Archiwum
23.04.2020

(Nie)wesołe życie staruszka

Mateusz Żebrowski
Film

Filmowe portrety starszych ludzi – kino lekkie, łatwe i przyjemne –  mogą z nieodpartym urokiem przekonać, że sędziwy wiek co prawda nieuchronnie zbliża nas do śmierci, ale w żaden sposób nie odbiera człowiekowi radości, jaką może czerpać z życia. Wystarczy tylko pokonać swoje ograniczenia, odrzucić dawne ansy i z werwą zaśpiewać „wesołe jest życie staruszka”. Pani czy pan w słusznym wieku potrafią się zakochać („Hotel Marigold” Johna Maddena), być mistrzami zbrodni („Gentleman z rewolwerem” Davida Lowery’ego), a nawet z sukcesem prowadzić misje szpiegowskie („Red” Roberta Schwentke). Tym utartym szlakiem wyznaczonym dla feel-good movies o starości tylko częściowo podąża Bill Condon w „Kłamstwie doskonałym”. Amory i przekręty są tu nie po to, żeby pokazać, jak para aktorów po siedemdziesiątce odnajduje się w konwencji kina łotrzykowskiego, ale przede wszystkim służą skonfrontowaniu bohaterów z przeszłością. Czy pomysł ten sprawdza się jednak w narzuconej konwencji? Niekoniecznie.

Condon należy do reżyserów, których filmy przypominają produkty z taśmy fabrycznej. Zawsze są solidnie zrobione, nie schodzą poniżej pewnego poziomu realizacyjnego, ale sprawiają wrażenie, jakby przy ich kręceniu ważniejsze było wypełnienie norm ISO niż tchnięcie w dzieło odrobiny kreatywności. Niewiele jest w tym finezji i polotu, zamiast tego króluje sztanca. Z jednej strony to właśnie Condon odpowiada za jedne z najbardziej mdłych i nijakich filmów, jakie przyszło mi oglądać. Mam na myśli kompletnie nieangażujący musical „Dreamgirls” i najgorsze jak dotąd Disneyowskie live action, czyli „Piękną i Bestię”. Trudno więc podchodzić do projektów amerykańskiego twórcy ze szczególnym entuzjazmem. Z drugiej strony w ostatnich filmach Condona najchętniej występuje legenda brytyjskiego aktorstwa, Ian McKellen. „Kłamstwo doskonałe” jest ich czwartym wspólnym projektem. Na dodatek McKellenowi w filmie partneruje Helen Mirren. Tych dwoje jest wystarczającym powodem, żeby – pomimo obaw o finalną jakość produktu – dać ekranizacji kryminału Nicholasa Searle’a pewien kredyt zaufania.

Początek jest obiecujący – w dynamicznie zmontowanej sekwencji dwoje wdowców rejestruje się na portalach randkowych, a w swoich formularzach kłamie na potęgę. Szybko orientujemy się, że „Kłamstwo doskonałe” nie będzie skupiało się na odnajdywaniu miłości w jesieni życia. Roy to zawodowy oszust, bogacący się na pazerności i naiwności innych. Za to Betty wydaje się nieszablonowo jak na tego typu produkcje zaradna i pozbawiona łatwowierności. Oboje prowadzą grę, a w wykonaniu McKellena i Mirren jest to rozgrywka pełna charyzmy i wdzięku. Szybko akceptujemy, że „Kłamstwo doskonałe” nie jest projektem ambitnym, ale zamiast tego otrzymujemy lekko i sprawnie poprowadzoną akcję z dwiema świetnymi kreacjami aktorskimi. Oboje nasycają postaci swoim talentem aktorskim; szczególnie błyszczy McKellen – raz udający staromodnego i dowcipnego dżentelmena nieporadnie utykającego na jedno kolano, innym razem szelmę, który z makiaweliczną satysfakcją oszukuje innych.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby „Kłamstwo doskonałe” do końca pozostało wierne konwencji komediowego kryminału, trzymającego poziom dzięki wybitnym aktorom i sprawnej realizacji. Jednak im bliżej końca, tym mocniej film chce uderzać w poważne tony. Condon zabiera nas w przeszłość – do czasów II wojny światowej, tam czekają na widzów tajemnice, które uformowały bohaterów.

Końcowy zwrot akcji pozbawia „Kłamstwo doskonałe” całego przewrotnego uroku, tkwiącego we wzajemnym przyciąganiu i odpychaniu się Roya i Betty. Jednocześnie film nie daje nic w zamian. Postaci nie zyskują nowego wymiaru. Brak im immanentnej głębi, która udźwignęłaby nowe, tragiczne motywy, determinujące działania. Zwrot jest więc spadającą znienacka narracyjną bombą, która robi dużo huku, ale w gruncie rzeczy pozostaje niewypałem. Chyba że siła rażenia miała zniszczyć dobre wrażenie, jakie przez większość czasu sprawiało „Kłamstwo doskonałe”. Jeśli tak, to akurat ta sztuka udała się w pełni. Na koniec zastanawiamy się: po co myśmy kibicowali tym bohaterom, skoro, jak się okazuje, tak naprawdę ciężko ich nawet lubić?

W ostatniej scenie bohaterka Mirren mówi do swoich wnuczek bawiących się przy stawie: „Uważajcie, tam jest głębiej, niż się wam wydaje!”. Czy w ten sposób Condon włożył w usta Betty metakomentarz na temat filmu, że każda niewinna historyjka może kryć w sobie drugie, bardziej tragiczne dno? Wszystko na to wskazuje. Reżyser zapomniał jednak, że nie wszystkie niewinne historyjki, szczególnie te opowiedziane w lekki i rozrywkowy sposób, są w stanie naświetlić widzowi wagę owego drugiego dna. A wtedy powaga przeradza się niestety w niezamierzoną śmieszność.

 

„Kłamstwo doskonałe”
reż. Bill Condon
premiera światowa: 8.11.2019
film dostępny na platformach VOD

The Good Liar | źródło: imdb.com