Wojna polsko-polska to hasło wytrych używane w debacie publicznej do opisywania pogłębiających się podziałów pomiędzy prawicą a lewicą, biednymi a bogatymi, tak zwaną „Polską A” i „Polską B”, konserwatystami i liberałami. Nawet jeżeli określenie to jest ze wszech miar trafne, to opisywany przez nie stan zdążył już wymęczyć większość rodaków. Bo kto chciałby po raz setny słuchać o małych i dużych bitwach wszystkich ze wszystkimi, swoich ze swoimi? Okazuje się jednak, że wystarczy, by ktoś spojrzał na Polskę nie z perspektywy dziennika telewizyjnego i programów publicystycznych, ale przez pryzmat umowności, na jaką pozwala sztuka i nagle wyświechtana metafora, dzięki nowej perspektywie, budzi w nas nieoczekiwaną refleksję. Tak jest w „Eastern” Piotra Adamskiego, w którym społeczno-polityczny konkret zostaje przepisany przez pryzmat dystopijnej, mrocznej fantazji o kraju nad Wisłą, gdzie Nowakowie z Kowalskimi mszczą się na sobie w imię rodowego honoru.
„Eastern” reprezentuje cechy, które w polskim kinie występują relatywnie rzadko. Film Adamskiego, oparty na chwytliwym pomyśle, flirtuje z gatunkowymi konwencjami (westernu), a będąc kunsztowną igraszką, zarazem przekazuje widzowi coś ważnego. Tego rodzaju eksperymenty (w dodatku udane) w rodzimej kinematografii przeprowadzały ostatnimi czasy debiutantki – Agnieszka Smoczyńska i Jagoda Szelc. O ile jednak reżyserki skupiły się w swoich „Córkach dancingu” i „Wieży. Jasny dzień” na jednostce uwikłanej w pozornie niewidoczne przejawy ideologicznej przemocy symbolicznej, o tyle Adamski (również debiutujący w pełnym metrażu) serwuje nam alegorię utkaną z dotykających nas wprost, tu i teraz, problemów natury społeczno-politycznej.
Wizja Polski w „Eastern” to wizja (zupełnie tak, jak głosiła plansza początkowa w „Wieży. Jasny dzień”) oparta na „przyszłych wydarzeniach” – w której krwawa zemsta jest sankcjonowanym przez państwo prawem; w której nie trzeba mieć pozwolenia na broń, a ostre naboje można kupić na każdej stacji benzynowej; w której śmierć w wyniku zemsty honorowej jest opodatkowana; w której jeden nieprzemyślany ruch może być odebrany jako próba zbezczeszczenia czyjegoś honoru i rozpętać spiralę nienawiści. Adamski serwuje widzom wyobrażenie skrajnie patriarchalnego społeczeństwa, w którym pokłady negatywnych emocji były tak wielkie, że przemoc musiała stać się skodyfikowaną zasadą porządkującą relacje międzyludzkie. Film, w którym tak łatwo wyczuwa się klimat i temperaturę sporu dotykającego nas na co dzień, jest jednocześnie ostrzeżeniem przed jego dalszą eskalacją. W „Eastern”, bez epatowania „polskimi cechami narodowymi” – tak chętnie pokazywanymi przez Smarzowskiego chociażby w „Domu złym” (chamstwo, pijaństwo, awanturnictwo) – uzmysławia się widzowi, że wielkie tragedie zaczynają się od małych zniewag. Równolegle do ukazywania, że niewiele trzeba, abyśmy uznali coś za ujmę na honorze, reżyser stawia tezę, że jako naród (i każdy z osobna jako jednostka) mamy wyjątkowo niskie poczucie własnej wartości.
Zasady rządzące dystopijną wersją Polski w „Eastern” zostały zaczerpnięte z albańskiego kodeksu prawa zwyczajowego – kanunu. To właśnie w kanunie istnieje tradycja gjakmarrja, czyli zemsty krwi wymierzanej w ród, którego członek znieważył mszczącą się rodzinę. Krwawa zemsta staje się w filmie Adamskiego parabolą opowiadającą o dyktacie źle rozumianego męskiego honoru. Przedłużeniem męskiego ego są przedmioty falliczne – broń i papieros – rytuał zaś staje się odhumanizowany, ponieważ w swojej okrutności lekceważy jakiekolwiek ludzkie uczucia i wywyższa jedynie destrukcyjną chęcią odwetu.
Wyraźnie widać, że debiut Adamskiego wyrasta ze sztuki konceptualnej – przyświeca mu konkretny eksperyment myślowy: „a co by było, gdyby…”. Jednak sam koncept, nawet tak intrygujący i udanie zaprezentowany na ekranie, jak ma to miejsce w „Eastern”, nie wystarczyłby na satysfakcjonujące wypełnienie pełnego metrażu. Adamski jest tego świadomy i dlatego ogniskuje akcję wokół dwóch dziewczyn, które mają stanąć naprzeciwko siebie i w imieniu swoich rodzin walczyć o rodowy honor. Wprowadzenie pierwiastka żeńskiego do patriarchalnej rzeczywistości dokonuje w niej wyłomu. Nawet jeśli Klara i Ewa zostały wychowane po męsku (bo w świecie „Eastern” nawet kobiety muszą być mężczyznami), to jednak obie bohaterki nie chcą dać się zamknąć w ramach opresyjnej kultury i przemycają do niej feministyczny ideał siostrzeństwa, tak odmiennego od surowych braterskich więzi. W ten sposób, niejako przy okazji, Adamski domaga się, by w debacie publicznej, ale również w naszej codzienności, zaistniały wrażliwość i empatia, która rozsadzą ślepy schemat nienawiści.
„Eastern” należy niewątpliwie zaliczyć do najciekawszych polskich debiutów ostatnich lat. Oczywiście film w takim kształcie wciąż jest jedynie szkicem. Produkcja zamyka się w zaledwie osiemdziesięciu minutach i daleko jej do prezentowania na ekranie rozbudowanych portretów psychologicznych rodem z innych rodzimych pierwszych pełnych metraży, takich jak „Ostatnia rodzina” Jana P. Matuszyńskiego, czy „Cicha noc” Piotra Domalewskiego. Wydaje się jednak, że od początku nie to miało być atutem „Eastern”. Zamiast tego otrzymujemy precyzyjnie przygotowaną i przemyślaną opowieść o Polsce jak z sennego koszmaru – który przy odrobinie nieszczęścia może stać się jawą. Na dodatek trzeba pamiętać, że film ten powstawał w ramach „60-sięciu minut”, programu wspierającego debiutanckie projekty w Studiu Munka. Realizowane produkcje miały trwać godzinę, a ich budżet powinien oscylować w granicach miliona złotych. Kiedy patrzy się na „Eastern”, nie ma więc wątpliwości, że reżyser zaprezentował maksimum talentu przy minimum możliwości. Widzowie rozsmakowani w niebanalnym i pomysłowym kinie powinni więc z uwagą wypatrywać kolejnych projektów Piotra Adamskiego, w których będzie mógł w pełni rozwinąć skrzydła.
„Eastern”
reż. Piotr Adamski
premiera: 26.06.2020