Archiwum
14.05.2013

Oblicza nocy Mirosława Bałki

Marek Wasilewski
Sztuka

Wystawa najnowszych prac wideo Mirosława Bałki była jednym z najważniejszych wydarzeń tegorocznej, jubileuszowej edycji Biennale Sztuki Nowych Mediów WRO.

Kojarzony zawsze z obszarem minimalistycznej rzeźby i instalacji, artysta konsekwentnie wprowadza w pole swoich zainteresowań zapis wideo, który w znakomity sposób poszerza kontekst jego wypowiedzi i wpisuje się w strategię coraz dalej posuniętej dyskrecji i dematerializacji jego prac. Krótkie, lapidarne, wyprane z kolorów i światła zapisy Bałki przypominają formalnie rejestracje pionierów sztuki wideo, są swoistym arte povera cyfrowego obrazu. Ich ubogość może irytować i drażnić, ale te powstające pozornie mimochodem zapiski, strzępy rzeczywistości pokazywane w kilkusekundowych nieraz pętlach stają się obszarami zagęszczonego znaczenia. Bywają one czasem tak intensywne, że aż trudne do zniesienia – tak jak pokazywana na pierwszej wystawie Bałki we WRO w 2008 roku niemal niemowlęca twarz esesmana Franza Suchomela, który powtarza w nieskończoność słowa: „Prymitywną / Jednak Prymitywną”, odnosząc się do dobrze funkcjonującej, ale prymitywnej linii produkcyjnej śmierci w Treblince.

Piotr Krajewski, twórca Centrum Sztuki Nowych mediów WRO, zauważa, że „Bałka używa wideo w pewien charakterystyczny sposób. Podobnie jak w rzeźbie, w której dokonał wręcz krańcowej eliminacji form, z wielorakich możliwości oferowanych przez elektroniczne urządzenia wybiera najbardziej podstawowe – zapis i projekcję. Poza wyborem odpowiedniej sekwencji z dłuższych całości dokonany kamerą zapis jest wolny od wszelkiego montażu…W krótkich, trwających niekiedy tylko po kilka sekund pracach, w procesie ciągłego powtórzenia, rafinuje się znaczenie”.

Z kolei Julian Heynen w eseju „Lightworks” w katalogu z wystawy w K21 w Düsseldorfie zauważa, że „wartość tych realizacji nie leży w doskonałości techniki filmowej – słabe światło, zwyczajna daleka od szczytu rankingów technicznych kamera, poruszony obraz. Co jest zobaczone, nie może być oddzielone od tego, jak to zostało zobaczone i kto to zobaczył. Metodą tych prac jest subiektywizm”. Dla mnie ten poruszony obraz staje się „obrazem poruszającym”. Zawieszony w pozornej sprzeczności obrazu przypadkowego i znaczącego, precyzyjnie wyznacza obszar swoistej czarnej plamy na mapie, naszego oswojonego, domowego, codziennego jądra ciemności. Bałka wybiera zawsze sytuacje i miejsca niewygodne, trudne, nieładne, w jakiś sposób okaleczone, emanujące niepokojącą energią.

Tym razem wprowadzeni zostaliśmy do pracowni artysty. Widzieliśmy już jej fragmenty w pokazywanej we Wrocławiu na wystawie „Jetz” pracy „Maping the studio too”, która odnosi się do słynnej instalacji Bruce’a Naumana. To jedyna znana mi praca Bałki, którą można by uznać za otwarcie autoironiczną, a dialog z pionierem sztuki wideo – za gest wykonany dla czystej przyjemności zabawy. Podczas gdy w monumentalnej instalacji Naumana oglądamy małe zwierzęta przemieszczające się po opustoszałym studio, Bałka do swojej pracowni wprowadza myszkę-zabawkę.

„Nachtgesichten” to opowieść o pracowni artysty, ale także przede wszystkim opowieść o kimś, kto nazywa się Mirosław Bałka i jest znanym artystą. „Chciałem się zmierzyć ze zjawiskiem Mirosława Bałki – mówi artysta w wywiadzie dla wrocławskiego wydania „Gazety Wyborczej”. – To tak jak u Gombrowicza – jestem sławny bo jestem sławny. Dlatego postanowiłem zaprosić widzów do mojej pracowni”. W jego najnowszych pracach, mimo demonicznej, gotyckiej mroczności, także możemy znaleźć elementy, których nie należy brać całkiem serio, takie jak wszechobecne w galerii wycie wilków i wyłaniająca się z ciemności dłoń ułożona w symbol diabła, która prowadzi nas po labiryncie mrocznych pomieszczeń. Jest w tych zapisach coś w rodzaju złodziejskiej nonszalancji, kamera szybko prześlizguje się po sprzętach pustego domu, podobnie jak włamywacz, który nie traci czasu na zbędne roztargnienie, tylko śmiało przeszukuje dobytek swojej ofiary. Nieprzypadkowo ludzie, którzy zostali okradzieni w swoich domach, mówią, że najbardziej zszokowała ich nie utrata skradzionych przedmiotów, ale poczucie naruszenia ich intymności. Tymczasem tutaj mamy do czynienia z sytuacją, w której sam artysta staje się włamywaczem we własnym domu i wystawia swoją intymną przestrzeń na spojrzenia obcych.

Ważnym motywem, który przewija się przez ten lustrzany labirynt, jest gra z pojęciem odbicia. W osobnej sali pokazany jest monitor, na którym widzimy dłoń artysty zbliżającą się do powierzchni lustra. Kolejne palce dotykają swojego odbicia, tak jakby dotykały końcówek palców innego człowieka. Ta zabawa z lustrem przywodzi na myśl słynną scenę z filmu braci Marx, w której dwóch komików próbuje udawać, że są swoim zwierciadlanym odbiciem. To swoisty test lustra, który wykonuje się, by sprawdzić, czy badany obiekt posiada świadomość swojej odrębności od świata, czy rozpozna swoje odbicie w lustrze, czy weźmie je za innego przedstawiciela swojego gatunku. Kolejnym tropem może być znaleziona przed pracownią ropucha, która odbija się rytmicznym powolnym ruchem od ziemi. Światło księżyca widoczne na jednym z monitorów odbija promienie słoneczne, które oświetlają wyłaniającą się z mroku twarz artysty.

„Nachtgesichten” to oblicza nocy, mogą to być także zjawy i majaki. Przedzieramy się przez ciemność jak włamywacze, rozglądając się ciekawie po obcym domu. Patrząc za wąskim promieniem światła, poruszamy się po intymnej prywatnej przestrzeni pod nieobecność jej właściciela. Wystawa jest zbudowana jak labirynt, widz musi krążyć pomiędzy rozwieszonymi na wysokości wzroku plazmowymi monitorami, które wyglądają trochę jak duże lustra. Z ciemności wyłania się kilka różnych obrazów jednocześnie, dźwięki mieszają się, tworząc upiorną kakofonię. Chodząc po tej opuszczonej pracowni rzeźbiarskiej, natrafić można na zapakowane prace, przedmioty, które staną się częścią kolejnej realizacji, różne sygnały, które jak błysk w ciemności pojawiają się na chwilę, by zniknąć w mroku. Przez chwilę widać twarz Witkacego, fragment plakatu z napisem „minimalizm”, obraz na ścianie, który jest portretem-pamiątką z pierwszej komunii. Jedyny obraz, który nie jest zarejestrowany w ciemności i pokazywany jest w kolorze, to zbliżenie polskiej flagi. Jak mówi artysta, jest to „odniesienie do polskich traum, do bycia Polakiem, mieszkania w ciemnogrodzie, w zakłamaniu. W kraju, w którym nie przepracowaliśmy zbiorowo naszych grzechów i win”. To jedyny obraz, który nie pasuje do pozostałych i wydaje się częścią zupełnie innej wystawy. Drzewce flagi postukuje złowrogo i przypomina o sobie niczym złośliwy chochoł. Jest jak ironicznie zadane pytanie: czy to jest wasze odbicie?

Mirosław Bałka, „Nachtgesichten”
kurator: Piotr Krajewski
Wrocław, Centrum Sztuki WRO
8.05. – 8.07.2013

alt