie pytanie o złożoną sytuację uchodźców w Palestynie – nie wszyscy żyją w obozach, niektóre z nich graniczą z osiedlami uchodźców żyjących poza nimi, wreszcie jest też bardzo wiele osób, które mieszkają w pobliskich miastach, ale są bezpaństwowcami. Dalsza dyskusja będzie musiała dotyczyć również innych obozów.
Czy obóz Dheisheh jest paradygmatycznym obozem dla uchodźców? Odpowiedź brzmi: nie. Namioty są uniwersalnym symbolem obozów. W obozie Shimelba w Erytrei nigdy nie było namiotów. Zabudowania były mocno związane z kontekstem społecznym i estetycznym kraju. Można powiedzieć, że dziedzictwo obozu wywodziło się z tradycji Etiopii, Erytrei i Sudanu. Obóz ten był mumifikacją zabudowań i architektury domów z trawy i glinianych spichlerzy mniejszości rolniczej Kunama oraz miejskich arterii zaludnionych przez piśmienną większość posługującą się językiem tigrinia – ludzi, którzy uciekli z Asmary, aby uniknąć poboru do wojny z Etiopią. Fraza „światowe dziedzictwo” ściśle łączy się z pojęciem uniwersalizmu. Według Konwencji UNESCO dobro powinno spełniać warunki integralności i (w przypadku dóbr kulturowych) autentyzmu, a celem ochrony powinno być utrzymanie wyjątkowej uniwersalnej wartości w dłuższym okresie czasu. Obóz Dheisheh implikuje, że jest paradygmatycznym przykładem doświadczenia uchodźczego. Ale tak nie jest. Jak pisze Anooradha Iyer Siddiqi, obóz Shimelba nie stanowi reprezentacji politycznej porażki, był raczej gniazdem inkubacji innej polityki i ekonomii dla ludów szukających schronienia. Trudno więc mówić o uniwersalizmie obozów dla uchodźców. Nie zapominajmy jednak, że dossier skierowane do UNESCO jest działaniem spekulacyjnym – ma stawiać pytania i prowokować paradoksy.
Nie wszystkie obozy dla uchodźców są też wyłącznie pewną formą „sypialni” dla ludzi „zbędnych”. Ilana Feldman przywołuje przykład Qussaia, który pochodzi z obozu, ale teraz mieszka na zewnątrz („Nie mieszkam w Dheisheh – mówi – ale jestem z Dheisheh”). Obóz można traktować jako miejsce, w którym się bywa, w którym spędza się czas, spotyka ze znajomymi. W 2018 roku pomagałem w ośrodku azylowym pod Brukselą w organizowaniu jednego pokazu filmowego Cinemaximiliaan – organizacji aktywistycznej, która urządzała seanse filmowe dla uchodźców koczujących w miejskim parku w centrum miasta, a dziś jest niewielkim domem produkcyjnym, gdzie imigranci tworzą własne filmy. Kobiety, mężczyźni, dzieci z Syrii, Somalii, Nigerii, Mauretanii, Kamerunu, Erytrei po traumatycznych doświadczeniach oglądali film „Wakacje Jasia Fasoli”. Inni grali w piłkę na asfaltowym boisku znajdującym się w ośrodku. Obozy i ośrodki, w których znajdują się uchodźcy, są bardzo różne.
Celem światowego dziedzictwa kultury UNESCO jest orzeczenie wyjątkowej uniwersalnej wartości oraz utrzymanie tej wyjątkowej uniwersalnej wartości w dłuższym okresie czasu. Nie powinniśmy dążyć do uniwersalizacji „dziedzictwa uchodźców”. Każda osoba staje się uchodźcą z różnych powodów. Muzyk uciekł z kraju, bo islamiści spalili jego pianino i niedwuznacznie zapytali: „Czy nie wiesz, że islam zabrania muzykować?”; poeta opuścił Iran, bo jest gejem; dziennikarka wyjechała ze swojego kraju z powodu prześladowań za to, że jest dziennikarką (kobietą); rodzina próbuje przeżyć w kraju europejskim, bo ich dom został zbombardowany, a sąsiedzi zamordowani, i nie mają gdzie się podziać. Uchodźcy nie są masą, są indywidualnymi osobami. Ludzie ci często stracili wszystko, o czym pisała między innymi Molly Crabapple, niektórzy z nich – także poczucie własnej godności, a w oczach kopiących ich policjantów w Europie stają się małpami.
Im więcej będziemy o obozach mówić i dyskutować, a także wywierać presję na rządy i wzmacniać więzi obywatelskie między sobą, tym lepiej. Spekulacyjne projekty, jak ten zaproponowany przez Decolonizing Architecture, są doskonałym narzędziem do wszczęcia dyskusji o współzależności między polityką, prawem, kulturą i architekturą – zwłaszcza wśród architektów i dizajnerów. Niektórzy badacze twierdzą nawet, że obozy dla uchodźców są „ważnym źródłem wiedzy dla wszystkich specjalistów zajmujących się miejskością i miastami”. Trzeba sobie jednak powiedzieć wprost: obozów dla uchodźców nie powinno być wcale, to, że istnieją, powinno być traktowane nie tyle w kategoriach pragmatycznych (np. jak zbudować tani, wygodny i wytrzymały namiot dla uchodźców), ile szoku – obozy nie powinny być czymś normalnym. Normalizacja zabija wyobraźnię, wniosek do UNESCO o uznanie „dziedzictwa uchodźców” może ją u wielu osobom uruchomić.
Status uchodźcy jest zawsze postrzegany jako stan tymczasowy, który powinien zakończyć się albo naturalizacją, albo repatriacją. Jak pisał Giorgio Agamben: „W systemie państwa narodowego tak zwane święte i niezbywalne prawa człowieka okazują się być zupełnie pozbawione ochrony w momencie, gdy niemożliwe staje się określenie ich jako praw obywatela danego państwa”. Decolonizing Architecture stawia wyzwanie UNESCO, ale też triadzie państwo/naród/terytoriom, skostniałym pojęciom kultury, dziedzictwa, obywatelstwa. Pojęcia te są już teraz nieadekwatne. Lepiej, abyśmy zaczęli wymyślać je na nowo, ponieważ – z jednej strony – obozów wciąż przybywa (niedawno w Teksasie, Bangladeszu, w Libii), z drugiej – czy będziemy umieli poznawczo objąć to, co za chwilę może się zdarzyć? Bo skoro dziś my, Europejczycy, drżymy ze strachu na wieść o milionie Syryjczyków przybywających na kontynent, to co poczniemy, gdy w telewizji usłyszymy o milionach uchodźców klimatycznych?