Archiwum
21.11.2014

Nie wszystko złoto…

Jakub Małecki
Gry

W pudełku nie znajdziemy zbyt wielu elementów. Ot, trochę kart i żetonów. To, co zwraca uwagę, to dbałość o detale. Tak znakomitej wypraski można ze świecą szukać. Wszystko ma tu swoje miejsce, podczas transportu nic się nie przemieści ani o milimetr. Druga rzecz, na którą od razu zwraca się uwagę – wykonanie żetonów. Są zdecydowanie największym urokiem tej gry. Plastikowe, grube, ciężkie, przypominają nieco te używane do pokera. W trakcie rozgrywki uczestnicy z lubością obracają je w rękach. Bądźmy szczerzy. Ta pozycja mogłaby zostać wydana w dwa razy mniejszym opakowaniu. Jest jednak jak jest, niech esteci też mają coś od życia. „Splendor” szczególnie podoba się paniom, w końcu główną osią zabawy jest kolekcjonowanie klejnotów.

Jeśli chodzi o zasady, to są one niezwykle proste. Tłumaczenie razem z rozłożeniem wszystkiego nie powinno zając więcej niż dwie, trzy minuty. Nawet najbardziej nadpobudliwi nie zdążą się zniecierpliwić. Na stole kładzione są trzy rzędy kart, im wyższy, tym kartoniki trudniejsze do zdobycia, dają jednak większą ilość punktów. Nieco z boku należy umieścić bank żetonów oraz wylosowane kafle arystokratów, którzy będą się przyglądać naszym poczynaniom. W swoim ruchu mamy do wykonania jedną z kilku akcji. Są nimi: dobranie trzech różnych żetonów klejnotów bądź dwóch w tym samym kolorze, rezerwacja lub kupienie karty. By zdobyć wybrany kartonik, należy po prostu zapłacić za niego określoną kombinacją klejnotów. Karty, oprócz punktów zwycięstwa, dają zniżki przy przyszłych transakcjach. Podczas partii warto zwracać uwagę na wymagania, jakie należy spełnić, by zdobyć względy wielmożów. Mogą oni znacznie przybliżyć nas do celu. Przez cały czas należy pamiętać, że gra jest wyścigiem. Kto pierwszy uzyska piętnaście punktów, zasłuży na miano najlepszego kupca.

„Splendor” jest zabawą czysto optymalizacyjną. Nie ma w nim określonej strategii, trzeba po prostu umiejętnie dostosowywać się do sytuacji na stole. Trzeba przyznać, że świetnie się skaluje, we dwie, trzy i cztery osoby gra się równie dobrze. Partia przebiega bardzo szybko, uczestnicy nie potrzebują dużo czasu na podjęcie decyzji. Na początku trzeba zbudować odpowiedni silniczek, z czasem zaczynamy zdobywać karty niemal za darmo. Osoby oczekujące powiewu przygody mogą się srogo zawieść. Obiecywane kopalnie i statki są tylko ilustracjami na kartach. Gdyby zorganizować konkurs na najbardziej pozbawioną klimatu grę, „Splendor” w cuglach zdobyłby miejsce na podium. Co człowiek, to inna opinia. Jedni zakochują się w nim bezwarunkowo, inni narzekają, że robi się w kółko to samo i są po prostu zawiedzeni. Polecić można go raczej mniej wprawionym graczom. Tytuł ten może się stać, obok takich klasyków jak „Carcassone” czy „Wsiąść do pociągu”, idealnym „wprowadzaczem” nowicjuszy w świat nowoczesnych planszówek.

„Splendor”
autor: Pascal Quidolt
grafika: Marc André
Rebel.pl

alt